12 listopada 2013

Idą studia, idzie przerwa

Nie sądziłam, że studia będą pochłaniać tyle mojego czasu... Za czytanie albo nie mam kiedy się zabrać, albo nie mam na nie ochoty, zgroza. Jak nie jestem na uczelni to lecę do akademików, jakieś życie towarzyskie mam czy coś w tym stylu :P
Nie wiem kiedy pojawi się nowy post, po prostu chciałam dać znać, że żyję :P

25 września 2013

Książka i jej ekranizacja x2


Lolita

Lolita - Vladimir Nabokov
tytuł oryginału: Lolita
tłumaczenie: Michał Kłobukowski
wydawnictwo: Wydawnictwo Da Capo
data wydania: 1997 (data przybliżona)
data wydania oryginału: 1955
liczba stron: 384







Zacznę może od "nieszczęsnej" Lolity. Nieszczęsnej, bo skończyłam ją czytać gdzieś na początku lipca i nie zmobilizowałam się do napisania o niej od razu, wrażenia się już zatarły, toteż opinia będzie ogólna.

Każdy chociaż kojarzy o czym jest Lolita, więc pominę opis. 

Jest to powieść, której nie mogę znienawidzić ani też pokochać. Dość kontrowersyjny temat miłości dojrzałego mężczyzny do dziewczynki sprawia, że nie może ona trafić do "ulubionych", jednak jeśli człowiek zapomni o tym ile lat ma główna bohaterka i spojrzy raz jeszcze na opisy, na to z jakim uwielbieniem i jak poetyckim językiem Humbert opowiadał o swej ukochanej to nie można też tej książki nienawidzić. 

Dla Nabokova należy się duże uznanie za podjęcie się tak kontrowersyjnego tematu, zwłaszcza zważywszy na rok, w którym powieść została wydana. Dziś może przeszłaby bez jakiejś wielkiej krytyki, mamy mode na kontrowersje i trudno człowieka zdziwić, ale wtedy musiała wywołać dużo szumu. Zaś język jakim go napisał... Piękny. Naprawdę czyta się z przyjemnością. Język jest bardzo poetycki, autor często i gęsto bawi się słowami, przekształcając je, tworząc nowe. 

Muszę przyznać, że w pewnym momencie, na samym początku, kiedy główny bohater opisywał swoje uwielbienie do nimfetek miałam ochotę rzucić książkę i jej nie kończyć. Świadomość, że trzydziestoparoletni czy blisko czterdziestoletni facet wzdycha do małych dziewczynek napawała mnie obrzydzeniem. Przerwałam wtedy lekturę na jakiś czas. Ale język powieści mnie urzekł, przyciągał jak magnes... Więc do niej wróciłam.

Mam wrażenie, że autor poniekąd bawi się czytelnikiem, podobnie jak Lars von Trier w Dogville (przeczytałam taką koncepcję, dość ciekawą i myślę, że trafną, na forum filmwebu; poza tym polecam ten film). Poetyckie opisy miłości do Lolity oraz przytaczane przykłady z przyszłości podobnych i całkiem legalnych związków mają chyba sprawić, że czytelnik nie tylko popiera, ale i żałuje głównego bohatera. Osobiście uważam, że w porządku, kiedyś dawno temu starsi mężczyźni wiązali się z młodszymi kobietami, dziś wręcz dziećmi, kiedyś kobiety wychodziły za mąż, powiedzmy w wieku Lolity i to była norma, ale moim zdaniem to były inne czasy, dzieci dojrzewały szybciej niż dzisiaj.
Ok, wiek inicjacji seksualnej jest w wielu przypadkach dość niski, ale moim zdaniem seks z chłopakiem niewiele starszym to co innego niż z czterdziestolatkiem. Poza tym sama Lolita mówi do Humberta złamałeś mi życie.
(Chociaż i o tym by można dyskutować i dyskutować, np. niby Lolita pierwsza uwiodła Humberta, ale on do tego dążył, wszystko co robił odkąd ją pierwszy raz zobaczył miały do tego doprowadzić; poza tym Lolita zakochała się w kolejnym starszym mężczyźnie itd. itd. są za i przeciw, które można nieustannie mnożyć, można polemizować nad każdym aspektem, rozkładać ją na części pierwsze i poniekąd na tym polega piękno tej książki)

Jak na książkę, którą czytałam już jakiś czas temu to dość dużo tego tekstu wyszło :) Są to główne przemyślenia jakie miałam po przeczytaniu, pewnie byłoby tego więcej gdybym coś skrobnęła zaraz po przeczytaniu. Cóż, myślę, że w przyszłości będę ponownie czytać Lolitę, pewnie wtedy skrobnę coś więcej :)
Oczywiście książkę polecam, w końcu to coś w rodzaju klasyki. Wstyd nie przeczytać ;)


           Lolito, światłości mojego życia, ogniu moich lędźwi. Grzechu mój, moja duszo. Lo-li-to: koniuszek języka robi trzy kroki po podniebieniu, przy trzecim stuka w zęby. Lo. Li. To.
           Na imię miała Lo, po prostu Lo, z samego rana, i metr czterdzieści siedem w jednej skarpetce. W spodniach była Lolą. W szkole – Dolly. W rubrykach – Dolores. Lecz w moich ramionach zawsze była Lolitą




Film to dość wierna ekranizacja książki, chyba wszystkie główne wątki zostały zawarte, reżyser nie pozwolił sobie na ich zmianę (a jeśli już to zmiany były niewielkie), trzyma poziom, ma ciekawy klimat (który zawdzięcza w dużej mierze także ścieżce dźwiękowej, chwilami muzyka niepokojąca).
Film podobnie kontrowersyjny jak książka, nawet bez znajomości literackiego pierwowzoru można długo dyskutować.














Bractwo Bang Bang
Link do recenzji książki: klik

Książkę dostałam do recenzji, więc nie mogłam czekać z publikacją na oglądnięcie filmu, a nie wiedziałam kiedy będę miała okazję go obejrzeć. Wspominam o tym, bo mogę się mylić co do tego czy film jest wierną ekranizacją. Jednak z tego co pamiętam tak jest. Oczywiście zdarzenia nie są dokładnie takie jak w książce, dodatkowo np. wątek dziewczyny Grega jest inny, są dodane sceny, których w książce nie ma, ale moim zdaniem są świetne. Tak jak cały film.

Naprawdę, nawet gdybym nie czytała książki, a trafiła jakoś na film darzyłabym go uwielbieniem. Jest po prostu świetny!
Traktuje o ciężkich tematach, ale nie jest ponury i nie wpędza w "dołek", bo doskonale równoważą to humor i zabawne sceny.

Wybór aktorów moim zdaniem doskonały. Zwłaszcza z uwagi na loczki i BOSKI akcent aktora grającego Grega :)

Niestety nie wychodzi mi opisywanie filmów i nie potrafię w pełni oddać tego jak bardzo mi się podobał...

ocena: 6/6

18 września 2013

"Piękny umysł" Sylvia Nasar i "Piękny umysł" Ron Howard (2001)

Piękny umysł - Sylvia Nasartytuł oryginału: Beautiful mind
tłumaczenie: Piotr Amsterdamski
wydawnictwo: MUZA, Albatros
data wydania: 2003
data wydania oryginału: 2001
liczba stron: 472

opis:
"W wieku 21 lat John Nash opublikował pracę doktorską, w której sformułował "teorię równowagi Nasha" - nowe rewolucyjne podejście do kluczowego problemu teorii gier niezespołowych, opisujące mechanizmy racjonalnego zachowania człowieka. Kilkanaście lat później jego wynik dokonał przewrotu we współczesnej ekonomii, co doceniono przyznając matematykowi Nagrodę Nobla w 1994 roku. Sam Nash, ekscentryk cierpiący na schizofrenię, przez wiele lat walczył ze straszliwą chorobą ograniczającą jego potencjał twórczy, by ostatecznie nad nią zatriumfować u schyłku swojego życia. "


Po pierwsze muszę ostrzec wszystkich entuzjastów, którzy tak jak ja wiedzieli o filmie o tym samym tytule i dostrzegli na okładce, jakże zgubny, napis światowy bestseller. Piękny umysł jest typową biografią, napisaną dość "suchym" językiem, nie jest prosta w odbiorze.
Nie mam pojęcia czemu książka ta stała się bestsellerem. Być może uzyskała ten status po zekranizowaniu.

Na początku napiszę o dwóch "bolączkach" jakie miałam podczas czytania. Po pierwsze dokonania matematyków opisywane w tej książce są dla mnie czarną magią, autorka nie przedstawiła ich w sposób zrozumiały dla "normalnego" człowieka, nawet mimo rozszerzonej matematyki w liceum nie mogłam ich zrozumieć (poziom był jaki był, ale coś tam liznęłam "poważniejszej" matmy). Albo jestem idiotką...
Dostarczyło mi to trochę frustracji, bo musiałabym za każdym razem włączać komputer i szukać przystępniejszych wyjaśnień. Więc tak naprawdę nie mam pojęcia o znaczeniu odkryć Johna Nasha i jego kolegów.

Drugą "wadą", za którą nie można winić autorki, ale która wpłynęła na odbiór książki jest opisywana postać.
Najpierw, owszem, byłam zafascynowana. Jednak gdzieś w połowie dostrzegłam, że Nash, wprawdzie geniusz matematyczny (w co muszę wierzyć trochę na słowo...), jest tak naprawdę skur... Ustawicznie poniżał i źle traktował ludzi, których uważał za mniej inteligentniejszych od siebie, jak widać miał tylko jedno kryterium, którym posługiwał się w ocenie ludzi. Baaardzo głębokie...
Był na poziomie emocjonalnym... Nie, chyba nawet nie można powiedzieć, że pięciolatka, bo pięciolatek potrafi okazywać miłość. Oto jedna z sytuacji, która ukazuje jak traktował młodą, inteligentną, kompletnie w nim zadurzoną kobietę:

Pod koniec letniego semestru Nash zaprosił Alicię na piknik wydziału matematycznego w Bostonie. (...) Nash chciał pokazać wszystkim, że jest panem tej pięknej młodej kobiety, a ona jego niewolnicą. W pewnej chwili późno po południu, przewrócił Alicię na trawę i postawił stopę na jej karku.

W tym momencie nie rozumiem Alicii. Zwłaszcza w tamtych czasach kobieta nie powinna się godzić na takie traktowanie.

Osobowość Nasha sprzed choroby sprawiła, że zupełnie mu nie współczułam kiedy czytałam o jego chorobie. Bardziej ciekawiła mnie sama schizofrenia, opisy ówczesnych szpitali psychiatrycznych, metod leczenia, itp. Co najciekawsze na końcu książki, choć Nash sprawia wrażenie już bardziej ludzkiego i normalnego emocjonalnie, pokorniejszego, to jednak widać, że jego złośliwa natura nie zniknęła.

Nie będę polecać tej książki. Choć jest to obszerna biografia, myślę, że rzetelnie napisana i jeśli ktoś jest zauroczony Nashem czy jego odkryciami to pewnie będzie nią urzeczony. Mnie się nie podobała.




Film to dość ładna i zgrabna opowieść, z kilkoma błędami, a mam tu na myśli głównie techniczne i merytoryczne np. takie, że podczas ceremonii rozdawania Nagrody Nobla laureaci nie wygłaszają żadnych przemówień, a szwedzka rodzina królewska nie dałaby owacji na stojąco.

Ciekawym zabiegiem był ten z halucynacjami, szczerze mówiąc dałam się nabrać, bo myślałam, że tak przeinaczyli to co było w książce, a potem pofantazjowali (RAND-Pentagon mnie zmylił).

Byłaby to fajna i wzruszająca historia o tryumfu ludzkiego ducha i umysłu geniusza, gdyby nie to, że Nash z filmu to nie Nash z książki (a zakładam, że Sylvia Nasar przedstawiła go właściwie (prawie 100 stron przypisów i bibliografii musi o czymś świadczyć)). Jego postać została mocno wybielona, w filmie jest po prostu typowym, ekscentrycznym matematykiem, nie ukazano jego złośliwości, arogancji i egocentryzmu.

W filmie przeinaczone są fakty, postacie Johna i jego żony. Nie podobało mi się, no ale cóż, kto chciałby oglądać matematyka upokarzającego kolegów, kobiety, porzucającego własnego syna (starszego)? Nikt by się wtedy nie wzruszył.
Zirytowało mnie także to, że jedną scenę zrobili tylko po to, żeby zagrać na emocjach widza- w jednej z ostatnich scen studenci śmieją się z Nasha. Z tego co pamiętam ci, którzy kojarzyli go i zdawali sobie sprawę z tego jak wielkim matematykiem był przed chorobą uświadamiali o tym innych, względnie budził postrach, ale nie pamiętam sceny, w której byłby pośmiewiskiem.





Jeśli zniechęciłam was do obejrzenia filmu, a nie czytaliście jeszcze książki, to pragnę was zapewnić, że film sam w sobie, jeśli się zapomni o tym jaki był naprawdę Nash, jest wzruszającą historią. W sumie warto go obejrzeć, jest ciekawy, ale przy tym nie należy go traktować jako biografię Johna Nasha.

15 września 2013

Krótko i na temat (4)

 Świat nocy (1) L. J. Smith
tytuł oryginału: Secret Vampire. Daughters of Darkness. Spellbinder or Enchantress.
tłumaczenie: Ewa Spirydowicz, Ewa Ratajczyk
seria/cykl wydawniczy: Świat nocy tom 1
wydawnictwo: AMBER
data wydania: 9 września 2009
data wydania oryginału: 1996
liczba stron: 504











Zaczęłam czytać tę książkę i nie wiedziałam o niej ZUPEŁNIE NIC. Nie wiedziałam nawet, że to zbiór opowiadań. Gdybym wiedziała to bym się pewnie za nią nie wzięła. Ale gdy skończyła się pierwsza opowieść stwierdziłam, że jak zaczęłam to skończę.
A propo Dotyku wampira- zaczęło się całkiem nieźle. I oceniłabym ją też na całkiem niezłą. Tyle, że nie mogę tego samego powiedzieć o całym zbiorze. Opiera się on na tym samym schemacie, a kiedy czyta się trzecią opowieść bardzo podobną do poprzednich dwóch to ma się ochotę... zrobić kilka brzydkich rzeczy. Na dodatek w tych opowieściach wszystko jest możliwe o ile prowadzi to do happy endu. 
3 razy nie. Następna proszę!

ocena: 2/6


Morderstwo na Rue Morgue Edgar Allan Poe



















To będzie naprawdę krótkie, ponieważ słuchałam tego audiobooka na początku roku i już go za dobrze nie pamiętam.
Po pierwsze to dobrze wykonany audiobook, pamiętam, że oprócz lektora były także odgłosy takie jak ruch uliczny czy otwieranie i zamykanie drzwi.
Poza tym świetny klimat już samej powieści (a może raczej opowiadania), zagadka naprawdę ciekawa, nastrój grozy bardzo dobrze budowany, nerwy czytelnika są napięte i... Kiedy nastąpiło rozwiązanie zagadki nie wiedziałam czy mam je brać na poważnie czy się śmiać. Początkowo byłam trochę rozczarowana, jednak z drugiej strony i taka ewentualność wydaje się przerażająca (mam na myśli "mordercę"). Poe świetnie zbudował nastrój i coś pozornie spokojnego i bezpiecznego uczynił czymś groźnym, napisał typową powieść kryminalną z niekonwencjonalnym zakończeniem.
Polecam miłośnikom kryminałów, ale... przygotujcie się na niespodziewane ;)


Martin Eden Jack London
Martin Eden - Jack Londontłumaczenie: Zygmunt Glinka
tytuł oryginału: Martin Eden
wydawnictwo: Książka i Wiedza
data wydania: 1988 
liczba stron: 352













Oooo a to będzie najkrótsze!
Jack London. To nazwisko zna chyba każdy. Jako pierwszą powieść wybrałam Martin Eden z tego prostego powodu, że w bibliotece chyba nie było niczego innego. Nie spodziewałam się fajerwerków, ale jak wiadomo to znane nazwisko w świecie literatury, więc jeśli Martin nie miałby mnie porwać to spodziewałam się przynajmniej solidnej lektury.

Dotrwałam do 37 strony po czym rzuciłam książką w kąt (no, nie dosłownie, gdybym ją kupiła to pewnie bym tak zrobiła, ale egzemplarze biblioteczne szanuję).
A rzuciłam dokładnie po tym zdaniu:
Ośmielił się poczuć w wyobraźni jej wargi na swoich i przedstawił to sobie tak żywo, że na samą myśl zakręciło mu się w głowie, a obłok różanych płatków jakby ogarnął go i uniósł, przepajając zmysły czarowna wonią.

Przepraszam! Co ja czytam? Klasykę czy tani romans?

Takie męczące wizje i zachwycanie się pięknem i wspaniałością dopiero co poznanej Ruth zajęły znaczącą część tych nieszczęsnych trzydziestu siedmiu stron. Były tam elementy, które mi się podobały (przez te mdłe zachwyty przebijały się nieśmiało, np. zapowiedzi opisów podróży Martina do dalekich krajów), jednak te fragmenty nie były w stanie utrzymać mnie przy tej książce. Nie byłam ich aż tak ciekawa, bo nie jestem aż taką masochistką. Mam zbyt rozwiniętą wyobraźnię, a scena z opisu powyżej i tak za bardzo wryła mi się w umysł... I teraz trzeba posłuchać Rammstein dla równowagi. 

Co mnie najbardziej śmieszy to ocena prawie 8 na LC.

12 września 2013

"Jeźdźcy smoków" Anne McCaffrey

Jeźdźcy smoków - Anne McCaffreytytuł oryginału: Dragonflight
tłumaczenie: Rafał Chodasz
seria/cykl wydawniczy: Jeźdźcy smoków z Pern tom 1
wydawnictwo: Książnica
data wydania: 2007 
data wydania oryginału: 1968
liczba stron: 337

opis:
"Rukbat w gwiazdozbiorze Strzelca ma pięć planet - trzecia, skolonizowana przez ludzi, została nazwana Pernem. Kiedy ją zasiedlali, niewielką uwagę zwrócili na dziwną czerwoną planetę krążącą po nieregularnej, eliptycznej orbicie. Osobliwy szlak, po którym błądził gwiezdny wędrowiec, przywodził go blisko Pernu co dwieście lat i wtedy z przestworzy opadały miejscowe formy życia. Srebrne Nici, śmiertelnie niebezpieczne dla Perneńczyków, udawało się pokonać tylko dzięki współpracy ze smokami, pierwotnymi mieszkańcami planety. Od ostatniego ataku minęły dwa wieki, Perneńczycy zdążyli zapomnieć o zagrożeniu - lecz oto znowu nadchodzi czas próby: trzeba złączyć siły i wspólnie ze smokami walczyć o przetrwanie..."



Jeźdźców smoków po raz pierwszy próbowałam przeczytać w zbyt młodym wieku i skończyło się to fiaskiem (prawdopodobnie miałam wtedy ok. 13 lat i po prostu nie rozumiałam niektórych słów, a książka mnie nużyła). Wróciłam jednak i tym razem ukończyłam powieść. Anne McCaffrey, jak głosi okładka, zwana jest „królową smoków”, co nie dziwi, bo jak nas informuje tylna z kolei okładka stworzyła ona 16 książek w uniwersum Pernu (w cyklu Jeźdźcy smoków z Pern zawarte są dwie trylogie+inne książki, nie liczę zbiorów opowiadań i książek napisanych wraz z synem).

Zacznę od wad. Po pierwsze pewne nieścisłości, których podczas czytania sobie nie uświadamiałam (bo jest to przedstawione we wstępie, przeczytałam go dość pobieżnie), a dostrzegłam dzięki użytkowniczce LC.
Ludzie dotarli na planetę, którą nazwali Pern i ją skolonizowali, ale świat, w którym toczy się akcja jest zdecydowanie światem fantasy, nie przypomina tego z science fiction, a powinien, bo przecież ludzie musieli użyć jakiejś zaawansowanej technologii, by na nią dotrzeć. Żadnej katastrofy, klęski żywiołowej i żadnej wzmianki o tajemniczych urządzeniach. Moim zdaniem autorka lepiej by zrobiła gdyby po prostu zasiedliła tę planetę ludźmi. Wielu wierzy, że gdzieś we wszechświecie jest planeta podobna do Ziemi z, być może, istotami podobnymi do nas, a nawet takimi samymi, więc czemu nie.

Drugą wadą jest charakterystyka postaci, a raczej jej brak. Dwójka głównych bohaterów jest dość dobrze opisana, nieliczne postacie drugoplanowe też, jednak jest ich zbyt mało. Na dodatek akcja potrafi przeskoczyć o 2 Obroty (odpowiednik naszego roku), o jeden i nie ma wiele wzmianek o tym co się działo podczas nich. Jeźdźcom smoków brak szczegółowości, wszystko jest opisane zbyt pobieżnie, jedynie pod koniec następuje poprawa, jednak widać pewną nieproporcjonalność kiedy 2/3 książki to jakieś 3 Obroty, a pozostała część to 3 dni… SPOILER To irytuje zwłaszcza kiedy Lessa trafia 400 Obrotów wstecz i te dni, które spędziła w przeszłości są zbyte kilkoma zdaniami, a można by je rozpisać na co najmniej kilkanaście stron KONIEC SPOILERU

A teraz plusy. Po pierwsze książkę dobrze się czytało, nie miałam problemu z przyswojeniem informacji, akcja jest dość wartka, dlatego sięgnę po kolejny tom. Drugim ważnym powodem jest po prostu ciekawość jak potoczą się dalsze losy Lessy, głównej bohaterki, oraz innych postaci.
Świat Pernu, poza tymi początkowymi zgrzytami i zbytnią ogólnością, jest dobrze przedstawiony i wciągający. Poza tym czy jakakolwiek książka ze smokami może być tragiczna? :) Nigdy nie nazwałam tak jakiejkolwiek z tymi bestyjkami i pewnie mi się to nie zdarzy.
Niestety potencjał książki nie jest w pełni wykorzystany.

Zdaję sobie sprawę z tego, że szerzej opisałam wady niż zalety, ale musicie wierzyć mi na słowo, że książkę dobrze się czytało. Jutro wybieram się do biblioteki po drugi tom :) Jeźdźcy smoków to takie fantastyczne (mam na myśli gatunek ;) ) czytadło, niektórzy czytają takie niewymagające romanse, inni kryminały, a można też sięgnąć po fantastykę.

ocena: 3/6

11 września 2013

30-day Book Challenge

30-day Book Challenge dobiega końca. Nie odpowiadam na ostatnie pytanie, które brzmi "Jaka jest twoja ulubiona książka wszech czasów?". Nie cierpię ograniczania się do jednej książki!
Niemniej było to przyjemne "wyzwanie" :)

10 września 2013

30-day Book Challenge- Dzień 29

Dzień dwudziesty dziewiąty:
Książka, którą wszyscy znienawidzili, ale ty pokochałeś
I znów nie było ani miłości, ani nienawiści, pytanie zadano zbyt mocnymi słowami.
Cykl Dziedzictwo Christophera Pailoniego jest zewsząd chyba tylko krytykowany. Ja go polubiłam, mam do niego sentyment. Nie, nie pokochałam go, ale po prostu go lubię.

09 września 2013

30-day Book Challenge- Dzień 28


Dzień dwudziesty ósmy:
Ulubiony tytuł książki

Trzy metry nad niebem - Federico MocciaWybrałam pierwszą jaka się napatoczyła, bo potem wybór mógł być trudny ;)

08 września 2013

"Z ciemnością jej do twarzy" Kelly Keaton


Z ciemnością jej do twarzy - Kelly Keatontytuł oryginału: Darkness Becomes Her
tłumaczenie: Anna Gralak
seria/cykl wydawniczy: Bogowie i potwory tom 1
wydawnictwo: Znak
data wydania: 2 maja 2011
data wydania oryginału: luty 2011
liczba stron: 264











Nie spodziewałam się po sobie, że Z ciemnością jej do twarzy mi się spodoba, bo na palcach jednej ręki mogę zliczyć romanse paranormalne, które mi się podobały (chociaż w jednej z recenzji czytałam, że to niesprawiedliwe szufladkować powieści z tej trylogii jako romanse paranormalne, po pierwszej części przyznaję autorce tego stwierdzenia rację). Nie przepadam za nimi, ale widziałam wiele pochlebnych recenzji, więc stwierdziłam, że może warto zobaczyć czym się inni blogerzy tak zachwycają.
I było warto.

Autorka stworzyła specyficzny świat, a raczej miasto, które zaludniła potworami wszelakiej maści. Do tego miasta trafia Ari, zagubiona nastolatka, poszukująca prawdy o swoich rodzicach i o sobie. Natrafia w Nowym 2 (Nowy Orlean został zniszczony przez huragany, miasto zostało wykupione przez 9 tajemniczych rodzin) na całkiem inny świat, którego sobie nie wyobrażała i nie była na niego przygotowana. Nie została także przygotowana na prawdę o sobie, która ją przerazi...
Ale to już na końcu książki :)

Akcja książki toczy się dość szybko, można by nawet rzec, że zbyt szybko, bo Z ciemnością jej do twarzy jak każdą książkę dla młodzieży czyta się błyskawicznie. Świat powieści i wydarzenia wydają się pokręcone, bardzo, nawet dla czytelników, którzy mieli z czymś takim do czynienia w innych książkach.
Ale wydaje mi się, że odniosłam takie wrażenie, bo bardzo wczułam się w wydarzenia i dość mocno przeżywałam to co Ari- to mi się zdarza baaardzo rzadko. Bardzo rzadko zdarza mi się, że przeżywam wydarzenia tak jak główny bohater, a tak było tym razem. W niektórych scenach czułam przyśpieszone bicie serca- tak jak Ari.

Nowy 2 to ciekawe i klimatyczne miejsce. Są tu bandy dzieciaków, które zamiast chodzić do szkoły pracują, kradną, walczą o przetrwanie. Są porzucone, niebezpieczne dzielnice, do których lepiej się nie zapuszczać. Zrujnowana Dzielnica Ogrodowa kontrastuje z Dzielnicą Francuską, rajem dla turystów. 

Wampiry? Wilkołaki? Czarownice? Wudu? Starożytni bogowie? Proszę bardzo, wszystko czego możecie zapragnąć jest w tej książce. Obawiam się tylko, że w kolejnych częściach ten świat nie zostanie szerzej przedstawiony. Niestety żeby się o tym przekonać będę musiała przeczytać drugą część po angielsku, bo wydawnictwo zrezygnowało z wydania kolejnych części. Ale może to i lepiej. (Chociaż zaczyna mnie to mocno irytować, Znak porzucił już drugą czytaną przeze mnie serię, aż strach zaczynać jakiekolwiek serie od nich.)

Jeszcze słowo o tym romansie paranormalnym- wątek miłosny jest, ale jakby zepchnięty na bok. Co nie jest w żadnym wypadku minusem. Po prostu nie jest to kolejna książka dla młodzieży, w której zakochana para ratuje się z opresji za każdym razem, a z książki miłość wręcz wycieka jak różowy lukier.

ocena: 4/6

30-day Book Challenge- Dzień 27


Dzień dwudziesty siódmy:
Najbardziej zaskakujące zakończenie


Po pierwsze- pominęłam dni 24-26, bo nie znalazłam książek, o których mogłabym wspomnieć.

Mroczna wieża - Stephen KingA teraz do rzeczy. Najbardziej zaskakujące, choć jakimś cudem przeczuwałam je pod skórą, zakończenie na jakie natrafiłam było w ostatniej części sagi Mroczna Wieża Stephena Kinga.
I jest jednym z moich ulubionych zakończeń.

04 września 2013

Idiotyczne zdania, na które ostatnio trafiam w książkach

Ostatnio mam wielki, jak na mnie, zapał do czytania, nic tylko bym siedziała i czytała. Zero Internetu, zero imprez- KSIĄŻKI *.* (oczywiście i tak książki nie wygrywają tych batalii do końca :P)
Ale literatura jak widać jest przeciw mnie.

Wczoraj zaczęłam książkę Jacka Londona (na dniach coś się o niej pojawi, mimo wszystko), moją pierwszą. Rzuciłam w kąt po tym zdaniu:
Ośmielił się poczuć w wyobraźni jej wargi na swoich i przedstawił to sobie tak żywo, że na samą myśl zakręciło mu się w głowie, a obłok różanych płatków jakby ogarnął go i uniósł, przepajając zmysły czarowna wonią.

Natomiast dziś zaczęłam książkę Kinga (o tej też zapewne coś naskrobię, jak już przeczytam (przy Kingu się chyba nigdy nie poddałam i żadne głupawe zdanie (bądź zdania) tego nie zmieni!)) i natrafiłam na taki oto kwiatek:
(...) i nagle dotarło do niej, że chociaż widziała z bliska jego penis- miała go w ustach- to tak naprawdę nigdy nie przyjrzała się jego twarzy.

Serio, panie King?
O nie, nie zniechęcicie mnie do czytania, choćbym na takie absurdy miała trafiać w każdej książce!

30-day Book Challenge- Dzień 23

Dzień dwudziesty trzeci:
Książka, którą od dawna chcesz przeczytać
Psa Baskervillów zakupiłam BARDZO DAWNO temu w dwujęzycznej wersji (polskiej i angielskiej). Coś świetnego! Jednak ja idiotycznie sobie tłumaczę, że nie mam czasu. Co jest naprawdę wielkim idiotyzmem, bo przecież nie muszę zaglądać do słownika- wystarczy zerknąć na sąsiednią stronę, a gdyby tekst okazał się za trudny- czytać tylko po polsku.
Na szczęście mam gorące postanowienie, że tej jesieni się w końcu za tę książkę zabiorę, już nawet los krzyczy do mnie żebym to zrobiła- nadal mam wakacje+jest jesień*, dość wczesna (nie mówcie, że nie, dobrze o tym wiem wracając po 12 do domu i szczękając zębami z zimna ;_;).








*o co chodzi z tą jesienią? Takie dziwne przyzwyczajenie- Doyle'a czytam na jesień, a np. Kinga najczęściej w zimie :)

03 września 2013

"P.S. Kocham Cię" Cecelia Ahern i "P.S. Kocham Cię" Richarda LaGravenese'a (2007)

P.S. Kocham Cię - Cecelia Aherntytuł oryginału: P.S. I love you
tłumaczenie:
 Monika Wisniewska
wydawnictwo: Świat Książki
data wydania: 2008 (data przybliżona)
data wydania oryginału: 2004
liczba stron: 456













P.S. Kocham Cię czytałam już trzy razy, za pierwszym razem nieco skróconą- Reader's Digest. Choć nie lubię romansideł to jakoś Cecelia Ahern przekonała mnie do swojej twórczości. Jakoś mam wrażenie, że jej powieści są trochę nieszablonowe, poza tym wystarczy spojrzeć na jej debiut, czyli tę książkę...

Holly i Gerry mieli wspaniałe życie, byli ze sobą szczęśliwi, oczywiście nie było to życie usłane różami, czasem się kłócili, ale nieodmiennie bardzo kochali.
Brzmi jak typowa historia miłosna?
Gerry umiera na raka mózgu. Zostawia swoją młodą żonę, a ona nie wie jak sobie bez niego poradzić. Jednak, jak się okazuje, Gerry nie zostawia jej bez swojej pomocy. W domu rodziców Holly czeka na nią koperta, a w niej dziesięć mniejszych, każda na kolejny miesiąc, zaczynając od marca.
Od tej chwili Holly z niecierpliwością czeka na każdą kolejną kopertę, ciekawa co też jej nieżyjący mąż wymyślił dla niej na kolejny miesiąc.

Może i ktoś powie, że to jednak historia miłosna jak każda inna, może to zwykłe romansidło- choć moim zdaniem miłości to tam jest mało, Holly wspomina męża, cierpi i próbuje sobie na nowo ułożyć życie, o tym głównie jest ta książka.
Słyszałam też zarzuty, od ludzi, którzy przeżyli podobną tragedię, że nie jest ona realistyczna. To moim zdaniem trochę absurdalny zarzut, bo skąd ta młoda kobieta ma wiedzieć co się czuje po śmierci męża? Dodatkowo każdy przeżywa takie rzeczy inaczej.
Co więcej uważam, że Ahern bardzo dobrze opisała sytuację i uczucia młodej wdowy. A przynajmniej nie czułam sztuczności w tej książce.

Nie jest to książka pesymistyczna i wpędzająca w doła. Są optymistyczne momenty, jest humor, ciepło; idealna kiedy ma się ochotę przeczytać coś lekkiego na poprawienie humoru.

Myślę także, że niejedna osoba po przeczytaniu P.S. Kocham Cię przemyślałaby choć przez chwilę swoje postępowanie, życie.

Lubię tę książkę, nawet pomimo iż nie przepadam za romansami. Polecam!






























Film... To przykład "bezczeszczenia" książki, jeśli puszcza się w kinach coś takiego pod szyldem książki i nazywa ekranizacją.
Niewiele ma film wspólnego z książkową wersją.
Jednak...
Nie mogę powiedzieć, że film jest beznadziejny. Jako ekranizacja- owszem. Ale jeśli zapomni się o książce i będzie oglądać P. S. Kocham Cię po prostu jako zwykły film albo nawet inspirowany książką- bardzo dobry, bardzo dobrze się ogląda.

30-day Book Challenge- Dzień 22


Dzień dwudziesty drugi:
Książka, która sprawia, że płaczesz


Buuu... Nie ma takiej książki :P
Ogólnie rzadko wzruszam przy książkach, nie potrafię też zliczyć momentów kiedy się bałam (tzn. że w zasadzie chyba ich nie było). Bardziej działają na mnie filmy.

02 września 2013

30-day Book Challenge- Dzień 21


Dzień dwudziesty pierwszy:
Pierwsza książka, którą pamiętasz, że czytałeś

Harry Potter i Kamień Filozoficzny - Joanne Kathleen Rowling
Pomijając bajki dla dzieci (których nie pamiętam), to pierwsza prawdziwa książka z mojego dzieciństwa, którą sobie przypominam to seria o Harrym Potterze.
God bless J. K. Rowling :)
Chociaż tak czy siak pewnie bym czytała, nawet gdyby Harry Potter nie powstał, niemniej lubię powieści i filmy z tej serii do dziś, więc i tak pani Rowling należą się podziękowania. Za upiększenie dzieciństwa, nie tylko mojego.

01 września 2013

30-day Book Challenge- Dzień 20


Dzień dwudziesty:
Ulubiony romans


P.S. Kocham Cię - Cecelia AhernZa romansami nie przepadam, bo wolę poczytać słabą fantastykę dla odprężenia niż coś w tym stylu.
P.S. Kocham Cię pojawia się chyba po raz kolejny w tym "wyzwaniu". Nie jest to typowy romans, trudno go nazwać romansem tak naprawdę, ale nic innego nie przychodzi mi w tej chwili do głowy :P

Ostatni wakacyjny stos

Najdłuższe wakacje mojego życia dobiegają końca. Mój leń osiągnął apogeum, ale pozałatwiałam sprawy związane ze studiami i trochę popracowałam. Czytelniczo szału nie było, już lepiej poszło mi z serialami (skończyłam 4 sezony Greys anatomy (to nie lada wyczyn, wierzcie mi) i półtora serialu oglądanego po angielsku! (naturalnie obok innych :P)).
Kilka książek czytam/czytałam ponownie- tu plus tych wakacji.

A oto sam stos, a właściwie dwa:

Tutaj większość recenzyjnych i wszystkie już przeczytane i opisane. O Lolicie (wypożyczona wieki temu z biblioteki) coś naskrobię jak się w końcu zmobilizuję do dokończenia ekranizacji. Black notice do przeczytania kiedyś, niestety "nigdy nie mam czasu" na te po angielsku... Chociaż mam wrażenie, że czytałam ją po polsku. Trzeba będzie się przekonać. 

A ten stos przytargany z biblioteki. Dwie w środku już kiedyś czytałam, tyle, że nie dokończyłam, chociaż nie jestem pewna czy Jeźdźców smoków też, czy może jednak dokończyłam. O pozostałych nic nie wiem, bo nie ma na nich opisów i chyba tak zostanie dopóki nie zabiorę się za czytanie.
Dawno nic nie wypożyczałam :)

31 sierpnia 2013

30-day Book Challenge- Dzień 19



Dzień dziewiętnasty:
Ulubiona książka, którą zekranizowano


Saga Martina jest świetna, na dodatek dłuuuuga, uwielbiam go za to :)
Ekranizacja w postaci serialu też jest bardzo dobra i dla fanów powieści, i dla tych którzy mają ochotę na sam serial.
Już nie mogę się doczekać kiedy kupię kolejne części i zacznę je czytać!

30 sierpnia 2013

30-day Book Challenge- Dzień 18

Dzień osiemnasty:
Książka, która cię zawiodła

http://s.lubimyczytac.pl/upload/books/40000/40781/117230-352x500.jpgSzukałam, szukałam, miałam nawet autorkę, ale konkretnej książki nie. Aż znalazłam.

Film Trzy metry nad niebem podobał mi się, bardzo! Spodziewałam się, że książka będzie lepsza. Niestety, zawiodłam się.

29 sierpnia 2013

"Ostre cięcie" Max Allan Collins


Ostre cięcie - Max Allan Collinstytuł oryginału: Jump Cut
tłumaczenie: Olga i Wojciech Kubińscy
seria/cykl wydawniczy: Criminal Minds
wydawnictwo: Oficynka
data wydania: 27 marca 2012
data wydania oryginału: 6 listopada 2007












Uwielbiam kryminały z profilerami w roli głównych śledczych. Jednak od dawna na taki nie natrafiłam, więc na Ostre cięcie rzuciłam się jak wygłodniała. I tu od razu rzuca się w oczy minus książki: jest zdecydowanie zbyt krótka! :)

Jednostka Analiz Behawioralnych z FBI zostaje wezwana do Lawrence, gdzie ktoś porywa i morduje bezdomnych. Agenci starają się stworzyć profil zabójcy i powstrzymać go przed kolejnymi zbrodniami.
Tymczasem pojawia się następna sprawa, z pozoru niezwiązana z tą pierwszą. Agenci jednak poproszeni są o zajęcie się także tym przypadkiem. W końcu okazuje się, że sprawy mogą być jednak powiązane.
Czy uda im się zapobiec kolejnym morderstwom?

Ostre cięcie powstało na podstawie serialu. Początkowo podchodziłam do tego troszeczkę sceptycznie, w końcu jednak stwierdziłam, że zasadniczo odwrotnie wypada to gorzej. Serialu jeszcze nie obejrzałam i nie zrobię tego dopóki nie przeczytam dwóch następnych części. Troszkę obawiam się, że jest lepszy, a o tym dlaczego możecie wywnioskować z poniższych akapitów.

Niby żart, ale poważnie książka jest zdecydowanie zbyt krótka. Niektórym autorom zarzuca się niepotrzebne rozciąganie swoich książek, tu wręcz przeciwnie. Mam także wrażenie, że Ostremu cięciu zabrakło budowania napięcia. Dodatkowo książkę pochłania się w naprawdę błyskawicznym tempie. I chociaż kiedy się skończyła nie miałam wrażenia jakiegoś wielkiego niedosytu czy rozczarowania to jednak żałowałam, że ma tylko tyle stron.
(...) i nagle uderzyło go wspomnienie słów usłyszanych niegdyś od pewnego seryjnego mordercy: "Jesteśmy tacy sami, wy i ja- dlatego mnie złapaliście. Tak naprawdę jesteśmy jak bracia". Nigdy nie zapomniał tej uwagi. Przeraziła go, bo zawierała ziarno prawdy.
Poza tym zespół profilerów składa się w sumie z sześciu osób przez co początkowo trudno mi było wszystkich ogarnąć. Jednak bardziej realistycznie wygląda, gdy praca kilkunastu osób doprowadzi do złapania mordercy niż heroiczny wysiłek jednego, szablonowego detektywa.
Niestety nie skupiamy się za bardzo na życiu osobistym agentów, trochę szkoda, myślę, że mogłoby to pogłębić ich osobowości i stworzyć ciekawe postacie. Tak naprawdę słabo ich poznajemy.

Pomijając jednak te kwestie i skupiając się na śledztwie otrzymujemy dobry kryminał. Może nie wybitny, ale taki, który pochłania się z zaciekawieniem. I choć napisałam więcej niezbyt pochlebnych słów to wierzcie mi: polecam. Zwłaszcza fanom kryminałów o seryjnych mordercach, może postać mordercy nie ma głębokiego psychologicznego portretu, ale czytało mi się naprawdę dobrze. Taki przyjemny przerywnik do pochłonięcia w dwa, góry trzy wieczory.
Nie radzę jednak czytać opisu z okładki, moim zdaniem troszkę za dużo zdradza. Dajcie się zaskoczyć ;)


ocena: 3,5/6

30-day Book Challenge- Dzień 17


Dzień siedemnasty:
Ulubiony cytat z ulubionej książki


Nie potrafię się ograniczyć do jednego cytatu z jednej książki (a nawet do kilku z jednej książki). Kliknijcie sobie w etykietę "Ulubione"- tam są recenzje moich ulubionych książek i w sumie przy każdej starałam się dodać cytaty, które mi się podobały.

28 sierpnia 2013

30-day Book Challenge- Dzień 16

Dzień szesnasty:
Ulubiona postać kobieca

Tym razem ograniczę się do trzech postaci :) Ale i tak idę na łatwiznę i kopiuję z Top 10 :P


Triss Merigold 
Bohaterka Sagi o Wiedźminie Andrzeja Sapkowskiego.
Właściwie już nie pamiętam za co polubiłam Triss, wiem jednak, że poczułam do niej sympatię odkąd ją tylko poznałam w pierwszym tomie ;) Tutaj Triss z gry, widać, że robili ją faceci, bo nie była ona ruda, dokładnie pamiętam opis jej kasztanowych włosów ;)

Milva
Bohaterka Sagi o Wiedźminie Andrzeja Sapkowskiego.
"Kradzione" z digartu ;) 

Lisbeth Salander
Bohaterka Trylogii Millenium Stiega Larssona.
Niezwykle niezależna i oryginalna.

27 sierpnia 2013

30-day Book Challenge- Dzień 15


Dzień piętnasty:
Ulubieni bohaterowie



Michael Corleone z ekranizacji "Ojca Chrzestnego" (Al Pacino)
Idę na łatwiznę! :P
Dodaję link do Top 10 o tym samym tytule -> KLIK

W zasadzie dla zawężenia podam tylko pierwszych pięciu, bo ich lubię najbardziej, a są to:
Geralt z Rivii
Jaskier
Michael Corleone
Syriusz Black
Roland

26 sierpnia 2013

30-day Book Challenge- Dzień 14


Dzień czternasty:
Book turned movie and completely desecrated*


Tu miałam trudny wybór. Nie wiem dlaczego, ale zawsze trafiam na dobre książki z dobrą ekranizacją, ew. zdarzały się przypadki gdzie uważałam, że film był lepszy (sic!), ale nigdy nie widziałam tak naprawdę totalnie skopanej ekranizacji.

No dobra. Widziałam. Nie uważam, że książka jest dobra, ale nie sądziłam, że można zrobić jeszcze gorszy film. Bardziej spodziewałabym się, że film uratuje ta opowieść. A tu klapa.
W całej sadze (filmowej) podobała mi się jedynie postać Alice. No dobra klaty wilkołaków też :D Które nota bene widziałam chyba tylko w zwiastunie, bo aż do tej 3 czy którejś części nie dotrwałam. Aktorzy osiągnęli szczyt drętwoty i to jest mój główny zarzut. Aż ciężko to oglądać.







*jak podaje słownik desecrate znaczy zbeszcześcić

25 sierpnia 2013

"Pastwiska niebieskie; Złota Czara; Nieznanemu bogu" John Steinbeck


Pastwiska niebieskie. Złota czara. Nieznanemu bogu - John Steinbecktytuł oryginału: The Pastures of Heaven; Cup of Gold; To a God Unknown
tłumaczenie: Andrzej Nowicki, Irena Chodorowska, Franciszek Skomski
wydawnictwo: Prószyński i S-ka
data wydania: 11 lipca 2013
data wydania oryginału: 1932; 1927; 1933
liczba stron: 800











Na początek poświęcę kilka słów wydaniu. Cała seria bardzo mi się podoba, okładki są ładne, ogólnie cieszy oko. Jednak nie bardzo rozumiem dlaczego w jednej książce zostały wydane aż trzy, myślę, że dwie pierwsze by wystarczyły. Grzbiet na szczęście mi się nie zniszczył, ale książka jest trochę nieporęczna kiedy się czyta z jednego prostego powodu- jest ciężka.

Dodam jeszcze, że dużym minusem wydania są liczne błędy, gdzieniegdzie brakuje nawet kropek. Błąd znajduje się nawet na stronie redakcyjnej… Nie czytałam jeszcze książki tak niestarannie wydanej (choć od strony graficznej bardzo ładnie, papier przyjemny, czcionka też). Najwięcej błędów jest w pierwszej książce, w ostatniej już najmniej- tyle ile czasem zdarza się w książkach.


Pastwiska niebieskie

Z Tortilla Flat, po tym jak ją po raz pierwszy raz przeczytałam, miałam ten sam problem co teraz- nie wiedziałam co o niej sądzić. Trudno było sklecić ją w całość, znaleźć w niej głębszy sens. Tu autor podjął się jeszcze trudniejszego zadania, a może to czytelnik się go podejmuje…

W każdym razie, w książce jest 12 rozdziałów każdy ma średnio 20 stron, opowiadają one o życiu wybranych mieszkańców Pastwisk Niebieskich. Na początku jest historia o tym jak to miejsce zostało odkryte przez ludzi, a na końcu jest swego rodzaju przepowiednia przyszłości Pastwisk.
Fabuła rozdziałów jest dość schematyczna, w zasadzie można wyodrębnić pewien wzór. Najpierw ktoś przybywa do tej urodzajnej doliny, jest zauroczony jej pięknem, a potem wszystko się wali, zmienia, szczęście znika. Jednak nie wiadomo jak się potoczyły dalsze losy tych bohaterów. Czasem to nieszczęście, które spotkało ich tuż przed opuszczeniem Pastwisk mogło odmienić ich życie w pozytywny sposób.

Co mi się nie podobało w Pastwiskach Niebieskich to właśnie te pourywane wątki. I sam fakt, że opowiadania są takie krótkie. Choć Steinbeck i tak sobie radzi lepiej niż wielu innych pisarzy, i nawet w tak krótkich objętościowo historiach potrafi zawrzeć dokładną charakterystykę bohaterów.
Klimat jaki Steinbeck potrafi roztoczyć i jego styl, który lubię nie potrafią jednak obronić tych pourywanych historii. Rozdziały kończą się a wraz z nimi zaczyna się nasza konsternacja i niespokojne pytania: To już? Koniec historii?

Nigdy nie miałem czasu pomyśleć. Zawsze były jakieś kłopoty i nad niczym nie mogłem się zastanowić. Gdybym zszedł w dół i został tam chociaż na krótko, miałbym czas na rozmyślania o wszystkim, co mnie spotkało w życiu. I może udałoby mi się znaleźć w tym jakiś sens. Może mógłbym zobaczyć to jako jedną całość, a nie jako niepowiązane ze sobą, niedokończone wątki.

Być może wyjdę teraz na ignorantkę, ale mnie tych historii nie udało się poskładać w całość ani znaleźć jakiegoś sensu. Owszem pewne przemyślenia, które zachowam dla siebie, miałam podczas lektury. Urzekł mnie klimat Pastwisk Niebieskich, całkiem przyjemnie spędziłam czas, ale jednak czuję niedosyt.

Ocena: 3/6


Złota Czara

Sens pierwszej przeczytanej książki Steinbecka (a było to Na wschód od Edenu) pojęłam od razu, z Tortilla Flat było troszkę gorzej, dopiero po drugim przeczytaniu wyklarowały mi się wrażenia jej dotyczące, Pastwiska niebieskie zdawały się go nie mieć za wiele, ot były miłą historyjką, która jednak skłaniała do pewnych przemyśleń. Ze Złotą Czarą jest trochę jak z Tortilla Flat, jednak ta powieść jest ciekawsza, nie przedstawia losów pijaczków z pewnej dzielnicy, a dzieje chłopca, który stał się sławnym i groźnym piratem.

W zasadzie książka jest o stawaniu się dorosłym i traceniu dziecka, które się miało w sobie, jest temu nawet poświęcona pewna rozmowa, którą dość dobrze zapamiętałam.
I choć zawsze doszukuję się u Steinbecka głębszych znaczeń to opowieść o piracie zdaje się być raczej historią czytaną bardziej dla rozrywki niż przemyśleń.

Choć Steinbeck to jednak Steinbeck, nie pisze on płaskich opowieści pozbawionych sensu. Henryk spełnia swoje marzenia, ale wciąż szuka czegoś nowego, jak to młody człowiek jest niezaspokojony. Wreszcie sięga po coś co wydaje się być doskonałe, jednak gorzko się rozczarowuje. To takie odbicie każdego życia na tym świecie, w końcu przychodzi moment, gdy człowiek gorzko się nim rozczarowuje. Światem i ludźmi, jego marzenia przestają mieć znaczenie, nie pragnie już tyle od życia, nie sięga po to co chce, a co innym wydaje się niemożliwe. Traci dziecko, które miał w sobie.

Ciekawe jest spojrzenie na Henryka z różnych stron. Niektórzy go kochają, podziwiają, inni nazywają głupcem, jego postać jest rozbudowana. On sam kłamie o swoich czynach, wraz z upływem czasu jego opowieści są coraz bardziej rozbudowane, chociażby historia jego miłości- im dalej tym bardziej jest romantyczna, ale w pewnym momencie też niewiarygodna. Nie jest to kolejna wyidealizowana postać literacka. Choć nieprawdopodobne są jego losy- do pewnego momentu udaje mu się absolutnie wszystko.

Złota Czara to ciekawa powieść, dość specyficzna jak na Steinbecka, który większość powieści umiejscawia w Ameryce. Poleciłabym chyba głównie fanom Steinbecka.

ocena: 4/6


Nieznanemu bogu

Nieznanemu bogu opowiada o farmerze, który przeniósł się w poszukiwaniu urodzajnej ziemi. Znalazł piękną dolinę, w której było dość miejsca, więc po pewnym czasie sprowadził swoich trzech braci wraz z rodzinami. Joseph, zanim zbudował swój dom, słyszał o tym, że dolinę jakiś czas temu nawiedziła susza, był jednak przekonany, że te czasy odeszły bezpowrotnie i że susza więcej nie zawita. Jak mogłaby zawitać do tak pięknej i urodzajnej doliny? Pory roku się zmieniały, bracia mieli w posiadaniu kilkaset akrów ziemi i wielkie stado bydła, nawiedzały ich mniejsze lub większe nieszczęścia, ale też radosne chwile. Joseph w rosnącym obok jego domu drzewie widział uosobienie swego ojca, który zmarł niedługo po jego wyjeździe, i składał mu "ofiary", rozmawiał z nim, traktował jak bożka i uważał, że dzięki niemu dolina jest żyzna i kiedy przychodzi pora pada deszcz.

Ta książka opowiada o czasach dawno zapomnianych, kiedy ludzie żyli w zgodzie z naturą, to ją uważali za najważniejszą część ich życia. I choć chrześcijaństwo już zaczęło się na tym kontynencie rozszerzać (jak zazwyczaj w większości nieproszone i niechciane), to jednak wielu ludzi pozostawało przy swoich starych obrządkach. Na początku powieści jedna z postaci opowiada o tym jak ludzie świętowali po suszy, kiedy spadł pierwszy od dawna deszcz, aż w końcu rozgonił ich ksiądz. Joseph nie uznaje żadnych religii oprócz swej własnej i całe jego życie toczy się wokół farmy i drzewa.

Podobało mi się przedstawienie braci Wayne. Każdy z nich miał odmienny charakter. Najbardziej tajemniczy był Joseph, Benjy był zapamiętałym pijakiem i, jakby mimo woli, kochankiem, Burton był bardzo religijny, natomiast Thomas najbardziej zżyty z naturą, bardziej rozumiał zwierzęta niż ludzi.

Nieznanemu bogu ma klimat typowy dla powieści Steinbecka, akcja toczy się jakby powoli, jednak nie zanudza czytelnika.
W tej akurat książce nie widzę ukrytych treści i odczytuję ją taką jaka jest, nie doszukując się w niej niczego więcej.

ocena: 4/6


Dobrze, że Złota Czara jest pomiędzy, bo to coś innego, jeśli chodzi o Steinbecka i jest dobrym "przerywnikiem". Całość czyta się dobrze, zdecydowanie polecam wszystkim fanom Steinbecka oraz osobom lubiącym takie specyficzne klimaty (głównie Ameryki XX wieku).


Za książkę serdecznie dziękuję serwisowi A-G-W oraz wydawnictwu Prószyński i S-ka.



Cytaty:
Kiedy urodziła się Alicja, do domu Rekina zbiegło się całe stado kobiet, już składających usta go głośnego okrzyku: "Jakie piękne dziecko!". Ale gdy ujrzały, że dziecko jest naprawdę piękne, nie wiedziały, co powiedzieć. Te kobiece krzyki zachwytu mają na celu przekonanie młodych matek, że ohydne płazy, które tulą w swych ramionach, są, mimo wszystko, istotami ludzkimi i nie wyrosną na potwory; w tym jednym wypadku te okrzyki stracił swą rację. Na domiar złego Katarzyna spoglądała na swoje dziecko bez tego sztucznego zachwytu, jakim większość młodych matek łagodzi rozczarowanie. Gdy zobaczyła, że dziecko jest piękne, przelękła się i zaniepokoiła. Bała się, że za piękność Alicji trzeba będzie w przyszłości zapłacić.

Człowiek, poza zwykłą potrzebą, żeby żyć i rozmnażać się, pragnie też pozostawić po sobie jakiś ślad, jakiś dowód, że w ogóle istniał. Zostawia te ślady wyryte w drzewie lub w kamieniu, odciśnięte na życiu innych. (...) Życie jest takie nierealne. Wydaje mi się, że my sami poważnie wątpimy, czy istniejemy naprawdę. I wciąż staramy się tego dowieść.


Lubię noc. Ma w sobie więcej mocy niż dzień.

30-day Book Challenge- Dzień 13

Dzień trzynasty:
Twój ulubiony autor


Przez chwilę zastanawiałam się czy nie podać Andrzeja Sapkowskiego jako mojego ulubionego autora. Z jego wszystkich książek tylko jedna nie przypadła mi do gustu, sagę o wiedźminie pokochałam, trylogię husycką polubiłam. Jednak napisał tak mało książek... To oczywiście nie świadczy o nim źle. Zdecydowałam się jednak wybrać kogoś innego.

Stephen King napisał całą masę książek (można by mu wręcz zarzucić grafomaństwo, ale to pozytywne :P), wiele mam na półce w prywatnej biblioteczce i wiele przeczytałam. Bardzo mało nie podobało mi się całkowicie, w każdej odnalazłam coś dla siebie, nawet gdy mi "nie podeszły". Chyba tylko jednej czy dwóch nie dokończyłam. Klimat jego powieści w sumie zawsze mi się podoba, uwielbiam go.
Na dodatek nie wszystkie jego powieści są z jednego gatunku, potrafi pisać powieści obyczajowe, napisał serię fantasy, a nazywany jest królem horroru :) Zawsze skupia się na psychologii postaci, ich zachowań.
Uwielbiam go po prostu :)

24 sierpnia 2013

30-day Book Challenge- Dzień 12

Dzień dwunasty:
Książka, którą kochasz i nienawidzisz jednocześnie

Lolita - Vladimir Nabokov
Może nie jest tak, że ją kocham i nienawidzę, to zbyt mocne słowa. Bardziej jest tak, że nie mogę jej pokochać ani znienawidzić :P
Jest to jedna z niewielu książek, do której mam ambiwalentne odczucia, więc uznałam, że nadaje się na dzień dwunasty.

23 sierpnia 2013

30-day Book Challenge- Dzień 11


Dzień jedenasty:
Książka, której nie cierpisz


Żegnaj Afryko. Dalsze losy Białej Masajki - Corinne HofmannMoże "hated", tudzież "nie cierpieć" to za mocne słowa, bo zawsze staram się w książce coś dostrzec, cokolwiek. Już Biała Masajka mi się nie podobała, jednak Żegnaj Afryko, było chyba jeszcze gorsze. Corinne jeśli chciała opowiedzieć czytelnikom o swoich losach mogła założyć bloga, a nie wydawać coś takiego na papierze.

22 sierpnia 2013

30-day Book Challenge- Dzień 10


Dzień dziesiąty:
Książka, która przypomina ci o domu


Miejsce zwane domem - Deborah SmithJuż miałam się wymigiwać od odpowiedzi, ale przyszła mi do głowy książka, która mogłaby taka być.

Nie pamiętam tej książki zbyt dobrze. Początek miał taki swojski klimat, ale o ile dobrze pamiętam to były też elementy niezbyt przyjemne, to oczywiście nie przypomina o domu :P Ale początek miał swój czar, takie niewinne dzieciństwo...
CHYBA. Muszę przeczytać ponownie tę książkę, bo naprawdę mało pamiętam ;P I myślę, że jako w sumie jeszcze dziecko nie odebrałam tej historii właściwie, teraz miałabym na nią inne, lepsze, bo dojrzalsze spojrzenie.