21 czerwca 2012

Zapytajki 14

 Ehhhh rok szkolny już z głowy, oceny powystawiane, teraz tylko byle przetrwać do następnego piątku :)
 Tak więc na dobry początek (prawie) wakacji... Zapytajki a jakże!

jak miec czerwone włosy z czarnych poradnik (nie udzielam tego typu porad, mogę ewentualnie polecić jakąś książkę :P a najlepiej iść do fryzjera ;) )
,wikipedia,zjawisko, pieds-nus nu-pieds (jedna z tych dziwnych, która budzi jedynie konsternację...)
bohaterowie z piegami
czarodziejki nago
(nosz.... pornografia nie na moim blogu :P)
kwiat cenny i dziwny bo gdy (gdy...?)
roland tęcza (taaak Roland pasuje do tęczy...)
streszczenie studium w szkarłacie (szkoda, że nastolatkom nie chce się czytać takich ciekawych i krótkich książek :/)
rap wraca na rejony
(juhuuu! gratuluję)
o boze moj allah (jakiś wielowyznaniowiec? :P)
nagie zdjecia matki spowiedniczki (ale, że... wtf?!)
potrącił wilka i został przeklęty (dziwisz się?)
diabelskie zaklęcia
(te zaklęcia tylko dla wybranych)
nigdy nie bede sie czuc trzy metry nad niebem (serio?)
zdjecia ładnych chłopaków - 14 lat ładni (to by zakrawało pod pedofilię z mojej strony :D)


Ah i jeszcze jedno! Mam już trzy recenzje (jedna to hurt), ale jeszcze nie mogę ich opublikować, zobaczycie dlaczego ;P

13 czerwca 2012

"Zaginione wrota" Orson Scott Card

tytuł oryginału: The Lost Gate
tłumaczenie: Tomasz Wilusz
wydawnictwo: Prószyński i S-ka
data wydania: maj 2012
data wydania oryginału: 2010
liczba stron: 448
















 Orson Scott Card to nazwisko znane wśród wielbicieli fantastyki. Jak do tej pory tylko słyszałam o Grze Endera, miałam ją w planach, choć nie paliłam się do jej przeczytania. Kiedy, więc pojawiła się możliwość zrecenzowania jego najnowszej książki ucieszyłam się, że będę miała okazję zaznajomienia się z tak znanym i cenionym autorem.

Autor dzięki dwunastolatkowi, Danny'emu Northowi, roztacza przed nami wizję współczesnej Ziemi zamieszkanej przez magów. Stworzył rozległy świat, w którym dawni, mityczni bogowie stają się postaciami z krwi i kości, a my sami poznajemy ich uniwersum oczami jednego z dzieci magów. Jest to jedyny syn pary wielkich magów, należących do jednego z prastarych rodów, który nie spełnił pokładanych w nim nadziei i jest uznawany za kogoś pozbawionego wszelkich talentów magicznych, drekkę. Jednak nagle okazuje się, że Danny jednak jest magiem, niestety włada on magią zakazanego rodzaju i własna rodzina powinna go zabić. Musi uciekać.
Jednocześnie poznajemy historię tajemniczego Kluchy. Jest on chłopcem na posyłki na dworze jednego z władców Westilu. Westil i Mittlegard- czyli Ziemia- były kiedyś połączone Wielkimi Wrotami, dzięki temu magowie mogli przechodzić z jednego świata do drugiego powiększając swoją moc. Jednak największy psotnik w dziejach, Ostatni Loki, pozamykał wszystkie wrota... Po dawnej świetności magów zostały zaledwie okruszki, zarówno w jednym świecie jak i drugim. Klucha natomiast do tej pory, drzemiący w drzewie, ma z tym wszystkim coś wspólnego...

Świat wykreowany przez Carda i system magii zasługują na uznanie. To moim zdaniem najmocniejsza strona tej książki i pierwsze na co zwraca się uwagę. Każdy mag kiedy jest dzieckiem odnajduje swoje zewnętrzne ja, jeśli go nie ma jest drekką. Później uczy się wzbudzać klanty, swoiste "obrazy" zewnętrznego ja, dla ludzi są to elfy i inne podobne stworzonka. W pewnym momencie nauki zaczyna czuć więź z jakąś istotą- zwierzęciem, rośliną czy nawet kamieniem, bądź żywiołem- wodą, ogniem. Wtedy zaczyna się uczyć kochać i służyć danym istotom czy żywiołom. Siła maga, to co potrafi zrobić określa jakiego "poziomu" jest magiem i jest podpowiedzią co może robić a czego nie.

Danny'ego z jednej strony trudno polubić, bo jest w zasadzie geniuszem, ale i nie da się go nie lubić za jego poczucie humoru i psikusy jakie płata innym. Podoba mi się to, że w zasadzie nie ma opisu żadnej z postaci, więc Danny może być zadziornym brunetem bądź uroczym blondynem. Poza nim niemal całą jego "ekipę" od razu polubiłam. Szczególnie Veevee, jest bardzo silną i ciekawą osobowością, z niecierpliwością będę czekać na kolejny tom, aby poznać jej przeszłość i ją samą nieco lepiej.

Akcja Zaginionych wrót  jest dość szybka, książka bardzo wciąga. Jedynym minusem jakiego się dopatrzyłam jest to, że fabuła nieszczególnie zaskakuje, choć przy ilości zdarzeń i stopniu "wczytania się" w powieść jest to niewiele znaczący szczegół. Poza tym nie zniechęciło mnie to ani trochę do poznania dalszych losów Danny'ego, czy rozwiązania zagadki Kluchy.
Ponoć Zaginione wrota otwierają (zabawnie zabrzmiało ;P) nowy cykl młodzieżowy Carda. Jeśli ktoś ucieka na widok "powieści młodzieżowej" niech lepiej się zatrzyma i zastanowi! Co prawda od razu można poznać, że to lektura dla młodych czytelników (co trzeba przyjąć z całym inwentarzem typowym dla powieści młodzieżowej), ale i starsi się nie zawiodą. Także polecam i dużym czytelnikom, i tym mniejszym.

ocena: 4,5/6 

Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.  

10 czerwca 2012

Pytanie o księgarnie

Znacie jakieś polskie księgarnie internetowe gdzie dostanę książki Cecelii Ahern i Kinga (głównie ich) po angielsku?

06 czerwca 2012

"Dziedzictwo Adama" Astrid Rosenfeld

tytuł oryginału: Adams Erbe
tłumaczenie: Małgorzata Bochwic-Ivanovska
wydawnictwo: Muza
data wydania: luty 2012
liczba stron: 320












 Dziedzictwo Adama posiada okładkę z rodzaju tych, które mają dobre książki. To znaczy całkiem zwyczajną, niewiele mówiącą, taką, której nie można nazwać piękną. Piękne okładki zazwyczaj kryją przegadane, brzydkie wnętrze, piękne okładki kuszą, nęcą, zwodzą. A dobre książki nie potrzebują pięknych okładek, dobre książki przyciągną swym wnętrzem. 

Debiut Astrid Rosenfeld opowiada historię dwóch spokrewnionych ze sobą mężczyzn Adama i Edwarda. Najpierw poznajemy od najmłodszych lat współcześnie żyjącego Edwarda, poznajemy jego rodzinę, dom, w którym się wychował. Zapowiedzią drugiej części jest wzmianka o Adamie, jego stryjecznym dziadku, o którym wszyscy chcą zapomnieć, ale wspomnienia o nim powracają, ponieważ chłopiec go przypomina.
Druga część to historia Adama. Od razu widać podobieństwo Edwarda do jego przodka. Adam niezbyt radzi sobie z czytaniem i liczeniem, nie uczęszcza do szkoły, ponieważ jest nadpobudliwy, pracę w ogrodzie Mardera załatwiła mu babka. Choć popełnia błędy można powiedzieć, że ma talent do hodowli róż, poza tym potrafi czytać z twarzy. Pewnego razu spotyka Annę... i całe jego życie się zmienia.
Szukamy ludzi, którzy nas spotykają, prawda?
 W wyniku niefortunnych wydarzeń Adam zmuszony jest porzucić własną tożsamość oraz rodzinę i wyjechać z kraju za miłością swego życia. Czy ją znajdzie? Jak skończy się jego historia?

Akcja Dziedzictwa Adama jest nieśpieszna, leniwa jak słoneczny niedzielny poranek. Dla niektórych będzie to powód do narzekania, ale ona sama wręcz zaprasza by się w nią wsłuchać, wczuć, zatracić, odnaleźć spokój. Dla mnie to była zaleta, bo na pierwszy plan wysuwa się historia miłości Adama do Anny i ta historia nie potrzebuje nagłych zwrotów akcji, zawiłości fabularnych czy intryg.
Styl pisarki bardzo przypadł mi do gustu. Pióro ma lekkie, tworzy krótkie zdania, ale potrafi nadać im nutki liryczności. 

Przez chwilę miałem uczucie, że noszę w sobie cały świat. Że miliony ptaków wzbijają się we mnie do nieba. Że morza i rzeki szumią w moich żyłach. 
Książka podzielona jest na trzy części, nie ma wyraźnie zaznaczonych rozdziałów, ale są ustępy (o ile dobrze rozumiem, bo w tekście to po prostu dwulinijkowe przerwy pomiędzy kolejnymi wspomnieniami), które są krótkie, także można ją "podczytywać".


Bohaterowie powieści Rosenfeld są w większości ciekawi. Mamy kilka oryginałów, których polubiłam, jednak nie są moimi ulubieńcami. Dlaczego? Każda postać jest bardzo dobrze wykreowana, nikt nie jest idealny, mają wady jak każdy człowiek. Jednak moją szczególną sympatią cieszyła się Edda, babcia Adama, która kazała mu sobie mówić po imieniu i raczyła wnuka koniakiem, paliła jak smok, miała czarne włosy z domieszką granatu, włoskiego granatu, prowadziła szemrane interesy i nauczyła Adama czytać z twarzy.
Polubiłam także Jacka Mossa, choć tylko z początku. Również dużo palił, był niezwykle charyzmatyczny i potrafił to wykorzystać, uczył Edwarda swojej wersji historii i okradał z nim kościoły...
Jest także Herakles. Twarz Heraklesa składała się prawie wyłącznie z zielonych oczu. I piegów. Poza tym kiedy się śmiał wykonywał osobliwy taniec i odrzucał głowę w tył, a sam śmiech był frunący



Mogłoby się wydawać, przynajmniej z początku, że Astrid Rosenfeld napisała powieść sielankową, jednak spokój ukrywa dużą dawkę smutku.
W mieszkaniu Noff (...) pachniało utraconymi marzeniami, i to dosłownie. One mają zapach. Którego nie da się pomylić z żadnym innym.
 Pod słodkim zapachem beztroskiego dzieciństwa Adama i Edwarda, jakiego zazdrościłoby im każde dziecko, bo z dala od szkoły i z dorosłym, który je rozumie, czuć właśnie taki zapach.
Jest to jedna z naprawdę nielicznych książek (o ile sobie przypominam ta jest dopiero druga), które mnie wzruszyły. Dopiero na końcu, ale ważny jest sam fakt. Nie było potoków łez, ale jedna samotna łezka kręciła się w oku.
Czytałam już takie zarzuty, że Adam jest wyprany z emocji. To temat na dłuższą polemikę, ale trzeba się wczytać w książkę by zrozumieć dlaczego odnosi się takie wrażenie. Kolejny argument to znikoma różnica narracji. Z tym akurat się zgodzę- dziennik Adama i Edwarda nie różni nic, aczkolwiek nie jest to jakąś znaczącą wadą.

Ten kto chce przeczytać Dziedzictwo Adama  dla historii może sobie darować.Wojna jest bowiem zepchnięta na dalszy plan. Zabawny jest stosunek Eddy do Hitlera- kobieta gardziła nim i dla podkreślenia tego nazywała go Augustem.
Edda naprawdę nauczyła cię mnóstwa rzeczy, ale strachu- nie, tego cię nie nauczyła.
Natomiast "znieczulica" Adama na wojnę może być tłumaczona tym, że przez większość książki był on pod opiekuńczymi skrzydłami oficera SS, a poza tym tak było, że ludzie nie mieli pojęcia o obozach koncentracyjnych, a i ci którzy mieszkali na prowincjach czy w Niemczech pewnie niewiele wiedzieli o gettach (o ile nie byli Żydami oczywiście).

Mimo, że Dziedzictwo Adama z pewnością jest warte polecenia, można przeczytać jego niepochlebne recenzje. Szkoda, że nie wszystkich zaczarowała ta książka, tak jak mnie. Jednak polecam każdemu kto czuje się zaciekawiony, bo to debiut godny uwagi, a ja będę śledzić dalsze poczynania Astrid Rosenfeld.

Czy rozpływamy się, kiedy nikt nam już nie mówi, kim jesteśmy,czy też dopiero wtedy stajemy się tym, kim właśnie powinniśmy być?
Chyba najlepszą rekomendacją będzie to, że ok. 10 rano w niedzielę kiedy wracałam z wesela poświęciłam tej książce chwilkę, poczułam bowiem przemożną chęć aby podjąć przerwaną lekturę (dopiero zaczęłam i pierwsza część niezwykle mnie wciągnęła).
ocena: 6/6

Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu Muza. 


A i muszę dodać, że mimo powolnej akcji czytało mi się błyskawicznie :) 

04 czerwca 2012

"Zbrodnia i kara" Fiodor Dostojewski


Kiedy czytałam tę książkę życie pokazało mi język ironicznie się uśmiechając jak mi się to od czasu do czasu zdarza. Otóż, jak wszystkim wiadomo jest to lektura, a ja nie czytam lektur (na ogół). Oczywiście podejmuję próbę, ale nie mam zamiaru się męczyć, bo nie o to przecież w czytaniu chodzi. Także najczęściej kończy się tym, że rzucam lekturami w kąt po kilku rozdziałach. Ze Zbrodnią i karą było inaczej. Przeczytałam od początku do końca, powiem więcej- przeczytałam z przyjemnością!
A kiedy byłam już prawie na finiszu okazało się, że w sumie nie musieliśmy jej czytać...
Jedyna lektura, którą przeczytałam w tym roku... :)

Ale koniec o mnie, lepiej prawić o Dostojewskim!
O czym Zbrodnia i kara jest pisać chyba nie trzeba. W telegraficznym skrócie: młody (były) student Rodion Romanowicz Raskolnikow morduje, a potem musi podjąć zmagania z własną moralnością i sumieniem. Powierzchownie można rzec, że to takie psychologiczne paplanie. Owszem psychologii jest dużo, ale po pierwsze moim subiektywnym zdaniem jest zaserwowana w świetnym stylu, a po drugie Dostojewski raczy nas nie tylko przemyśleniami Raskolnikowa, ale i ciekawą fabułą.

Jeśli miałabym typować ulubioną literaturę z jakiegoś kraju to wymieniłabym dwa kraje i jednym z nich byłaby Rosja. Niewiele czytałam rosyjskich pisarzy, ale wiem na pewno, że moja miłość od pierwszego przeczytania będzie trwać nadal. Wystarczy podać jako przykład Zbrodnię i karę- spodobała mi się, i to bardzo, już od pierwszych stron i wiedziałam, że będzie to jedna z nielicznych lektur, które będą moimi ulubionymi książkami (jak na razie ta jest chyba nawet jedyna).

Prozę Dostojewskiego potrafię odczuwać wręcz całym ciałem, nie tylko umysłem. Co z tego, że teoretycznie siedzę sobie w ogródku opalając się? Jestem na petersburskich ulicach, przemykam jak cień za Rodionem. Chyba siedzę na łóżku, pod kocem, ale... czy aby na pewno? Wydaje mi się, że spaceruję z Raskolnikowem po Wyspie Wasilewskiej... Czuję skwar petersburskiego lata mimo, że leżę wieczorem w łóżku, czuję chłód nocy, mimo, że mamy letni dzień... Dostojewski pisze niezwykle sugestywnie, potrafi oddziaływać na moją wyobraźnię jak niewielu pisarzy.

Nie mam zbyt dużego porównania, także nie będę uogólniać, że piszą tak rosyjscy pisarze, ale zaobserwowałam już, że Dostojewski jak i Sołżenicyn, pisze powieści dość melancholijne, czasem brutalne, naturalistyczne. Co mnie zadziwia- pisze bardzo realistycznie, ale jeśli wplata elementy fantastyczne to są one świetnie wpasowane. I mogłabym się nad takim stylem zachwycać cały dzień! Bo go uwielbiam, czasem wręcz nie potrafię powiedzieć co takiego mi się w nim podoba, co mnie urzeka. Ktoś mógłby nie zrozumieć co takiego jest w tych "smutnych" książkach i ja na chwilę obecną niestety nie jestem w stanie tego wytłumaczyć, jak na razie pozostaję pod ich urokiem.

Jeśli chodzi zaś o to o czym traktuje powieść Dostojewskiego, czyli zbrodnię i karę, to autor serwuje nam nie lada ucztę literacką skupiając się na psychice mordercy. Choć w zasadzie nie to dostrzegłam w tej powieści. Ja zobaczyłam młodego mężczyznę, któremu burzy się cały światopogląd, a punktem zwrotnym jest tak wstrząsające wydarzenie- zbrodnia. Ciekawe są poglądy Raskolnikowa i jego motywy. W zasadzie głównym powodem jest jedno...
Chciałem się tylko poważyć, Soniu, oto jedyny powód!
Pewnie powinnam potępiać Rodiona, ale Dostojewski przedstawił go w taki sposób, że nie jestem w stanie. W pewien sposób jest on mi bardzo bliski.

Oczywiście poza Rodionem jest cała masa innych ciekawych postaci... Choć to nie tak oczywiste. Wielu pisarzy traktuje drugoplanowych bohaterów trochę po macoszemu. Zapewniam, że u Dostojewskiego tak nie jest, może nie poświęca im aż tyle uwagi ile Raskolnikowowi, ale także ich charaktery są mocno i wyraźnie nakreślone.
Wydawałoby się, że autor skupia się na psychice bohaterów na rzecz akcji. Może i nie jest jakoś wyjątkowo napięta, nie ma nagłych zwrotów akcji, ale niejednokrotnie czuć dreszczyk emocji.

Mam tyle przemyśleń dotyczących tej książki! Jednak starałam się, żeby "recenzja" przybliżyła Wam jej treść czy moje odczucia co do niej ogólnie, bo inaczej bym pisała, pisała, pisała i końca by nie było widać ;)
Słowem podsumowania- Zbrodnię i karę  TRZEBA przeczytać. Z "technicznego" punktu się jeszcze dowiecie na lekcjach co "rewolucyjnego" wprowadził Dostojewski, ale jeśli znajdzie się ktoś kto już opuścił liceum i jej nie przeczytał... wstyd! :P
Ja tymczasem muszę ją zakupić, bo będę ją czytać jeszcze nie raz :)

ocena: 6/6

01 czerwca 2012

Tyyyyyle szczęścia!

Jakoś mnie tak naszło ostatnio, żeby wydrzeć z biblioteczki wszystkie książki, których jeszcze nie przeczytałam.
Rezultat:
 Pierwszy stos- 27 książek.
 Drugi- 28.
A tu całość :)
Komentarz chyba zbędny ;)
Obiecuję, że 1 lipca pokażę już stosik z prawdziwego zdarzenia, pokaźniejszy, z najnowszymi nabytkami :)

A tymczasem wszystkim nieletnim, ale i tym starszym życzę wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Dziecka! :)