03 stycznia 2017

Godzina duchów ("Godzina czarownic" Anne Rice)

 tytuł oryginału:
The Witching Hour
tłumaczenie części I: Anna Czajkowska
i Hanna Pustuła
tłumaczenie części II: Małgorzata Samborska
i Agnieszka Izdebska
data wydania: 2009
data wydania oryginału: 1990
liczba stron tomu I: 632
liczba stron tomu II: 756



        Godzina czarownic to pierwsza część cyklu Dzieje czarownic z rodu Mayfair, jest ona podzielona na dwa tomy, podobnie kolejna- Lasher, choć ta trochę niepotrzebnie, bo oba tomy mają około 400 stron, ostatnia część to Taltos.

        Zgadnijcie, która godzina jest godziną czarownic. No, śmiało! Tak, to oczywiście północ. Wtedy właśnie z mroku wyłaniają się wszelkie strachy. Czarownice zaczynają rytuały, wampiry wyruszają na łowy, a... A skoro już
o wampirach- pewnie zastanawiacie się czy ten cykl ma coś wspólnego z Kronikami wampirów. W pewnym sensie tak. No bo Rice napisała Godzinę w tym samym stylu. Może to nie jest ten sam mroczny klimat, ale atmosfera jest równie gęsta.

        Kiedy myślę o książkach Rice przypomina mi się ich grubość. To są tomiszcza. Napakowane tomiszcza. Zaryzykuję stwierdzenie, że kto przeczytał jedną, wie już jakie są wszystkie pozostałe (nie chodzi tutaj o fabułę!).
I zawsze po lekturze myślę- kurde czy to nie mogło być cieńsze?! Mogłoby. A jednocześnie trudno o to. Myślę
o elementach "do wywalenia" i jakoś tak ciężko wskazać konkretne. Taki już styl Rice i albo się to akceptuje, albo nie.
        Godzina czarownic bardzo dobrze się zaczyna. Jako czytelnik zapoznajemy się z aktami czarownic z rodu Mayfair, od pierwszej, Suzanne, która żyła w XVII wieku, aż do Deidre, dziwnej tzw. roślinki, która wydaje się opętana. Jak widzicie jest to rozbudowana powieść.
Powiem nawet, że zaczyna się wyśmienicie. Nastrój opętania, grozy, nawiedzanego domu, właśnie to zastaje czytelnik. Tajemnica domu na Ulicy Pierwszej jest nęcąca i chce się ją rozwikłać. Kim jest tajemniczy mężczyzna? Co się stało z Deidre? Kim tak naprawdę jest Carlotta Mayfair i jaką odgrywa rolę? Jaką tajemnicę skrywa szmaragd?

        Jak już pisałam jest to trochę rozwleczona powieść, zwłaszcza drugi tom. Niemiłosiernie wręcz. Rozumiem jednak dlaczego- zbędne opisy mają uśpić czujność czytelnika. Ja jednak nie uwierzyłam w szczęście i miłość,
o nie, to byłoby za proste. Więc przewidziałam mniej więcej co się stanie. Pomimo tego rozwleczenia jestem ciekawa co będzie dalej.

        Zdecydowanie bardziej podobała mi się część pierwsza, druga już nie jest tak dobra. Ten nastrój to coś co lubię, ten klimat gęsty jak... zupa-krem ;D To są powody, dla których czytam Rice. Jednocześnie jednak nie jest ona jakimś moim guru. Ok, od czasu do czasu poczytam (miałam dwuletnią przerwę między tymi tomami!), ale nie jest to pisarka, za którą bym tęskniła gdybym nie miała możliwości czytania jej powieści.

Tak prezentuje się cały cykl. Jest ładnie wydany i dobrze prezentowałby się na półce.
        Jeśli chodzi o Kroniki wampirów to przeczytałam tyle ile opisałam tutaj: dwie książki. Z Dziejami czarownic z rodu Mayfair jest tak samo. Czy na tym się zatrzymam? Sama nie wiem. Jestem ciekawa zarówno Lashera jak i Królowej Potępionych (jednak po Wampirze Lestacie coś mnie zastopowało, sama nie wiem co). Może po Godzinie wykorzystam rozpęd i zacznę Lashera. Zobaczymy :)

01 stycznia 2017

2016

Rok 2016 był dla mnie ciekawym rokiem. Pominę sprawy osobiste i napiszę o książkowych. Udało mi się przeczytać 52 książki (a nawet więcej) i bardzo się z tego cieszę, bo dawno nie przekroczyłam tej magicznej liczby... Ostatnio 
w 2011...
Na początku roku 2016 wyraziłam postanowienie czytania (więcej) fantastyki. Niezbyt mi się to udało. Za to w 2017 chciałabym czytać więcej kryminałów, zobaczymy jak mi to wyjdzie.

W tym roku przeczytałam tylko 13 naprawdę dobrych książek. Ale to i tak znacznie lepiej niż w zeszłym roku.
Oto część z nich:

 Zamieszczam również czytelniczy rok 2016 na mapie :) W tym roku sporo podróżowałam :D (nie zaznaczyłam osiemnastu książek)
Jeśli chodzi o opisane książki to wytworzyłam 44 teksty, w tym 8 z serii "Krótko i na temat". Jestem bardzo zadowolona z tego wyniku.

W zeszłym roku robiłam coś takiego na insta, pokażę to w tym roku na blogu. Oto wszystkie książki z moich zbiorów, które przeczytałam w tym roku :) 35 książek!
 Nie udało mi się jednak przeczytać tyle ile mam wzrostu. Ale nawet nieźle to wyszło, zabrakło ok 40 cm.

Z powodów osobistych usunęłam konto na instagramie... Ale proszę, oto moje najlepsze (wg. lajkujących) 9 zdjęć:
 Postanowiłam również, że obejrzę co najmniej 52 filmy. I udało się!
Najbardziej warte uwagi:

Jak widać dużo tu oscarowych filmów. Są też dwie polskie produkcje- obie świetne!

Niestety to może być dla mnie trudny rok. Dlatego kiedy pojawiła się idea zrobienia sobie kalendarza hasło mogło być jedno:
:)

Na ten rok życzę wam niegasnącego optymizmu! Podobnie jak w zeszłym roku. No bo jak nie my to kto? Ktoś musi sprawiać, że ten świat nabiera barw :)

27 grudnia 2016

Krótko i na temat (12) || Riordan, Riordan, Myśliwski

Percy Jackson i bogowie olimpijscy: Morze Potworów Rick Riordan
tytuł oryginału: The Sea of Monsters
tłumaczenie: Agnieszka Fulińska
data wydania: 2016
data pierwszego wydania: 2009
data wydania oryginału: 2006
liczba stron: 280
opis:
"W porywającym, dowcipnym i cieszącym się ogromną popularnością dalszym ciągu opowieści rozpoczętej w Złodzieju pioruna Percy wraz z przyjaciółmi musi udać się w rejs po Morzu Potworów, aby ocalić obóz. Najpierw jednak odkryje szokującą rodzinną tajemnicę, która każe mu się zastanowić, czy to, że Posejdon uznał go za syna, jest zaszczytem czy okrutnym żartem. Siódma klasa była dla Percy’ego Jacksona wyjątkowo spokojna. Żaden potwór nie przedostał się na teren jego nowojorskiej szkoły. Ale kiedy niewinna gra w zbijanego z kolegami z klasy zmienia się w śmiertelną rozgrywkę 
z brutalną bandą olbrzymów-ludożerców… sprawy przyjmują paskudny obrót. Niespodziewana wizyta Annabeth, przyjaciółki Percy’ego, oznacza kolejne złe wieści: magiczna granica broniąca Obozu Herosów została zniszczona przez truciznę podrzuconą przez tajemniczego wroga. Jeśli lekarstwo nie znajdzie się na czas, jedyna bezpieczna przystań dla herosów przestanie istnieć."

        W recenzji pierwszej książki z serii (do przeczytania tutaj) wspominałam, że Percy przypominał mi Harry'ego. Chyba ogarnęła mnie poterrmania, bo znów miałam skojarzenie z HP! Tym razem Annabeth przypominała mi Hermionę. Z tym, że Hermiona zawsze miała odpowiednią książkę, zaś Annabeth odpowiedni przedmiot.
        Seria Riordana nadal mi się podoba, mimo że są to typowe książki dla dzieci, ewentualnie młodszych nastolatków. Tym razem jednak nie odczułam aż tak mocno przewidywalności. Choć w niektórych sytuacjach oczywiście połapałam się znacznie szybciej niż Percy, bo mam podstawową znajomość mitologii (dziwi mnie, że np. na pewnej wyspie-kurorcie Annabeth dała się zrobić w balona, skoro jest taka inteligentna...). Jednak na przykład zaskoczyła mnie końcówka. Szczerze powiem, że druga część wypada znacznie lepiej na tle Złodzieja pioruna. Była po prostu ciekawsza.
        Nadzieja jaką wyraziłam w ostatnim akapicie mojego poprzedniego tekstu o serii Percy Jackson i bogowie olimpijscy na szczęście nie okazała się płonna- Morze Potworów nie było aż tak przewidywalne jak poprzednia książka. Mogę mieć zatem nadzieję (kolejny raz :) ), że następne części będą już tylko lepsze i jak najszybciej sięgnę po tom trzeci, czyli Klątwę Tytana.

Percy Jackson i bogowie olimpijscy: Klątwa Tytana Rick Riordan
tytuł oryginału: The Titan's Curse
tłumaczenie: Agnieszka Fulińska
data wydania: 2016
data pierwszego wydania: 2010
data wydania oryginału: 2007
liczba stron: 280
opis:
"Kiedy Percy Jackson dostaje od swojego najlepszego kumpla Grovera pilną wiadomość z prośbą 
o pomoc, natychmiast przygotowuje się do walki. Przyjaciele ruszają na ratunek i odkrywają, że Grover spotkał kogoś wyjątkowego: dwoje potężnych dzieci półkrwi o nieznanym pochodzeniu. Ale to nie wszystko, co ich czeka. Król tytanów Kronos uknuł najbardziej podstępny ze swoich planów, a młodzi herosi mają być jego ofiarami.Nie tylko oni są w niebezpieczeństwie. Przebudził się starożytny potwór zdolny zniszczyć Olimp, a Artemida, jedyna bogini, która potrafi go wytropić, zaginęła. Percy 
i przyjaciele wraz z Łowczyniami Artemidy mają tylko tydzień, żeby odnaleźć porwaną boginię 
i rozwiązać tajemnicę potwora, na którego polowała. A po drodze będą się musieli zmierzyć 
z najniebezpieczniejszym wyzwaniem: mrożącą krew w żyłach klątwą tytana."

        Kolejna część nareszcie przedstawia przyzwoity poziom! Mimo, że poprzednie dwie mi się spodobały to była to raczej sympatia z przymrużeniem oka na większość wad. Tutaj natomiast nie musiałam tego robić.
        Podczas czytania tej części znalazłam nową przyjaciółkę, dałam się całkowicie zaskoczyć Riordanowi, a także przeżyłam na sam koniec szok i stratę.Więcej nie zdradzę, nie chcę spoilerować. Niech fani serii przekonają się sami :)
        Często kolejne części cyklu, a środkowe zwłaszcza, są jednymi z najgorszych. Tutaj jednak tak nie jest, jak na razie obserwuję tendencję zwyżkową- im dalej tym lepiej! Sięgnę więc jak najszybciej po kolejną część!

Pałac Wiesław Myśliwski
data wydania: 1998
data pierwszego wydania: 1970
liczba stron: 288
opis: 
"Świt drugiej wojny światowej. Do wioski zbliża się front. Jakub, pasterz, jest świadkiem ucieczki państwa z miejscowego dworu. Kiedy kierowany ciekawością, przekracza próg pałacu, zagłębia się
w świat arystokracji - na poły realny, na poły utkany z fantazji. Przemierza puste korytarze i zasiada 

w fotelach, wcielając się w rolę arystokraty. Wizje przodków i wyobrażenia o innym życiu przenikają go zwolna, zmieniając jego świadomość. Jakub staje się swoim własnym panem.
Wiesław Myśliwski za pomocą żywego monologu bohatera ukazuje pełną napięć dynamikę ludzkiej świadomości. Jakub wciela się w role, zakłada maski wybierane z rekwizytorium rzeczywistości, w której żyje. Myśl i język pozbawione barier, świat bez granic społecznych - oto pełna wewnętrznej siły pisarska wizja na miarę epoki.
"




        Pióro Wiesława Myśliwskiego poznałam od najlepszej jego książki (jak do tej pory). Niestety kolejne nie zawsze były tak dobre. Na przykład nie podobał mi się Nagi sad, za to Kamień na kamieniu uważam za bardzo ciekawą książkę.
        Pałac to "historia pewnego dworu". Na początku jesteśmy świadkami ucieczki jaśnie państwa z dworu- wybuchła wojna. Jednak narrator jest trochę zdezorientowany, nie wie gdzie ta wojna jest, usłyszał tylko jeden strzał, potem powstał chaos, a w końcu został sam pośród ciszy. Narratorem jest mężczyzna, który pracował we dworze. Ów narrator wchodzi do tytułowego pałacu, a wtedy... Książkę opanowują zjawy, jesteśmy jakby w głowach kolejnych jaśnie panów. Bardzo prawdopodobne, że to tylko wyobrażenia owego pasterza, a może to faktycznie oni, a może...
i to, i to. Książka, którą można interpretować na różne sposoby.
        Muszę przyznać, że Pałac był dla mnie po prostu NUDNY. Lubię wywody Myśliwskiego, ale ta książka składa się z samych takich wywodów, w dodatku w wykonaniu niezbyt przyjemnych typów. Forma jest faktycznie ciężkostrawna- poważnie to same monologi. Nie ma tu jako tako opisów. I chociaż akurat podoba mi się sam pomysł, uważam że jest ciekawy, to niestety wykonanie już nie.
        Było kilka ciekawych momentów, ale to zdecydowanie za mało. Pałac uważam za najsłabszą książkę uwielbianego przeze mnie pisarza i nie będę polecać. 

07 grudnia 2016

"Ósme życie (dla Brilki) tom I" Nino Haratischwili

tytuł oryginału: Das achte Leben
tłumaczenie: Urszula Poprawska
data wydania: 2016
liczba stron: 586
opis:
"Monumentalna, przerażająca i piękna zarazem powieść, rozgrywająca się na tle zmieniającej się Europy XX wieku.

Początek XX wieku. Mroźna zima. Na świat przychodzi Stazja Jaszi, córka najsłynniejszego w carskiej Rosji gruzińskiego wytwórcy czekolady. Wraz ze Stazją i kolejnymi pokoleniami rodziny Jaszi zanurz się w gąszcz historii najkrwawszego ze stuleci.

Od pierwszej wojny światowej przez rewolucję październikową i drugą wojnę światową do początku XXI wieku. Od gruzińskich wybrzeży Morza Czarnego po Berlin, Paryż i Londyn.

Ósme życie to jeden z najpiękniejszych, a jednocześnie dręczonych przeszłością głosów młodego pokolenia przypominający o wciąż nieodrobionej lekcji historii Europy. Nino Haratischwili stworzyła powieść, na jaką czeka się latami: epicki rozmach, pełnokrwiści bohaterowie, wielkie namiętności i cudowny, plastyczny styl.
"

        Ósme życie to druga książka, którą przeczytałam dzięki akcji Czytaj PL Nie wiem czy sięgnęłabym po nią, gdyby nie ta akcja. Możliwe, że nie i w sumie cieszę się, że miałam taką możliwość, na dodatek za darmo.
Afera Watergate, demonstracje przeciwko wojnie w Wietnamie, rządy czarnych pułkowników w Grecji, kryzys naftowy i kariera Elvisa- to wszystko nie dawało spokoju światu na zachodzie, podczas gdy jego część wschodnia pod rządami Breżniewa pogrążała się w głuchej stagnacji.
        Nino Haratischwili snuje rozległą sagę rodzinną, która swój początek ma sto lat temu. Wszystko pod pretekstem opowiedzenia historii najmłodszej z rodu- Brilce. Historię snuje jedna z młodszych kobiet z rodu. Nie wiemy nic o niej, ani o Brilce, aby się czegoś dowiedzieć o tych dwóch kobietach trzeba sięgnąć po tom drugi. Swoją drogą jest to dobry chwyt, ponieważ choćby dlatego człowiek chce przeczytać kolejny tom- dlaczego ma to pomóc Brilce? Dokąd ona zmierza i po co?


        Generalnie to mam pewien problem z tą książką, sama nie wiem czy bym ją polecała. Może zacznę od tego co mnie denerwowało- język. Momentami aspirował do wzniosłego i poetycznego, ale jak dla mnie wychodziło dziwnie,
a czasem nawet śmiesznie.
Życie ją oszukało czy też ona oszukała życie- wychodziło na to samo.
I jeszcze:
(...) pojęła, że duchy powróciły, że znowu mają wolną drogę, drogę między różnymi momentami w czasie
i wszystkimi możliwymi do wyobrażenia światami.
 Trochę też nagromadzenie tragedii jakie miały miejsce w tej rodzinie było trudne do przełknięcia. Nie lubię takiego skondensowanego melodramatu. W sumie autorka ma na to tłumaczenie, ale cóż, jest ono takie "magiczne"...
Miłość była sączącą się powoli trucizną, była podstępna i fałszywa, była zasłoną rzuconą na nędzę świata, była lepka i ciężka, miłość była lustrem, w którym można było zobaczyć, kim się nie było, miłość była zjawą, która dawała nadzieję temu, komu jej od dawna brakowało, była schronieniem, gdy chciało się znaleźć ucieczkę, a znajdowało tylko siebie samego, była niejasnym wspomnieniem innej miłości, możliwością i tak dalej w tym guście...

        Poza tym jest to wciągająca saga, która urzekła mnie swoim klimatem. Głównym jej plusem jest to, że przybliża czytelnikowi realia tamtej strasznej epoki. Mi osobiście przede wszystkim uświadomiła jak rozległy był komunizm. Bo tak naprawdę kiedy słyszę to hasło myślę głównie o Polsce, jeszcze o krajach pomiędzy Polską a Rosją, ale tamte odleglejsze krainy nie przypominają mi się jako jedne z cierpiących przez ten okropny reżim. Uświadomiła mi też rozległość II Wojny Światowej, chociaż skupiła się bardziej na sytuacji w Rosji i generalnie książka jest bardziej
o komunizmie.
Ósme życie pokazuje też brutalność tej epoki i to jak oddziaływała na najzwyklejszych ludzi, którzy nie interesują się tym czy innym ustrojem, chcą tylko normalnie żyć.
(...) i znowu musimy piać hymny na cześć tego wspaniałego państwa. Jak to znieść? Jak z tym żyć? Najgorsze w tym wszystkim nie jest to, że ta przeklęta wojna uczyniła nas kalekami, zabrała nam przyjaciół, zniszczyła nasze życie, lecz to, że wszystko zalegalizowała. Teraz mówią: patrzcie, nasz wielki Wódz doprowadził nas do zwycięstwa, pokonaliśmy faszystów, przeżyliśmy. Cała ta droga była słuszna. Mówią, że ofiary, które musieliśmy ponieść, były konieczne. A to przecież jest tak straszliwie głupie, tak niesprawiedliwe.
         Nie jestem pewna czy sięgnę po drugi tom. W sumie ten język nie przeszkadzał mi tak bardzo, czytało się szybko, a poza tym pewnie w końcu zatęsknię za klimatem tej książki. Prawdopodobnie prędzej czy później rozejrzę się za kontynuacją.

01 grudnia 2016

"Elon Musk. Biografia twórcy PayPal, Tesla, SpaceX" Ashlee Vance


tytuł oryginału: Elon Musk - Tesla, SpaceX, and the Quest for a Fantastic Future
tłumaczenie: Agnieszka Bukowczan-Rzeszut
data wydania: luty 2016
data wydania oryginału: 2015
liczba stron: 448
opis:
"Steve Jobs chciał waszych pieniędzy. Mark Zuckerberg pragnie wam pomóc udostępnić zdjęcia bobasów. Elon Musk zamierza uratować świat przed zagładą. Wizjoner, geniusz, nieznośny szef, najbardziej zuchwały przedsiębiorca Doliny Krzemowej, jeden z najbogatszych ludzi na ziemi. Człowiek stawiany w jednym szeregu z Thomasem Edisonem, Henrym Fordem i Stevem Jobsem. Każdy start-up w jego rękach..."







Na okładce czytamy: Elon Musk. Biografia twórcy PayPal, Tesla, SpaceX
Opis zaś krzyczy: Steve Jobs chciał waszych pieniędzy. Mark Zuckerberg pragnie wam pomóc udostępnić zdjęcia bobasów. Elon Musk zamierza uratować świat przed zagładą.
No i jakoś mi się to nie zgodziło podczas lektury...

        O Elonie Musku nigdy do tej pory nie słyszałam. Przyznam, że skusił mnie po prostu opis, a książkę przeczytałam dzięki akcji czytajPL!, teraz żałuję, bo mogłam się zabrać jednak za jakieś tomiszcze- do akcji dołączyłam w ostatniej chwili i myślałam po prostu, że nie zdążę.

        Początek tej biografii był w porządku, tak mniej więcej do momentu pierwszego start-upu Elona. Autor opisywał z początku swoje dążenia do tego by książka powstała oraz obecną postać Muska, to było takie wprowadzenie. Następne rozdziały poświęcone są jego dzieciństwu, Elonowi jako nastolatkowi, krótko o jego epizodzie w Kanadzie. Następnie opisane są po kolei firmy Elona i muszę przyznać, że momentami się okrutnie wynudziłam. Były podawane szczegóły, mało interesujące. Było trochę od strony technicznej, jeśli chodzi o finanse to to mnie nie interesowało, ale już w rozdziale z rakietą było ciekawiej. Także w rozdziale o Tesli. Tylko mam wrażenie, że autor nie za bardzo wypośrodkował pomijanie niektórych faktów i podawanie innych w najdrobniejszych szczegółach. Widać było pewną dysproporcję.

To, czy Musk był założycielem Tesli w ścisłym znaczeniu tego słowa, jest w tym momencie nieistotne.*
        Wspominałam na początku, że coś mi się nie zgadzało. O ile Elona można jeszcze okrzyknąć jako twórcę PayPala to mówienie o nim jako o twórcy Tesli to trochę niedopowiedzenie. Elon był inwestorem. Wszystko nadzorował, kierował całą firmą, starał się popularyzować elektryczne auta itd. Jednak pomysł nie był jego. Fakt, że poświęcił firmie siebie i majątek, i nie dopuścił do jej bankructwa tym, że włożył w nią wszystkie pieniądze i namawiał ludzi do inwestowania. Ale jednak sprawa wymaga tutaj wyjaśnień i takie dumne TWÓRCA w momencie kiedy na początku tchnął w nią tylko pieniądze jest dla mnie nieco niewygodne. Nie chciałabym w tym momencie umniejszać jego wkładu w firmę, mam nadzieję, że nie zostałam źle zrozumiana.
W tym momencie ktoś może powiedzieć czepiasz się. Jednak "kłuje" mnie to tym bardziej, że wiem o wyrzuceniu
z firmy faktycznego współtwórcy, jednego z dwóch pomysłodawców... Zgadnijcie kto doprowadził do wyrzucenia go.
Dodatkowo biografia to też pewne niedopowiedzenie... To bardziej biografia tych firm niż Muska. Do czasów kanadyjskich to jest biografia Elona Muska, ale potem to opowieść o tych firmach. Owszem Musk jest w tych rozdziałach opisywany, dowiadujemy się jak nimi kieruje. Ale to by było na tyle.

        Poza tym cała ta gadka o zbawianiu świata. Ktoś kto przeczytał tę książkę może mi teraz wytknąć, że zachowuję się jak krytycy Elona lata temu, że go wyśmiewam, podczas gdy on zagrał wszystkim na nosie urzeczywistniając swoje wizje. Wcale tak nie jest. A już tłumaczę o co chodzi. Elon twierdzi, że ludzkość przetrwa tylko jeśli stanie się gatunkiem międzyplanetarnym. On sam ma zamiar doprowadzić albo chociaż podłożyć podwaliny pod kolonię na Marsie. Choć w tym momencie to przekracza moje pojęcie i uważam, że mamy niedostateczną wiedzę o warunkach na tej planecie, to jednak pragnę zwrócić uwagę na inny aspekt. Moim zdaniem ludzkość powinna szanować planetę, na której powstała, powinna wyzbyć się tej zachłanności i skłonności do destrukcji. Wtedy przetrwa. A nie niszcząc wszystkie planety, na których się znajdzie.
Moim zdaniem to jest raczej marzenie, o którym Musk lubi opowiadać. Lubi się chwalić swoją wizją, bo lubi być uważanym za wizjonera.

        Nie jestem zadowolona z lektury tej książki. Nie czytało jej się zbyt gładko, nie pozostawiła po sobie miłego wrażenia. Elon Musk mnie nie zainspirował, raczej pozostawił po sobie swoją postacią zniesmaczenie. Człowiek, który wyciska z ludzi siódme poty i często każe im pracować po 16 godzin dziennie, tak, dziennie, jednocześnie potrafi ich wywalić z pracy za byle co i płaci im mało. To zabawne, ale momentami miałam wrażenie, że to całe cięcie kosztów produkcji było też w odczuwalnym stopniu osiągnięte dzięki niskim pensjom. Generalnie mam wrażenie, że ludzie szanują go za jego sukcesy i jeśli działa na nich jego urok. Wyobraźcie sobie, że dostajecie maila o treści: Jestem głęboko rozczarowany. Powinieneś przemyśleć swoje priorytety. Zmieniamy świat i piszemy na nowo historię, a ty albo okazujesz swoje oddanie sprawie, albo nie. ponieważ nie przyszliście na imprezę związaną z urodzinami dziecka swojego szefa...
Generalnie Elon Musk jest dla mnie człowiekiem pełnym sprzeczności. Nie jest człowiekiem, na którego się kreuje, przynajmniej jeśli popatrzy się z boku na jego czyny. Z jednej strony jest genialnym biznesmenem z inżynierskim umysłem, a z drugiej potrafi mieć dość ograniczone horyzonty. Zabawne stwierdzenie skoro gość myśli o dokonaniu rzeczy, o których inni nawet nie marzyli, ale takie odniosłam wrażenie.
Przykładowo zabawną ironią jest to, że każe swoim genialnym inżynierom pracować po 16 godzin, odbiera im jakiekolwiek życie poza pracą i głosi poglądy tego typu: (...) generacje inteligentnych ludzi mają mniej dzieci, to prawdopodobnie też jest niekorzystne. 

        Nie polecam tej książki, chyba, że ktoś jest zafiksowany na punkcie SpaceX lub Tesli. O Musku jako człowieku,
o jego życiu prywatnym i o tym jakim człowiekiem jest naprawdę niewiele się dowiecie. Dodatkowo autor wydaje mi się mocno zafascynowany osobą Elona, nie powinno to być odczuwalne w biografii...

I żeby kogoś nie zmylił ton tego tekstu. Bardzo szanuję sukcesy Muska i podziwiam to, że znacząco ruszył pewne dziedziny przemysłu do przodu. Być może dzięki niemu już my będziemy pokoleniem, które będzie jeździło autami elektrycznymi. Pewnie doczekamy się tego dopiero na starość, ale jednak. Mimo to będę pamiętać jakim jest człowiekiem i jakie warunki panują w jego firmach.

A i jeszcze jedna zabawna kwestia- Elon Musk kreowany na człowieka, który wyrzuca marketingowców za literówki, a maila z raportem potrafi przez to nie przeczytać (czy też za przecinki), doczekał się biografii wydanej z literówkami :D Oczywiście na pewno amerykańskie wydanie jest bez zarzutu, ale w polskim znalazło się kilka błędów.

*cytat z książki