24 lutego 2012

"Nostalgia anioła" Alice Sebold

tytuł oryginału: The lovely bones
tłumaczenie: Hanna Szajowska
wydawnictwo: Albatros
data wydania: październik 2003
data wydania oryginału: 2002 
liczba stron: 366
ocena: 6/6











Być może zaskoczę niejedną osobę tym co za chwilę stwierdzę. Ale najpierw powiem Wam co ujrzałam na tylnej okładce Nostalgii anioła. Otóż pod zdjęciem autorki znajduje się jedno zdanie: Książka, w której straszliwa tragedia- śmierć dziecka- przeradza się w pełną nadziei i radości opowieść o miłości, dorastaniu, gojeniu duszy, pamięci i zapominaniu...

Kiedy zaczęłam czytać Nostalgię zastanawiałam się czy autor owego zdania czytał tę samą książkę.
Powieść traktująca o gwałcie, morderstwie i skutkach tego wydarzenia ma być pełna radości!? Zgrzytało i to bardzo.
Ale w pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że to książka z gatunku tych, które uwielbiam- o dorastaniu, o spokojnym (może nie w przypadku tej historii) dzieciństwie, o nastoletnich miłościach i młodych ludziach jakimi stają się bohaterowie, których cały czas obserwujemy. Jeśli książka jest dobrze napisana to czytam z ogromną przyjemnością. Rzadko natrafiam na perełki, ale zdarzają się i radość jest wtedy wielka.
Taka właśnie jest Nostalgia anioła. Mimo, że przyćmiewa to spokojne dzieciństwo tragedia.

Powieść Alice Sebold zaczyna się dość mocno. Oto przedstawia nam się dziewczynka, Susie Salmon, która mówi o swoim morderstwie. Nie, nie będzie to kryminał, Susie od razu opowiada nam o swoim mordercy i tym co się wydarzyło owego grudniowego popołudnia. Mała czternastoletnia dziewczynka zostaje zwabiona przez sąsiada, osobę, której teoretycznie może ufać. Mężczyzna brutalnie ją gwałci, zabija, a potem jak gdyby nigdy nic patrzy jej ojcu w twarz.
Dziewczynka opowiada nam o niebie w jakim się znalazła. Początkowo uznałam je za trochę dziecinne i mało nowatorskie, ale... w końcu kto z nas nie chciałby się znaleźć w miejscu gdzie można mieć wszystko o czym się zamarzy? No prawie wszystko. Nie można być ze swoimi bliskimi. Susie może jedynie obserwować ich życie. I tak obserwuje początek końca swojej rodziny jaką znała.

Nostalgia anioła to niezwykła opowieść o tym jakie są skutki nieszczęścia jakim jest morderstwo dziecka. Pozwoli nam wniknąć w życie rodziny dotkniętej tą tragedią, poznać ich myśli, sekrety. Przeczytałam wiele kryminałów, niektóre starały się poruszyć ten temat, ale zawsze był to wątek poboczny, nigdy nie czytałam książki, która skupiłaby się na rodzinie ofiary. Moim zdaniem Alice Sebold znakomicie poradziła sobie z tą tematyką.
Jednocześnie jak wspominałam jest to książka o dorastaniu. Oczywiście Susie nie ma już na to szansy. Obserwuje za to jak dorasta jej młodsza siostra, Lindsey, i poniekąd dorasta z nią. Poza tym towarzyszy Ruth, dziewczynie z jej szkoły, którą niechcący "dotknęła" tuż po śmierci oraz Rayowi, chłopakowi, który się w niej zakochał.

Pierwszoosobowa narracja prowadzona jest z perspektywy Susie. I tu pokłon w stronę autorki- znakomicie wczuła się w postać czternastoletniej dziewczynki! Język książki jest prosty, ale nie dziecinny. Nie ma tu też mędrkowania ani głębokich myśli. Są za to błędnie wnioski, sytuacje, których Susie nie rozumie. Podczas lektury nie zdałam sobie sprawy z tego jak autorka mogła spartaczyć książkę albo robiąc ze swojej bohaterki, za przeproszeniem, idiotkę albo wielkiego mędrca, rzucając "przepięknymi" przemyśleniami napisanymi kwiecistym językiem to tu to tam. Nie przemknęła mi ta obawa przez myśl, bo jak już zaczęłam czytać to przepadłam ;)

Na szczęście autorka nie postawiła przed nami szeregu takich samych bohaterów. Każdy z nich ma inny charakter, każdy członek rodziny Salmonów inaczej radzi sobie z nieszczęściem jakie spotkało Susie i ich rodzinę. Postacie w książce Sebold nie są także idealne, nawet te drugoplanowe mają jakieś wady.
Moją ulubioną postacią z Nostalgii anioła jest Ruth Connors, dziewczyna, która w liceum została nazwana "dziwną", ale całkowicie jej to nie przeszkadzało. Można powiedzieć, że miała własny świat i nie musiała otaczać się w nim ludźmi. Oczywiście jak każdemu kilka razy zdarzyło jej się w kimś zadurzyć. Ruth była artystką- zajmowała się malarstwem, trochę poezją. Prowadziła dziennik, w którym zamieszczała, czasem dziwne, wpisy. W pewnym momencie zaczęła spotykać się z Rayem. Ale nie chodziło im o to by stworzyć związek, spotykali się rano, przed szkołą i rozmawiali. Później Ruth była trochę... można by rzec "nawiedzona" :P Akurat ten wątek dotyczący zarówno jej postaci, jak i Susie, i końcówki książki średnio mi się podobał. Ale "przełknęłam" i nie było tak źle ;) Jednak nawet wtedy Ruth zachowała dla mnie swój urok, swoją odrębność i ciekawy charakter. Świetna postać.
Szkoda tylko, że autorka pozostawiła ją pod koniec książki samej sobie. Poświęca jej tylko jeden akapit, który niewiele mówi o jej dalszych losach. Ja chętnie skojarzyłabym ją z Halem, który też wydał mi się ciekawą postacią, jednak pojawiał się tylko epizodycznie, w zasadzie nie wiadomo jaki miał charakter.
Mimo wszystko wyobrażam sobie Ruth siedzącą za Halem na motocyklu, jadącą w jakieś ciekawe miejsce.


Nostalgię anioła wypożyczyłam z biblioteki, ale muszę kupić własny egzemplarz. Wiem, że będę do niej wracać.



I oto jestem świeżo po filmie. Nostalgia anioła i jako ekranizacja, i jako odrębne dzieło wypada niestety słabo. Jest zbyt długa, a może i nie tyle zbyt długa co poruszyła nie te wątki książki, które mnie zainteresowały, co sprawiło, że momentami mnie nudziła.
Trudno mi obiektywnie ocenić, nie wiem czy ją polecać tym, którzy nie czytali książki i nie zamierzają. Pewnie gdybym nie czytała książki to bym nawet nie skończyła oglądać filmu. Dlatego powiem tak- niektórym się spodoba, innym nie.
Jeśli jesteście dopiero przed lekturą książki to lepiej nie oglądajcie filmu ;P

17 lutego 2012

Top 10: Muzyczni idole

Top 10 to akcja, przy okazji której raz w tygodniu na blogu pojawiają się różnego rodzaju rankingi, dzięki którym czytelnicy mogą poznać bliżej blogera, jego zainteresowania i gusta. Jeżeli chcesz dołączyć do akcji - w każdy piątek wypatruj nowego tematu na dany tydzień.





Pora na kolejne Top10, jestem bardzo rada z tematu, ponieważ ostatnio muzyka, którą odkryłam stała się ważną częścią mojego życia :)



W mrokach dziejów, w czasach mego dzieciństwa...
Od dziecka słucham zespołu
Linkin Park
Jakieś dwa lata temu przeszłam ostry powrót do mego kochanego (wówczas) zespołu- 3 miesiące słuchałam TYLKO ich ;) Pierwszy zespół, o którym mogłam powiedzieć, że jest moim ulubionym, pierwszy, którego wysłuchałam całej płyty.
Czemu wówczas? Cóż teraz już nie jest taki ulubiony i kochany. Mam do niego sentyment, ale to już nie to samo ;)
Linkin Park grają crossover- czyli takie pomieszanie gatunków. Na ostatniej płycie poszli mocno w elektronikę, co nieszczególnie mi się spodobało. Jednak ich pierwsze płyty charakteryzuje zmieszanie lekko rockowych brzmień z rapowaniem (oczywiście normalny wokal również jest).
Uwielbiam ich nie tylko za muzykę. Uwielbiam ich także za charaktery. Umieszczają w sieci mnóstwo filmików ze swoim udziałem, są zabawnymi facetami. Czasem oglądam filmiki z nimi kiedy mam gorszy dzień ;)
Przyznam, że miałam problem z wybraniem jednego utworu, ale w końcu daję taki, który ostatnio gra mi w duszy ;) Uwielbiam ten riff na początku :)
(nie przesłuchałam, więc nie wiem jak im wyszło, jak coś odsyłam na wrzutę ;))


Na czyim punkcie niedawno zwariowałam?
 Na punkcie 6 brzydali z Niemiec :P
Rammstein
Oczywiście żartuję! Chłopaki z Rammstein może i nie są najpiękniejsi, ale wiem, że mają swoje fanki, które są nimi urzeczone ;)
Słucham ich od dziecka... Właściwie tylko z 5 piosenek słuchałam wtedy, ale to też coś :P
Jak się zazwyczaj opisuje Rammstein? Jako kontrowersyjny zespół.
Owszem mają szalone pomysły, dziwne teledyski... Dla mnie to po prostu przejaw pozytywnego zakręcenia :P
Uwielbiam ich :)
Od niedawna namiętnie się w nich zasłuchuję.
Rammstein sami sobie wymyślili gatunek jaki grają- tanz metal. Nie jest to ostry metal... jak dla mnie ;) Nie ma growlowania, są spokojniejsze piosenki. A niemiecki pięknie brzmi w ich wykonaniu :)
Ich koncerty to... sztuka. Sama w sobie. Zawsze mają kostiumy, do kilku piosenek używają różnych rekwizytów, w wielu są sztuczki pirotechniczne, (jak choćby ta w pięknym gitarowym solo w Adios:
)
które towarzyszą im od samego początku. Nie jest tak, że jakaś wytwórnia ich wykreowała. Przeciwnie, początkowo nikt ich nie chciał.
Na punkcie R+ mam takiego hopla, że aż sobie kupiłam książkę o nich :)
Kocham ich głównie za Tilla Lindemana i Richarda Kruspe :D
A tu teledysk do Mein land. Od niego zaczęłam mój powrót do nich i odkrywanie ich na nowo :) Ukazuje nieco słoneczniejsza stronę R+... do czasu :D
(polecam obejrzeć do końca ;>)

A moją nową obsesją zaczyna być...
30 Seconds to Mars
To też zespół, którego kilka piosenek słuchałam w dzieciństwie, ale dopiero teraz zaczynam ich kochać :)
Grają rock alternatywny. Niedawno zakończyli trasę i... Nie wiadomo tak naprawdę czy wrócą do studia... Ale będę dobrej myśli ;)
Z tego co widzę z filmików, wywiadów i koncertów- również zabawni i pozytywnie zakręceni faceci ;)
Poza tym bardzo tajemniczy, zwłaszcza Jared :) Mają długie, ciekawe i trudne do rozkminienia teledyski i uwielbiają swoich fanów, mają z nimi dobry kontakt :)
Nie wiem dlaczego, ale są klasyfikowani jako zespół dla słit nastolatek... A szkoda. Mają świetne piosenki, teksty, teledyski, a że są ładni... No cóż taki bonus :P
Próbka ich twórczości, zarówno muzycznej jak i filmowej:
(to wersja dla wytrwałych, jak komuś się nie chce oglądać tak długiej to niech włącza krótką :P)


A od czego zaczęło się to całe szaleństwo?
The Subways & Arctic Monkeys
Chodzi mi tu o szał na słuchanie cięższych brzmień, czyli rocka i metalu.
Dokładnie zaczęło się od tej piosenki i teledysku:
Początkowo wydawała mi się dziwna. Gdzieś w połowie ją pokochałam.
Te dwa zespoły swoim delikatnym brzmieniem rocka alternatywnego/indie wprowadziły mnie we wspaniały świat muzyki rockowej. Nie wyobrażam sobie jak mogłam nie słuchać tego rodzaju muzyki. Mój świat muzyczny był taki bezbarwny. Teraz nabrał kolorów! Ta muzyka daje mi energię i odzwierciedla moją osobowość :)
O tych dwóch zespołach jako tako wiem niewiele, interesuje mnie tylko muzyka.
Piosenka The Subways już jest, także teraz pierwsza piosenka Arcitc Monkeys, którą usłyszałam:
Początkowo o dziwo mi się nie podobała, ale teraz i piosenkę, i teledysk bardzo lubię :)


Pogrążam się w słodkim szaleństwie z:
System of a Down
Pierwsza płyta tego zespołu początkowo w ogóle mi się nie podobała. Ale potem... zaczęłam tęsknić do tego darcia mordy!
SOAD ma nieco chaotyczne piosenki. Grają metal alternatywny. Gdyby mi ktoś 2 lata temu powiedział, że ich pokocham to bym go wyśmiała ;)
Wokal Serja Tankiana jest absolutnie nieziemski! Wspaniały!
Chop suey! uwielbiam mogłabym słuchać godzinami:

Brzmienie czasów, które nigdy nie wrócą...
Piosenki z lat '50
Może dziwić zestawienie "jakichś staroci" z ostrzejszą muzyką...
Ale ja lata '50 darzę jakąś szczególną sympatią, obejmuje to również muzykę.
Nie mam płyt konkretnych wykonawców, po prostu słucham radia internetowego rmf '50.
Ale są dwie piosenki, które szczególnie lubię:
 Do tej uczę się słów pierwszej zwrotki... Teraz jest już nieźle, ale na początku szło sobie język połamać :P
Końcówka tego filmiku po prostu boska, a słowa:
I guess you guys aren't ready for this yet. But your kids are gonna love it!
są już niemal legendarne :D

Wyciszenie z...

Red Hot Chili Peppers
 Jeśli mam ochotę na coś lekkiego to słucham właśnie ich.
Najbardziej lubię płytę By the way, choć nie wszystkie przesłuchałam. Jakoś na razie nie mam na nich fazy, nie oglądam z nimi za dużo filmików, nie czytam wywiadów. Na razie ;)
Wg. last.fm grają rock z elementami funku.

Grounge- muzyka, moda, styl życia
Nirvana
Grounge? Nirvana to dopiero początek.
Jak na razie przechodzę fazę na 30STM i R+, więc Nirvaną tak bardzo się nie interesuję. Ale kilka piosenek słucham namiętnie, tak jak w przypadku RHCP głównie wtedy kiedy chcę się odprężyć. Mają dość spokojne, klimatyczne piosenki. Głos Cobaina jest świetny.
A czego początkiem ma być Nirvana? Moich zainteresowań muzyką grounge'ową. Już upatrzyłam sobie kilka zespołów, ale jak na razie uderzam nie w te klimaty ;) Styl ubierania też jest mi bliski, aczkolwiek nie można na razie powiedzieć, że ubieram się w stylu grounge. Ale powoli zaczynam :)
A tu piękna piosenka Nirvany, jak natrafię na nią w odtwarzaczu nie mam serca przełączać ;)


Dziesiątki niestety nie ma. Mogłabym umieścić na tym miejscu Stone Temple Pilots, Pearl Jam, Judas Priest, Iron Maiden... Ale prawda jest taka, że znam tylko kilka ich utworów i nie mogę powiedzieć by byli moimi idolami.
Bardzo chciałabym się nauczyć grać na gitarze i brzdąkać sobie na niej piosenki ww. zespołów... Ktoś podejmie się nauczenia mnie grania i sprezentuje mi gitarę? :D

15 lutego 2012

Zapytajki 13

 Zanosi się na dłuższy przestój na blogu, bo wzięłam się za dwie cegły- Grę o tron i Lalkę- więc wrzucam kilka zapytajek ;)

pozytywne myślenie sylwester (Sylwester to same pozytywy, nie wiem czemu ktoś musiał odganiać złe myśli :P)
choinka noworoczna 240 x 400 (łaaaał po co komuś taka wysoka choinka!? :D)
zachowam w pamieci tego sylwestra w gorach (gratulacje, sama chętnie bym spędziła Sylwestra w górach :P)
jak przedstawić światło na kartce (nie moja broszka ;])
fale sylwester (hę?)
baby z filmu trzy metry nad niebem (baby...? baby to są w polu :P)
mroczna ostoja (hmmm)
widać kto był w domu na weekend demoty (po czym wnioskujesz? :P)
kiedy mam ochotę demotywatory (na co? albo raczej... na kogo? :D)
wycinanki ludowe szablony (hehe dobre... niestety to też nie moja dziedzina :P)
dywan fc barcelona (hah to już wysoki poziom obsesji na punkcie Barcy! :D)
strój dla ojca chrzestnego (niezbędny garnitur, mile widziana czerwona róża... czegoś brakuje... a jeszcze kociak do zabawy i mamy Ojca Chrzestnego ^^)
niszcz socjalizm (tak, tak! niszczyć! :D)
statystyczny polski szwagier (no mam jedną sztukę w domu, a co? :P)
małgorzata z domu palacz (ostatnio koleżanka natrafiła na dziewczynę, która się nazywa Wywłoka, na to druga podsumowała: X z domu Wywłoka xD)
chinki nago (Chinki lubię, całkiem niezłe, ale na moim blogu porno nie będzie! :D)

09 lutego 2012

"Dallas '63" Stephen King

tytuł oryginału: 11/22/63
tłumaczenie: Tomasz Wilusz
wydawnictwo: Prószyński i S-ka
data wydania: 08 listopada 2011(jednocześnie data premiery światowej)
liczba stron: 864
ocena: 6/6












Chyba każdy człowiek kojarzy Johna Fitzgeralda Kennedy'ego. Już niekoniecznie musi znać całą jego historię, postać, prowadzoną politykę, wystarczy to, że był prezydentem Stanów Zjednoczonych i zginął w zamachu. Na dobrą sprawę tyle wiedziałam zanim przeczytałam Dallas '63. Mieszkam w Polsce, nie w Stanach, więc tyle mi wystarczyło.
Nie interesowała mnie nigdy historia Oswalda czy Kennedy'ego, nie zamierzałam jej dogłębnie studiować, a kiedy kupowałam najnowsza książkę Kinga to nie ze względu na to, że główny bohater miał uratować prezydenta, ale... głównie dlatego, że była to najnowsza książka Kinga. Czego chcieć więcej?
Jednak kłamstwem byłoby gdybym napisała, że kupiłam ją tylko ze względu na Kinga. Kupiłam ją także z uwagi na obietnicę podróży w czasie, do lat '60.

Jake Epping to nauczyciel angielskiego w Lisbon Falls, w stanie Maine. Gdyby ktoś nie wiedział, że to książka Kinga, teraz byłby już prawdopodobnie pewny- wiele opisów książek Kinga zaczyna się podobnie ;) Ale do rzeczy. Jake ma przyjaciela, Ala Templentona, który jest właścicielem lokalnego baru. Pewnego popołudnia Al zaprasza go do swojego baru i... funduje mu wycieczkę w przeszłość. Kiedy Jake wraca z 1958 roku Al opowiada mu o swoich wędrówkach, o prawach jakimi rządzi się przeszłość i powierza mu niezwykłą misję, która ma zmienić historię świata. Jake ma ocalić prezydenta Johna Fitzgeralda Kennedy'ego.
Czy mu się to uda? Jakie przygody spotkają go podczas długiej wędrówki? Kogo spotka na swej drodze?

Przeszłość jest nieustępliwa. Przeszłość się harmonizuje. Przeszłość nie chce być zmieniana. Te zdania co i rusz powtarza główny bohater, Jake. I wierzcie mi ma ku temu powody. Przeszłość zrobi wszystko, żeby nie dopuścić do tego by została zmieniona. Jake na próbę zmienia życie pewnej rodziny i przeszłość naprawdę utrudnia mu zadanie. Więc jak będzie z uniemożliwieniem zamachu na życie prezydenta? Tu już nie chodzi o kilka osób, chodzi o losy milionów ludzi, przede wszystkim Jake ma nadzieję, że uratuje wielu młodych żołnierzy przed Wietnamem. Czy przyszłość i krucha rzeczywistość poradzą sobie z tak ogromną zmianą?

Jeśli chodzi o podróż w przeszłość to Stephen King nie zafundował mi rozczarowania. Wprawdzie to już nie lata '50 (które uwielbiam) tylko '60, ale i te mają klimat. Tak jak Dallas '63. King zabiera nas w niezwykłą podróż do przeszłości usianą nie tylko pułapkami nieustępliwego czasu, ale także swingiem, znacznie mniejszymi cenami, wszechobecnym dymem papierosowym, teksańskim słońcem, miłością, szczęściem. Wydawałoby się, że w tych czasach żyło się lepiej, prościej. Owszem pod pewnymi względami tak właśnie było. Ale była też mroczniejsza strona tych czasów- segregacja rasowa, rola kobiety w społeczeństwie i ogólna ludzka mentalność (dla przykładu życie prywatne mogło zaważyć w znacznym stopniu na karierze zawodowej).
King świetnie poradził sobie z przedstawieniem blasków i cieni tamtych lat nie skupiając się wyłącznie na wielkich postaciach politycznych, ale też na zwykłych, szarych mieszkańcach małych i wielkich miast.
Mimo wszystko chciałabym chyba żyć w tamtych czasach. Żyję zupełnie nie w tych czasach i nie w tym kraju, w którym powinnam żyć ;)
Właściwie dopiero pod koniec książki uświadomiłam sobie, że w 1963 King miał 16 lat. Dla mnie to wydarzenie w Dallas jest zupełnie odległe, świat tak bardzo przyspieszył, że mam wrażenie, iż to było ze 100 lat temu. Tymczasem dla Kinga to były czasy jego młodości. Nic więc dziwnego, że poradził sobie z przedstawieniem tych czasów tak znakomicie.

King napisał książkę, która jednocześnie łączy w sobie pewne wątki science-fiction (podróże do przeszłości), w pewnym sensie jest ona historyczna (z uwagi na czasy w jakich jest osadzona fabuła), ale poza tym to solidna obyczajówka z wątkiem miłosnym.
Obyczajówka i romans spod pióra Kinga!? Nie, nie uciekajcie. Wbrew pozorom King nie pisze jedynie horrorów. Wiele z jego książek nie dostaje etykietki "horror" (a przynajmniej na nią nie zasługuje, choć są i tacy, którzy uparcie ją przypinają). Ja uwielbiam te nie-horrory Kinga, uważam, że świetnie sobie radzi z pisaniem ich. Właściwie to nie przepadam jakoś szczególnie za horrorami Kinga ;>


Dallas '63 to prawdziwa cegiełka, ba to ponad 850 stron czystej prozy. Nie wydawała mi się ani trochę rozwlekła, wciągnęła mnie i pochłonęła bez reszty. Bohaterowie, jak przystało na tej grubości książkę, są dobrze przedstawieni. King porusza w niej wiele problemów, przedstawione są one, np. jako rozterki Jake co do jego misji, czy jego porównania tamtych lat do współczesności. Sam autor snuje przed czytelnikami różne wizje, m.in. co by było gdyby prezydent Kennedy przeżył zamach.
King pozwala sobie puścić oko do czytelnika- w Dallas są nawiązania do jego poprzednich książek. Niektóre subtelne, inne doskonale widoczne, jak te nawiązujące do To.

Tym fanom Kinga, którzy oczekują jego "typowej" powieści- czyli powieści mistrza grozy, Dallas '63 nie polecam. Bo nie ma w niej ani krzty grozy. No może poza pewnym momentem kiedy Jake wraca do przyszłości... ale nie będę zdradzać szczegółów.
Dallas '63 nie polecam także na początek zapoznawania się z twórczością Kinga. Nie ma co ukrywać, że King czasem pisze rozwlekle. Dla mnie tworzy to niepowtarzalny klimat jego książek, czytam te jego wywody z niesłabnącym zainteresowaniem, nie straszne są mi długie opisy w jego wykonaniu czy lektura rozważań głównych bohaterów. Ale nie każdy musi kochać Kinga od razu, a nikt nie chce się przecież sparzyć na starcie.
Natomiast wszystkim pozostałym fanom Kinga, a także tym, którzy interesują się zamachem na Kennedy'ego czy latami '60 gorąco polecam lekturę Dallas '63! Całkiem spora cegła, ale zafunduje Wam niezapomnianą podróż w przeszłość :)

07 lutego 2012

"Ukąszenie" Lynsay Sands

tytuł oryginału: Quick bite
tłumaczenie: Natalia Charitonow
seria/cykl wydawniczy: Wampiry Argeneau tom 1
wydawnictwo: Prószyński i S-ka
data wydania: styczeń 2012  
liczba stron: 400
ocena: 3/6











 Książka Lynsay Sands skusiła mnie przepiękną okładką i zapowiadającym świetną zabawę opisem. Potem przeczytałam na tylnej okładce, że Sands jest autorką ponad 30 powieści (co niekoniecznie musi się wiązać z wspaniałym talentem, ale sygnalizuje już jakiś staż pisarski), ponadto ponoć jest szczególnie doceniana za specyficzne poczucie humoru, którego nie brakuje także w jej książkach*. Stwierdziłam, więc że spotkanie z twórczością Sands nie może skończyć się z rozczarowaniem!

Co mnie tak urzekło w opisie? Po pierwsze jest ciekawie napisany, ale szczególnie moją uwagę zwróciła informacja, że bohaterka Ukąszenia Lissianna cierpi na hemofobię- mdleje na widok krwi... No dobra, pomyślicie sobie, to rzadko spotykana przypadłość, ale co z tego? Ano to, że Lissianna jest wampirem...
Lissiana Argeneau tuż przed swoim przyjęciem urodzinowym całkiem przypadkiem psuje sobie niespodziankę- kiedy wchodzi do swej dawnej sypialni jej wzrok pada na przywiązanego do łóżka mężczyznę. Całkiem niezłego mężczyznę. Cóż... skoro już i tak odkryła niespodziankę to może rozpakować swój prezent i zaserwować sobie małą przekąskę? Ani przez chwilę nie przechodzi jej przez myśl, że mężczyzna może nie być jej urodzinowym przysmakiem, ale... terapeutą. Czy zdoła wyleczyć wampirzycę z jej fobii?

Przyznam, że niezupełnie tego oczekiwałam po książce, autorka trochę mnie zaskoczyła. Gdyby wampiry były trochę bardziej mroczne pokusiłabym się o stwierdzenie, że mamy tu do czynienia z wampirzą rodziną Adamsów. Jednak ta wesoła gromadka ani przez chwilę nie wywołuje dreszczu na ciele czytelnika. Wprawdzie spotkanie z rodzinką Argeneau było ciekawe, ale byłoby znacznie bardziej interesujące gdyby autorka wykreowała ich właśnie na taką mroczną rodzinę Adamsów.

Wampiry choć znacznie ciekawsze kiedy są mroczne, tajemnicze i wzbudzające grozę, nie przeszkadzają mi kiedy autorzy trochę ponaginają ich naturę do swych książek i uczynią z nich istoty nieco łagodniejsze. W Ukąszeniu choć same osobowości poszczególnych bohaterów całkiem mi się podobały to już na ich historię i odarcie z jakiegokolwiek mistycyzmu (poza czytaniem w myślach i narzucaniu woli) kręciłam z niesmakiem nosem. Autorka bowiem wskrzesiła Atlantydę, stwierdziła, że była to zaawansowana technologicznie cywilizacja, która doszła nawet do tego, że zaczęli produkować nanoroboty, wszczepili je ludziom i... I to są właśnie wampiry. Nanoroboty potrzebują krwi by funkcjonować- tak Sands wyjaśniła potrzebę picia krwi. W porządku może autorka chciała stworzyć coś nowego, same wampiry z jej książki nie lubią być nazywane wampirami, ale... Zdecydowanie nie podobała mi się jej wizja wampirów, to odarcie ich ze wszystkiego co ludzi w nich fascynuje.

Pomijając już to niefortunne wykreowanie wampirów książkę czyta się całkiem przyjemnie. Panom się zdecydowanie nie podoba- to romans paranormalny w pełnym tego słowa znaczeniu. W Ukąszeniu jeśli bohaterzy akurat nie pakują się przypadkowo w kłopoty zajmują się sobą. Najchętniej w łóżku. Trochę erotyki tam jest, więc nie polecam młodym dziewczynom, ale te starsze powinny czytać książkę z większym zaciekawieniem, bo Lissianna jest młodą kobietą (ba! właściwie ma 202 lata, wygląda na 25), więc na pewno nie będzie zgrzytania nad kolejnym wywodem rozemocjonowanej nastolatki.


Ukąszenie ratuje natomiast lekki język, ciekawa akcja (choć nie jest jakoś szczególnie nieprzewidywalna) i wspomniane wcześniej poczucie humoru autorki. Nie jest jakieś znowu specyficzne, ale zdecydowanie czyni książkę atrakcyjniejszą.

Ukąszenie polecam przede wszystkim fankom Zmierzchu czy innych podobnych książek, im powinna się spodobać. Szczególnie także tym, którzy szukają romansu paranormalnego, ale mają dość czytania o nieco głupawych nastolatkach. Pomimo minusów i dziwnej kreacji wampirów to dobry przerywnik pomiędzy jakimiś cięższymi lekturami, książka lekka, dobra w chwilach relaksu.
Mimo wszystko spotkanie z wesołą rodzinką Argeneau było całkiem przyjemnie, za niedługo w księgarniach ma się pojawić drugi tom Sagi Rodu Argeneau- Miłość kąsa, już się zastanawiam czy całkiem przypadkiem nie spotkam ich po raz kolejny ;)


*cytat z okładki Ukąszenia

Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

05 lutego 2012

"Powrót króla" J. R. R. Tolkien i "Władca Pierścieni" Peter Jackson


Po raz kolejny nie mam pojęcia co napisać o tej części czy całej książce.
Wiadomo, że każdy fan fantastyki, a już na pewno fantasy powinien tę książkę, jeśli nie mieć na półce to z pewnością przeczytać.
Od Tolkiena mogą odrzucać przede wszystkim długie, czasem wręcz rozwlekłe opisy. Dla mnie tworzyły one typowy, niezwykły i z pewnością niepowtarzalny świat.
Ale... jest jedno małe ale... niestety. W pełni doceniam dzieło Tolkiena jednak nie porwało mnie ono tak jak "powinno". Owszem były momenty, że czytałam z zapartym tchem, ale jako ogół nie mogę powiedzieć, że w pełni się nim zachwyciłam.
Ze smutkiem muszę przyznać, ze to chyba przez to, że znałam fabułę, ponieważ wcześniej oglądałam filmy.
W Powrocie króla mierziło mnie to, że Sauron taki niby potężny, prawdziwy Władca Pierścienia nie wyczuł, że jego ówczesny posiadacz w osobie Froda przekroczył bramy Mordoru. Niby taki wszechmocny, niby jego Oko widziało wszystko, niby Pierścień taki potężny...
Poza tym Władca Pierścieni jest napisany dość patetycznym tonem. Może wynika to z czasów w jakich był pisany- między innymi w czasie II Wojny Światowej.



Filmy mnie urzekły, zaczarowały, zachwyciły! Są po prostu świetnie nie tylko jako ekranizacja, ale także jako odrębne dzieło filmowe, zachwycą z pewnością kinomana, który z Tolkienem w wersji książkowej nie chce mieć nic wspólnego.
Mam kilka uwag, za które być może zostanę zlinczowana, ale co tam :D
Mianowicie na sam początek wytoczę ciężką artylerię- filmy pod pewnymi względami podobały mi się bardziej niż książka...
Przede wszystkim reżyser Władcy Pierścienia poradził sobie zręczniej niż Tolkien z 2 i 3 częścią- przeplatanie losów Froda i Sama z losami reszty Drużyny Pierścienia sprawiały, że opowieść była znacznie ciekawsza i nie nużyła. Inaczej u Tolkiena- losy dwójki hobbitów w Mordorze składające się jedynie na wędrówkę w pewnym momencie mnie znudziły, co nie miałoby miejsca gdyby Tolkien skakał od Froda i Sama do reszty kompanii.
Kolejnym rozwiązaniem, które zastosował reżyser było to, że Shire pozostało nietknięte wojną, mrok tam nie dotarł, kiedy hobbici tam wrócili znów byli zwykłymi hobbitami- ta koncepcja Shire jako idyllicznej przystani o dziwo była dla mnie ciekawsza niż to co przedstawił Tolkien.

Dobra teraz możecie podpalać stos ;D

Jedynym minusem jaki dostrzegam w filmowym Władcy Pierścieni jest to, że każda część trwa około 3 godzin. Jest ona bardzo wiernym odwzorowaniem Tolkienowskiego tomiszcza, a utrzymanie widza przez bite 3 godziny przed ekranem jest niezwykłym wyzwaniem. I nie przeczę za pierwszym razem dzielnie wytrzymałam, oglądałam z niesłabnącym, wręcz rosnącym zainteresowaniem. Jednak kiedy oglądałam Władcę po raz kolejny czasem miałam ochotę wyłączyć telewizor. Chyba rozłożenie tego na 6 części byłoby lepszym rozwiązaniem :P Kiedy kolejny raz będę oglądać Władcę to tak właśnie go sobie podzielę ;)

I jak tu podsumować? Władca Pierścieni czy to w formie książki, czy filmu, a najlepiej w obu niewątpliwie zasługuje na polecenie. I niech mi tu ktoś nawet nie pisze, że próbował obejrzeć/przeczytać, ale nie dotrwał do końca ;P
Oczywiście najpierw radzę przeczytać książkę, a potem oglądać film.

04 lutego 2012

Top 10: bohaterowie, z którymi chcielibyśmy zamienić się miejscami

Nieco spóźnione Top10 :P Miała nie brać udziału, ale nawet uzbierałam tą dziesiątkę szczęśliwców ;)

Luna Lovegood z serii o Harrym Potterze






Szczerze mówiąc zupełnie nie pamiętam Luny z książkowego Harry'ego Pottera, ale zawsze mnie jakoś fascynowała. I chciałabym choć na chwilę zamienić się z nią miejscami, bo jest uczennicą Hogwartu, a przede wszystkim nie jest z Gryfindoru!










Jaskier z Sagi o wiedźminie






Tak, wiem, to mężczyzna. Ale Jaskier ma tak niezwykle charyzmatyczną osobowość, dar do pakowania się w kłopoty i szczęśliwego wychodzenia z nich cało, a do tego tak wiele przygód w swym krótkim życiu, że kto chciałby nim nie być? ;)










Eowina z Władcy Pierścieni






Eowina. Imię idealne dla niewiasty, czyż nie? A niewiasta kojarzy nam się z kruchą kobietką czekającą na swego księcia z bajki.
Eowina zdecydowanie taka nie jest. Jest silna, niezależna, dziewczyna "ma jaja" ;) Bo sprzeciwiła się swemu władcy, by pojechać z wojskiem i walczyć. Nawet gdyby poległa chciałabym być na jej miejscu.
Postać ciekawsza w książce, bardzo ciekawie zarysowana.








Wojciech Cejrowski, autor i bohater książek podróżniczych




Skoro już wcześniej "wykorzystałam" pana Cejrowskiego jako bohatera książkowego i nikt nie podniósł rabanu to chyba mogę zrobić to ponownie ;)
Któż nie chciałby podróżować po świecie i odwiedzać odległe zakątki naszej pięknej planety? ;)









Alice Cullen z sagi Zmierzch








Alice to uroczy, tryskający energią wampirek :)










Ciara z P.S. Kocham Cię






Ciara jest z rodzaju ekscentrycznych krewnych. Przebojowa, nieco dziwna, zawsze z uśmiechem :)Poza tym w książce mieszkała w Australii (fascynuje mnie ten kraj), miała tatuaże i różowe włosy :)










Triss Merigold z Sagi o wiedźminie






Triss pojawia się na samym początku Sagi i od samego początku mnie fascynowała. Poza tym kto nie chciałby być czarodziejem? ;)











Wiktoria Biankowska z Ja, diablica








Książkę dopiero zaczęłam czytać i życie w Los Diablos jest niezwykle kuszące. Zwłaszcza jako diablica ;)








Jake Epping z
Dallas '63


Ktoś poznaje tego pana? :D Zdradzę, że wycięłam go z okładki pewnej książki, bo niestety nie ma jak wstawić innego zdjęcia, a można założyć, że to jest właśnie bohater owej książki ;)
Tak! Oczywiście wszyscy znają odpowiedź- to Jake!
Pewnie ktoś już się martwił, że w moim rankingu w tym tygodniu zabraknie Kinga, a może ktoś śmiał się pod nosem, bo chęć zamienienia się miejscami z postacią z książki mistrza horroru wyraziłby chyba tylko szaleniec...
Może nie chciałabym być Jakiem od początku do końca, ale zdecydowanie chciałabym choć przez chwilę poznać magię lat '50. Albo chociaż '60 ;) Jak wiadomo fascynują mnie one :)






Kay Adams z Ojca Chrzestnego


Na dobrą sprawę mogłabym być którąkolwiek z postaci ze zdjęcia obok. Ale wybieram Kay. W każdym razie w tamtym momencie uchwyconym na kadrze chciałabym być Kay ;>
Cóż, książkowa Kay wydawała mi się trochę głupiutka, naiwna. Ale postać Michela jest na tyle ciekawa, że chciałabym zamienić się z nią miejscami choć na chwilę ;)








Jakoś wcześniej nie wpadłam na to, że powinnam napisać kto wymyślił cały pomysł z Top10- jakby ktoś jakimś cudem jeszcze nie natrafił na blog Futbolowej to link tutaj ;)


Gdyby ktoś był zainteresowany to niebawem ma być wznowiona powieść Agnieszki Lingas-Łoniewskiej Szósty.
Opis:
Przewidywana data wznowienia 28.02.2012

Czy możliwe jest połączenie świetnego kryminału z wciągającym romansem? Wartkiej, trzymającej w napięciu akcji z subtelnym i wnikliwym opisem uczuć? Logicznie i racjonalnie skonstruowanej intrygi z onirycznymi przeczuciami czekającego gdzieś za rogiem przeznaczenia?


Okazuje się, że tak. Agnieszka Lingas-Łoniewska w „Szóstym” dokonuje niebywałej rzeczy. Łącząc przeciwności, tworzy niesamowitą historię, od której wprost nie sposób się oderwać. Rys bohaterów jest tak przekonujący, że zasadne staje się uściślenie autorki o fikcyjności postaci i wydarzeń.


Alicja Szymczak i Marcin Langer… Od początku trwania powieści ich losy w dziwny sposób zbliżają się do siebie i oddalają. Każde z nich obawia się przyjąć tego, co nieubłaganie ściga ich od sześciu lat. Absurdalnie, dopiero pojawienie się seryjnego mordercy, zabijającego zielonookie blondynki, sprawia, że losy tej wyjątkowej dwójki łączą się na zawsze. Ona – policyjna pani psycholog i proflier, on – głównodowodzący Śląskiej Grupy Śledczej, elitarnej jednostki policyjnej. Współpraca zawodowa wkrótce przeradza się w gorący, pełen skrajnych emocji romans.


Tłem tej romantycznej historii jest świetnie poprowadzony kryminał. Grasujący seryjny morderca, tajemnicza sprawa sprzed wielu lat, niewiele poszlak… Wszystko to sprawia, że do samego końca nie wiadomo, kim jest Szósty, a ostatnie rozdziały i epilog są zaskoczeniem dla każdego czytelnika.

03 lutego 2012

"Niech zawiruje świat" Colum McCann


tytuł oryginału: Let the Great World Spin
tłumaczenie: Hanna Pawlikowska-Gannon
wydawnictwo: MUZA SA
data wydania: październik 2011
liczba stron: 432












Colum McCann jest irlandzkim pisarzem mieszkającym w Nowym Jorku. To autor pięciu powieści i dwóch zbiorów opowiadań, nakładem wydawnictwa Muza pojawiły się 3 z nich: Tancerz (2004), Zoli (2008), najnowszą jest Niech zawiruje świat, która w 2009 roku zdobyła amerykańską National Book Award, a dwa lata później IMPAC Dublin Literary Award.

Okładka Niech zawiruje świat jest świetna, doskonale oddaje treść książki. Urzeka prostotą, przedstawia miasto, które niemal każdy od razu rozpozna oraz linoskoczka, wokół którego obraca się cała fabuła.
Książka zaczyna się świetnym wstępem, kiedy zaczęłam ją czytać miałam czas jedynie na te sześć stron i z żalem ją zamykałam. We wstępie przedstawiona jest chwila, w której nowojorczycy wciąż się dokądś śpieszący przystają, bo dostrzegają kogoś na dachu jednej z wież World Trade Center. Świetnie ukazane jest to jak ruchliwy Nowy Jork zamiera na chwilę, jak wszyscy patrzą to na siebie, to na człowieka na dachu, zastanawiając się kim jest i co zamierza zrobić. Czy chce popełnić samobójstwo?

W pierwszym rozdziale powieści poznajemy dwóch braci Corrigan, jeden z nich jest duchownym czującym prawdziwe powołanie. Wkrótce autor rzuca nas razem z jednym z braci na brudne ulice Bronxu. Towarzyszmy im tam niemal przez 100 stron, wnikamy w ich życie, poznajemy brutalność świata ulicy.
I nagle trafiamy do czystego penthouse'u z idealną panią domu. Kontrast wytworzony przez autora sprawia niesamowite wrażenie.
Z każdym kolejnym rozdziałem poznajemy coraz więcej bohaterów. Początkowo wydaje się, że każdy z nich to odrębna historia, ale w końcu ich życiorysy splatają się ze sobą. A wszyscy wspominają o linoskoczku, który przeszedł pomiędzy bliźniaczymi wieżami World Trade Center.

Zapewne dziwi Was pomysł przejścia po linie pomiędzy wieżami WTC. Pewnie jeszcze bardziej zdziwi Was, że ktoś owy pomysł wcielił w życie. Odkąd Philippe Petit przeczytał artykuł o ruszającej budowie wież WTC jego życiowym celem stało się przejście pomiędzy nimi po linie. Jak postanowił tak zrobił, dzięki pomocy grupki przyjaciół wcielił w życie szczegółowy plan i rankiem 7 sierpnia 1974 roku zaserwował całemu Nowemu Jorkowi swoje niezwykłe przedstawienie. Gdzieś w połowie książki umieszczone jest jego zdjęcie na linie, właśnie tego dnia.
Jego postać w książce jest niezwykle ciekawa. Choć autor nie poświęca mu zbyt wielu kart w swojej powieści to potrafił zarysować portret niezwykle charyzmatycznego człowieka, ponadto opisał jego pasję-chodzenie po linie- tak jakby sam robił to od lat, jakby sam to kochał.

Co zadziwiające i zasługujące na uznanie każdy z bohaterów McCanna jest całkowicie inny. Nie znajdziemy tu dwóch takich samych postaci. Portret psychologiczny każdego z bohaterów jest obszerny i ciekawie nakreślony.
Autor potrafi wczuć się w położenie każdego z nich, potrafi opisywać pasje jakby dzielił je ze swoimi bohaterami co daje możliwość wczucia się w położenie postaci także czytelnikom. Dzięki temu kiedy czytamy nie mamy wrażenia jakbyśmy stali obok tylko jakbyśmy wkroczyli w sam środek wydarzeń.

Opis na okładce stwierdza: (...) to hołd złożony różnorodności nowojorskiej metropolii. Zgadzam się z tym stwierdzeniem całkowicie. Wbrew pozorom to właśnie Nowy Jork odgrywa główną rolę w tej powieści. To niezwykłe miasto ukazane jest w tej książce poprzez jego mieszkańców. Książka pokazuje jakie jest różnorodne, specyficzne, odmienne. Aż chciałoby się, mimo wszystko tam pojechać.
Zawsze myślała, że jeden z uroków Nowego Jorku sprowadza się do tego, że skądkolwiek przyjedziesz, zaraz po wylądowaniu masz wrażenie, że to twoje miasto.*
Niech zawiruje świat jest książką interesującą, ale trudną w odbiorze. Ukazuje ona jak jedno wydarzenie może wpłynąć na losy wielu innych ludzi. Niektórzy przeczytają ją, będą trochę zawiedzeni, ale ogólnie potraktują ją jako książkę, w której dużo się dzieje, nic z niej nie wyciągając. Niektórych mogą odstraszyć długie opisy, które mnie bardzo się spodobały.
Książkę jak najbardziej polecam, szczególnie tym, którzy nie boją się literackich wyzwań ;)

*cytat pochodzi z książki Niech zawiruje świat Colum McCann, str. 405
 
Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu Muza.

01 lutego 2012

Stosik, którego miało nie być

Stosika miało nie być z dwóch powodów- po pierwsze do dyspozycji mam tylko telefon komórkowy, dlatego zdjęcie z rodzaju tych, których bardzo nie lubię. Po drugie stosik początkowo miał zawierać tylko 3 książki, a dla takiego nie chciało mi się tworzyć posta :P
No ale wczoraj odwiedził mnie listonosz i stwierdziłam a co tam niech tradycji stanie się zadość!
Także tradycyjnie, pierwszego, jak co miesiąc stosik:

1. Ukąszenie Lynsay Sands to ta książka, która uratowała mój mały co miesięczny rytualik ;) Już się czyta :) Egzemplarz recenzencki otrzymałam od wydawnictwa Prószyński i S-ka- dziękuję! :)
2. Dzwoneczki nefrytowe w księżycowej poświacie wybór wierszy chiński nagroda za punkty z portalu a-g-w ;)
3. Lalka Bolesław Prus nie czytam lektur. Może to i dziwne u mola książkowego, ale lektury są dla mnie nudne. Jednak tą mam zamiar przeczytać, bo to chyba pierwsza w tym roku w miarę "normalna", czyli pisana prozą, może będzie ciekawa :)
4. Nie jestem seryjnym mordercą Dan Wells recenzja tutaj. Egzemplarz recenzencki otrzymałam od serwisu ZwB- dziękuję! :)

Stosik recenzencki od Muzy, jeszcze z listopada już rozmontowany, biblioteczny- o zgrozo!- jeszcze nie. Ogólnie przy łóżku mam obecnie 6 książek, w tym 4 cegły- Północ i południe, rozpoczęte Dallas '63, Lalkę i Grę o tron... Wszystkie to opasłe tomiszcza, ale mam ambitny plan rozbrojenia tego stosika w czasie ferii :) (zaczęły się w miniony poniedziałek ^^) No dobra... przyznam, że za Lalkę wezmę się dopiero jak zniknie cała reszta... :P