27 marca 2013

"Tortilla Flat" John Steinbeck

tytuł oryginału: Tortilla Flat
tłumaczenie:
Jan Zakrzewski
wydawnictwo: Prószyński i S-ka
data wydania: marzec 2013
liczba stron: 248













Steinbeck to klasyka, wiadomo. Kiedy zastanawiam się, dlaczego właściwie należy go zaliczać do autorów, z którymi po prostu trzeba się zapoznać, dochodzę do wniosku, że w jego twórczości każdy znajdzie coś dla siebie. Jeśli ktoś nie szuka głębszych wartości to znajdzie ciekawą fabułę. Jeśli lubi czytać między wierszami, odnajdywać ukryte znaczenia- Steinbeck to świetny wybór.
Na dzielnicę Tortilla Flat wracam po raz drugi. Od jakiegoś czasu siedziała mi w głowie, aż tu nagle pojawiła się możliwość zrecenzowania jej, więc chętnie skorzystałam.
Za pierwszym razem skupiłam się głównie na fabule, nie zastanawiałam się nad głębszym sensem, więc opowieść wydała mi się ot przyjemną historyjką o "żulach". Tym razem się "przygotowałam", przeczytałam kilka ciekawych interpretacji w Internecie i po lekturze Tortilla Flat wyrobiłam sobie własną.

Kiedy spojrzymy na Tortilla Flat powierzchownie to powiemy, że opowiada ona o ludziach z biednej dzielnicy portowego miasta. Jesteśmy świadkami ich przygód, codziennego kombinowania jakby tu zdobyć wino i coś do jedzenia. Osią wydarzeń jest jeden z bohaterów, Danny, i dom który odziedziczył. Dla Danny'ego dom to wielka odpowiedzialność, do tego co jakiś czas wprowadza się ktoś nowy. Bohater na to pozwala, bo nie chce okazać się chciwym, chce pokazać, że nie opuści przyjaciół nawet wtedy, gdy jest już poważany. I tak im gromadka mieszkańców domu Danny'ego coraz bardziej się powiększa tym robi się weselej.

Joe, który nie przejmował się zbytnio moralnością, nie miał wstrętu do piekła i upadku. Nawet to lubił.
Autor ciekawie kreśli fragment mozaiki biednej dzielnicy portowego miasta, lecz nie tylko to w tej powieści się liczy. Przedstawione zachowania można spokojnie odnieść do każdego z nas, nieważne czy jesteśmy biedni, czy bogaci. I to jest właśnie to drugie dno- jest tu dużo aluzji, nie są subtelne, wręcz przejaskrawione, ale tacy właśnie bywają ludzie. 

-Co więc zrobimy?- spytał Jezus Maria, chociaż i on, i pozostali wiedzieli doskonale, co zrobić, Czekali jednak uprzejmie, aż ktośœ pierwszy zaproponuje w tej sytuacji jedyne rozwiązanie. Zaległa cisza. Pilon i Pablo uważali, że propozycja nie powinna wyjœść od nich, gdyż stosując zasady logiki formalnej można by im zarzucić działanie z pobudek osobistych. Jezus Maria nie odzywał się przez delikatnośœć wobec swoich gospodarzy, kiedy jednak przydługa cisza uœświadomiła mu, czego się od niego oczekuje, szybko się zrehabilitował:

-Galon wina stanowi niezły prezent dla kobiety- zauważył obojętnie.

Pilon i Pablo byli zdumieni jego bystrośœcią.
W książce wielokrotnie jesteśmy świadkami przesłodzonych dialogów które mają nas zapewnić o jak najlepszych intencjach rozmówców. Nie tylko "ludzie marginesu" (tzw. żule :P), ale też wszyscy inni używają takiej obłudy, w prawdziwym życiu, zapewniają, że chcą się dzielić, a tak naprawdę chcą tylko brać. Egoizm i chciwość zmieniają się w dobroć i altruizm, na dodatek postacie (i nie tylko) kłamią tak dobrze, że potrafią okłamać także siebie.

Uwielbiam Steinbecka za wielowarstwowość i wielowymiarowość! I to jest odpowiedź na pytanie ze wstępu- taka właśnie powinna być klasyka.
Nie jest to jednak jakaś ogromnie wartościowa książka, zdaję sobie sprawę z tego, że nie wszystkim się spodoba. W każdym razie fani Steinbecka powinni być zadowoleni. Mnie się spodobała choć nie od razu zachwyciła.


ocena: 4/6

Za książkę serdecznie dziękuję A-G-W oraz wydawnictwu Prószyński i S-ka.

18 marca 2013

Z pamiętnika komputeroholika...

Ten ostatni poniedziałek, dzisiaj się rozstaniemy...
To nie będzie ani ciekawy, ani sarkastyczny post, a raczej przygnębiający (mnie) i sama prywata, także niezainteresowanych żegnam ;)

Aż trudno mi to napisać... ;D

Niestety na własne życzenie odcinam się od Internetu i komputera (bo także gry, filmy i seriale wodzą na pokuszenie...) na jakieś półtora miesiąca, a może tylko na miesiąc.
Tak panie i panowie, matura... A ja nie robię nic i czuję się z tym coraz gorzej (ta decyzja ma chyba też jakiś związek z nadchodzącym terminem oddawania bibliografii...). Dlatego odstawiam komputer w nadziei, że może będzie mi się tak nudziło, że zacznę się uczyć ;)
A piszę tu o tym dlatego, że pewnie nie będę przez ten czas odwiedzać Waszych blogów, a jeśli będę to tylko po łebkach. Co się z tym wiąże- pewnie nie będę komentować Waszych recenzji, ale wiedzcie, że wierną czytelniczką zostanę :)*
Oczywiście czas na zamieszczenie jakichś opinii u mnie się znajdzie, chociażby dlatego, że jestem zobowiązana współpracą z wydawnictwami ;) (oczywiście nie muszę przyjmować nowych książek, ale obecnie mam kilka)*
Drugim powodem, dla którego o tym tutaj piszę jest nadzieja, że wytrwam w swym postanowieniu dzięki temu, że zadziała zależność: ilość osób, którym o tym powiem będzie wzrastać proporcjonalnie do siły woli :)

Naciśnięcie "opublikuj" jest jeszcze trudniejsze od napisania tego...




*jak na razie plan zakłada jakiś tam ograniczony dostęp do Sieci w poniedziałki

16 marca 2013

Bo ten widok jest ulotny...

Wyrzucałam sobie długo, że nie uwieczniłam mojej biblioteczki, kiedy była zagracona na potęgę. Książki przestały się mieścić, nie miałam już pomysłów jakby je wpychać. I wreszcie doczekałam się nowego regału. Jak się jednak okazało nie zostało mi aż tak wiele miejsca. A książki wciąż przybywają...

Od razu uprzedzam, że nie doszukacie się jakiegoś logicznego rozlokowania, poukładałam wg. własnego widzimisię.

Tak więc ku potomnym:


 Widzicie to, widzicie?! Niemal pusta półeczka... :) Popatrzyłam na nią dzisiaj i stwierdziłam, że muszę zrobić zdjęcia.
 A tu moja duma: nowy regał. Trzy pierwsze półki zajmują niemal jedynie moje perełki.
A na dodatek na samym dole puściutko :)
(widać też akwarium, które ostatnio mocno zaniedbałam... ale patrzcie na książki :D)