27 listopada 2011

Top 10: Dziesięć wymarzonych prezentów książkowych

Kolejność przypadkowa :)

Czytnik e-booków
 
Bo są książki, które w innej formie zdobyć trudno. Poza tym e-booki są tańsze :) 
 
Ciekawe podpórki do książek
 
Ok, przyznam się bez bicia, że żeby coś takiego ustawić musiałabym mieć też nowy regał, bo nie za bardzo mam miejsce na książki, a co dopiero na podpórki, ale mile widziane byłyby zabawne podpórki na książki w moim domu ;)











 
 
 
 
 
Wygodne miejsce do czytania i regał w jednym
 
 
 

 
 Coś takiego marzy mi się od dawna, jak dla mnie to świetna opcja :)  
 
 
 
 








 
Choć na taki, ciekawy regał też bym się nie pogniewała ;)
 
 Ciekawe zakładki
 Jak wiadomo zakładki są dla większości moli ważne, a że my ludzie mamy upodobanie do piękna to ja bym chciała takie ładne zakładki :)
 
Gadżet do książek 
Taka mała rzecz a cieszy :)

No to teraz trochę serii. Wiadomo, że serie zazwyczaj trochę kosztują, a ja nie umiem kupować poszczególnych tomów co jakiś czas :P
Seria o Harrym Potterze
Mroczna Wieża
Akurat nie to wydanie, a Albatrosowe z 2008
Saga o Wiedźminie
Seria Biblioteka Poznaj Świat
Akurat z tej serii mam już Cejrowskiego (oprócz "Podróżnika") i Pałkiewicza ("Syberię"). Niestety Pałkiewicza mam inne wydanie :/ Musieli go wydać dopiero niedawno.

Wszystkie książki tych dwóch panów :)

23 listopada 2011

"Spadkobierczyni z Barcelony" Sergio Vila-Sanjuan

tytuł oryginału: Una heredera de Barcelona
tłumaczenie: Aleksandra Wiktorowska
wydawnictwo: MUZA
data wydania: wrzesień 2011
liczba stron: 258
ocena: 5/6

opis:

"Barcelona lat dwudziestych zeszłego stulecia jest miejscem fascynującym, gdzie ścierają się ze sobą anarchiści, ludzie prawicy i lewicy, wojsko i arystokracja, gdzie mimo terroru i strachu odbywają się przyjęcia, bale i spotkania...
Pablo Vilar, młody dziennikarz i adwokat, katolik i monarchista, wierzy w prawo. Mimo że nie pochodzi z bogatej rodziny dzięki swojej pracy jest bywalcem barcelońskich salonów i obraca się w wysokich kręgach, mając za przyjaciół ludzi z towarzystwa i z arystokracji. Jednocześnie za darmo broni w sądzie ludzi z nizin społecznych. Razem z Vilarem przenosimy się z grot zamieszkałych przez bezdomnych i chorych na wystawne przyjęcia, gdzie zbiera się elita, z zebrań anarchistów na sale sądowe. Świetność Barcelony zaczyna powoli blednąć, a w powietrzu czuć nadchodzącą burzę.
"

Spadkobierczyni z Barcelony to dość specyficzna książka. Jak przyznał Vila-Sanjuan zaczyna się jak u Doyle'a. Mianowicie Pablo Vilar, młody adwokat, dostaje zlecenie od Marii Nilo. I już od wtedy zaczynamy lawirować pomiędzy anarchistami a arystokracją. Od pierwszych stron książka niesamowicie wciąga.

Jednak co świadczy o tym, że jest taka specyficzna?
Trudno ją zakwalifikować do jednego gatunku. Sprytnie lawiruje pomiędzy wątkami kryminalnymi a politycznymi zawierając jednocześnie elementy autobiograficzne.
Trudno także wyodrębnić jednoznacznie fabułę. Nie ma nagłych zwrotów akcji. Mimo to nie nudzi.
Najbardziej bałam się, że te wątki polityczne okażą się na tyle nużące, że zniechęcą mnie do lektury. Tak się jednak nie stało, były one na tyle ciekawie przedstawione, że mogę z czystym sumieniem ją polecić.

O czym jest ta książka? Przede wszystkim o młodych ludziach, którzy zmieniają swój świat i swój kraj. O przełomowym momencie w ich życiu. O nowym ustroju, próbującym utorować sobie drogę do serca Hiszpanii. O monarchii i arystokracji, ich ostatnich chwilach w owym państwie. To jedyny taki, specyficzny moment w życiu bohaterów i historii kraju. Moment, w którym coś odchodzi w zapomnienie i rodzi się coś nowego, początek i koniec.

Ale jest to także świetny, tajemniczy, zachwycający i mroczny portret Barcelony. Barcelony, miasta pełnego sprzeczności i jednocześnie tak magnetyzującego.
Barcelona, z jednej strony uwodzicielska i owładnięta namiętnością, a z drugiej- miasto pełne przemocy, zabarwione krwią...
W większości powieści miasto, polityka czy czasy w jakich jest osadzona ich akcja są jedynie tłem. Tutaj wręcz przeciwnie, to one grają główną rolę. Prowadzimy ciche rozmowy na przyjęciu, na którym zbiera się śmietanka towarzyska, by zaraz włóczyć się z anarchistami po szemranych kabaretach.
Mimo to z powodów, których do dzisiaj nie pojmuję Barcelona jednocześnie była miastem zabawy i nigdy nieprzerwanych spektakli. (...) Ten świat, który był po części mój albo przynajmniej do którego przez długi czas chciałem należeć, utrzymywał się prawie niezmiennie w obliczu krwawiących ran i tragicznych wydarzeń. Mężczyźni, nawet ci najbardziej bojaźliwi, przyzwyczaili się do noszenia broni; kobiety, wyłączając moją przyjaciółkę Isabel, uskarżały się na czające się wszędzie niebezpieczeństwo. A życie salonowe toczyło się dalej.
Najbardziej podobało mi się w tej książce to, że wątki dotyczące polityki, tak liczne, były podane nienachalnie i ciekawie, naprawdę wielkim zaskoczeniem było dla mnie to, że książka tak mi się spodobała.
Zakończenie również jest ciekawe, nie będę go jednak zdradzać. Nie jest zaskakujące ani szokujące- ta książka nie dostarczy Wam wielkich emocji, ale ładnie dopełnia całości.
Spadkobierczynię z Barcelony polecam przede wszystkim wielbicielom tego uroczego miasta i Hiszpanii.

Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu Muza.

Jedno mnie tylko zastanawia- że nie ma dwóch autorów. Sergio Vila-Sanjuan z tego co można przeczytać we wstępie jedynie zaokrąglił gdzieniegdzie akcję, podjął przerwane wątki i poprawił niektóre przestarzałe wyrażenia, dlatego dziwi mnie brak nazwiska Pabla Vilara na okładce tak samo jak dziwi mnie to, że w podziękowaniach nie napisał czegoś w stylu "Przede wszystkim dziękuję swojemu dziadkowi, bo gdyby nie on ta historia nie mogłaby istnieć". Oczywiście ze strony wnuka na pewno wymagało to dużo pracy, ale jakby nie było to głównie dziadek jest autorem tej książki.



Oj nieładnie... Wyzwania, o którym niedawno wspominałam, niestety nie będzie. A przynajmniej jak na razie, a może nigdy. Ostatnio zwyczajnie... nie mam czasu :/ Dobrze, że chociaż książek nie zaniedbuję... No nic, jakby ktoś chciał je zrealizować- droga wolna, ja niestety nie dam rady. Jeśli wyzwanie nie powstanie do wakacji- obiecuję, że w wakacje je zrealizuję.

21 listopada 2011

"Rzeka tajemnic" Dennis Lehane i "Rzeka tajemnic" Clint Eastwood

tytuł oryginału: Mystic river
tłumaczenie: Łukasz Nicpan
wydawnictwo: Świat Książki
data wydania: 2003 (data przybliżona)
data wydania oryginału: 2001
liczba stron: 498
ocena: 2/6
opis:
"Sean Devine, Jimmy Marcus i Dave Boyle przyjaźnili się w dzieciństwie. Pewnego dnia na ulicy pojawił się tajemniczy samochód. Jeden z chłopców wsiadł do niego. To, co zdarzyło się później, naznaczyło wszystkich trzech na całe życie.
Teraz, po wielu latach, morderstwo ponownie związało ich losy...
"






W zasadzie nie wiem co się stało, że ta książka mnie nie porwała. Po prostu coś nie zaskoczyło. Myślę, że to w pewnym sensie przez tempo akcji, jak dla mnie było trochę za wolne, za dużo opisów, za mało się działo. I tylko to mogę zarzucić Dennisowi Lehane, bo poza drobnymi szczególikami nie znajduję w tej książce innych większych wad.
Miałam zacząć bardziej "kreatywnie", ale jakoś mnie ta książka nie natchnęła. Porusza pewne problemy, ale albo z jakimiś niedopowiedzeniami, albo to wszystko po prostu z powodu tego naszego nie zgrania.
Przedtem wspomniałam o drobnych szczególikach. W sumie to drobnym, ale nieco irytującym było to, że autor trochę poszedł na łatwiznę i przeinaczył pewną rozmowę tak, że tylko znając jej późniejszą wersję można się było domyśleć prawdy o mordercy.
Autor dobrze wodził za nos jeśli chodzi o tożsamość zabójcy, ale ja wyczułam jednak, że to by było za proste. Facet także i mnie (jak i detektywom) pasował, ale jednak... Zaczęłam wyczuwać kto jest prawdziwym mordercą, ale nie bardzo chciało mi się wierzyć, że to mógł być on... A jednak, przeczucie mnie nie myliło. Co na szczęście nie popsuło mi zakończenia.
Mam nadzieję, że za bardzo nikogo nie zniechęciłam do przeczytania tej książki. To całkiem dobry kryminał, po prostu mnie jakoś nie porwał.


Co do filmu to obejrzałam tylko połowę, ale nie mam mu nic do zarzucenia jako ekranizacji. Oprócz tego, że z lekka trąciło nudą. Mimo, że w kilku wcześniejszych recenzjach z cyklu Książka i jej ekranizacja znałam dobrze fabułę to oglądałam je cierpliwie do końca, często wręcz z zaciekawieniem. W przypadku tego filmu niestety nie chciało mi się do niego wracać. Z tego co wiem zakończenie było nieco inne, ale nawet mnie nie ciekawi jakie.


Niestety i książka, i film okazały się dla mnie z cyklu "przeczytaj/obejrzyj, zapomnij".







Baza recenzji Syndykatu ZwB

20 listopada 2011

"Na szczyt góry" Arne Dahl

tytuł oryginału: Upp till toppen av berget
tłumaczenie: Dominika Górecka
seria/cykl wydawniczy: Drużyna A
wydawnictwo: Muza
data wydania: wrzesień 2011
data wydania oryginału: 2000
liczba stron: 376
ocena: 4/6

opis:
"Per Karlsson nie widział brutalnego mordu na młodym mężczyźnie, który siedział przy stoliku obok. Tłumaczył, że zaczytał się w "Metamorfozach" Owidiusza. Dla pary funkcjonariuszy policji z Drużyny A, ten pozornie błahy incydent stanowi punkt wyjścia do pasjonującego śledztwa. Prowadzi ono w wielu kierunkach. Do więzienia w Kumla, gdzie w jednej z cel dochodzi do eksplozji. Na tereny przemysłowe Sickla, gdzie niedługo po zajściu w barze, ma miejsce krwawa konfrontacja grup przestępczych. W zakamarki internetu, w których zachowały się ślady odrażających przestępstw.
Do Danderyd, gdzie po swoim rajskim ogrodzie przechadza się narkotykowy boss. W szeregi policji, gdzie jeden z przełożonych zaczyna się dziwnie zachowywać. W przyszłość, w której majaczy zagrożenie atakiem terrorystycznym. W przeszłość skrywającą piekielne czeluści.
"

Na szczyt góry to już trzecia książka z cyklu o Drużynie A. Ja niestety nie czytałam dwóch poprzednich, ale nie przeszkadzało mi to za bardzo w jej odbiorze. Jednak nie ukrywam, że chętnie przeczytałabym dwie pierwsze, bo zwyczajnie mnie zaciekawiły.

Od pierwszych stron ruszamy pełną parą, bo towarzyszymy policjantom w już rozpoczętym dochodzeniu. Zabójstwo w Młynie wydaje się całkiem "zwyczajne", śledczy mogliby powiedzieć "dzień jak co dzień". Jednak jeden fakt ich niepokoi- dziwne towarzystwo goszczące tego wieczoru w barze. Nie dane nam się dłużej nad tym zastanawiać, bo oto mamy kolejne zabójstwo, kolejnych policjantów, kolejne dochodzenia. Wydarzenia te nie mają ze sobą powiązania- bo co może łączyć pedofilów i gangsterów? Mimo to poznajemy kolejnych śledczych i kolejne sprawy.
Dla tych którzy czytali poprzednie książki z cyklu z pewnością nie lada gratką będzie obserwowanie jak to porozrzucani zostali członkowie Drużyny A i jakie to dziwne trafiły im się zadania do wykonania. 
Bałam się, że będzie to raczej thriller polityczny czy za bardzo zahaczający o teorie spiskowe. Na szczęście moje przypuszczenia nie okazały się prawdziwe. Jest to pełnokrwisty kryminał, niezwykle wciąga, czyta się tak szybko, że nie sposób zauważyć upływu czasu. Cała intryga jest tak poplątana, że trudno rozszyfrować o co w tym wszystkim chodzi. Napięcie serwowane jest z umiarem aż do końca książki, dlatego nie sposób się nudzić.
Jednak akcja to nie jedyny pozytywny aspekt tej książki. Gdzieś tam w tle są również wątki obyczajowe dotyczące bohaterów. Moim zdaniem zostały one dobrze nakreślone. Szczególnie podobały mi się metamorfozy pewnej pary bohaterów. Jednak już bohaterowie byli średnio przedstawieni, zapewne jest to wina tego, że nie czytałam poprzednich części, gdybym czytała to teraz obserwowałabym poszczególnych członków Drużyny A z zaciekawieniem. Jednak nie to mnie tak uwierało, tylko to, że co i rusz zapominałam nazwisk przestępców i wciąż mi się mylili.

Jeśli ktoś nie jest przekonany do szwedzkich kryminałów za to uwielbia amerykańskie- polecam. Niestety jeśli ktoś kocha szwedzkie klimaty- może się rozczarować. Jak dla mnie nie było "tego czegoś" co charakteryzuje szwedzkie kryminały. Jednak zdecydowanie nie odradzam. Wielbicielom kryminałów polecam, nie powinni się zawieść, przede wszystkim za powieścią przemawia akcja, która nie odpuszcza aż do końca.

Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu Muza
Z takich "ciekawostek": ubawiło mnie to, że w '99 telefon komórkowy z wbudowanym komputerem i dostępem do internetu był prototypem i super technologią ;)

Baza recenzji Syndykatu ZwB 

13 listopada 2011

Nowe wyzwanie czytelnicze

Mamy w naszym blogowym świecie kilka wyzwań czytelniczych. Dziś wpadłam na pomysł stworzenia kolejnego, jednak zanim zabiorę się za kształtowanie pomysłu muszę wiedzieć czy ktoś by się na nie pisał ;) Chodzi mianowicie o wojnę w filmach i książkach. Czyli filmy i książki o wojnie, ale nie tylko. Do wyzwania można podłączyć także te pozycje, które jedynie się o wojnę ocierają- pierwotnie może być to romans, ale z wojną w tle (pokusiłabym się o przykład Jeźdźca miedzianego jednak wojny tam bardzo dużo i trudno powiedzieć, żeby była tylko tłem).
Może jeszcze podłączyć pod to gry?
Jest ktoś chętny? :)

Zapytajki 9

Nie wiem czy u Was tez był taki ponury dzień... W każdym razie coś na osłodę ;)

kim był aleksander dumas ? opisz krótko 5-6 zdań  
gdzie kupić tanio prozę pratcheta (ja Ci tego nie powiem, ale na pewno nie na moim blogu :P)
jest+super+agnieszka+sikorska+celejewska+recenzja    

federico moccia ma napisac film (hah pierwsze słyszę, żeby pisać film :P)
co to oznacza trzy metry nad niebem? (wielkie szczęście :P)
szeptem becca fitzpatrick streszczenie szczegółowe pozytywne (z tego co pamiętam streszczenia są obiektywne i nie zawierają opinii)
postacie z książek (ciekawe czego ten ktoś szukał ;) )
4 rzeczy rządzą facetami demoty (a to tekst pana Pazury :P i to były cztery pierwiastki, tylko nie pamiętam jakie :P)
beata wielu spośród żyjących zasługuje na śmierć. a niejeden z tych, którzy umierają, zasługuje na życie. czy możesz ich nim obdarzyć? nie bądź, więc tak pochopny w ferowaniu wyroków śmierci, nawet bowiem najmądrzejszy nie wszystko wie. (zabawne- cytat z Tolkiena (pamiętam dobrze, jako ciekawy wrył mi się w pamięć, powiedział to Gandalf do Froda) a tu jakaś Beata...)
gry o pan holot konie (podejrzewam, że to kombinacja przypadkowych słów... bo inaczej nie potrafię tego wytłumaczyć)
gry magiczny świat koni (kurde, wie ktoś o co chodzi? może omija mnie jakaś ciekawa gra :D)

12 listopada 2011

"Jeździec miedziany" Paullina Simons

tytuł oryginału: The Bronze Horseman
tłumaczenie: Jan Kraśko
seria/cykl wydawniczy: Jeździec Miedziany tom 1
wydawnictwo: Świat Książki
data wydania: 2007 (data przybliżona) 
data wydania oryginału: 2000
liczba stron: 720









Początkowo napisałam bardzo entuzjastyczną recenzję tej książki, później jednak poczytałam opinie i... troszkę ostudził mi się ten entuzjazm.


Historia Tatiany i Aleksandra nie jest tą, o której marzą nastolatki. Jak bowiem nastolatki mogą marzyć o tym, by zakochać się w mężczyźnie, którego do szaleństwa kocha własna siostra? Jak nastolatki mogą marzyć o miłości podczas II Wojny Światowej, podczas blokady Leningradu? 

Tatiana i Aleksander nie mieli wyboru. Nie mogli przenieść się w czasie ani miejscu. Miłość dopadła tych dwojga u progu wojny, w dniu, w którym Hitler wkroczył do Związku Radzieckiego wypowiadając mu wojnę. Tatiana początkowo nie zdawała sobie sprawy z powagi sytuacji. Jak większość leningradczyków. Bo przecież wojna jest w Anglii, we Francji. Ale w Związku Radzieckim? A jeśli nawet Hitler wypowiedział wojnę to dzielni Rosjanie nie pozwolą mu zajść daleko. Granica jest przecież setki kilometrów stąd! Jako osoba znająca historię II Wojny Światowej dobrze wiedziałam, że nastąpi blokada Leningradu, dlatego niemal bolesne było dla mnie obserwowanie naiwnych ludzi, którzy żyli jakby nigdy nic.

Tylko, że Tania miała większy problem. Zakochała się bowiem w chłopaku swojej siostry, Darii. To nie powinno było się stać! Nie można kochać chłopaka swojej siostry! Czy któraś z Was przedłożyłaby mężczyznę nad własną siostrę?
Jak się okazuje to nie jedyny problem…

Blokada Leningradu… Doczytałam do połowy książki, w sumie do połowy zimy 1941/42 i przerwałam. Przerwałam czytanie na dwa dni. Nie mogłam się przełamać… Opisy tego co przeżywali leningradczycy były okropne. Głód, śmierć, strach. Tania idąca po chleb, czarny chleb z trocinami, 200g na osobę pracującą wśród bomb spadających z niemieckich samolotów… Nie potrafię o tym pisać, myślę, że autorka wszystko najlepiej wyraziła. Należy jej się ogromny podziw za to, że tak to wszystko opisała. Ja bym nie potrafiła. 

Tania była mi bliską postacią. Miała ona bowiem tyle lat co ja i była podobnie uparta. Wątpię czy zachowałabym się inaczej niż ona w sytuacji Tania-Aleksander-Dasza. Nie wiem, trudno powiedzieć. Ale czy zdobyłabym się na takie poświęcenie, czy znalazłabym tyle siły by robić to co ona robiła dla rodziny podczas blokady? 
Ponoć jej postać jest naiwna, ponoć autorka jest niekonsekwentna, bo najpierw Tatiana nie potrafiła zrobić zakupów, a potem zajmowała się całą rodziną. Czytający chyba nie zwrócili uwagi na to, że była wojna. Tania musiała szybko dojrzeć.
Aleksander. Mężczyzna niemal idealny. Przystojny, czuły, opiekuńczy, choć nieco wybuchowy, ale zapatrzony w ukochaną jak w obrazek, zdolny do poświęcenia życia dla Tatiany. O takim mężczyźnie marzą nastolatki.

Doczytałam do połowy, a potem 350 stron pochłonęłam w jeden dzień, niemal cały czas czytając. (gdyby moja okulistka wiedziała…) Dlatego czułam troszkę przesytu. No, ale sama jestem sobie winna skoro rzuciłam się na tę książkę jak wygłodniały zwierz :P Także co do grubości książki nie będę narzekać, bo i w sumie nie ma na co. Ale jeśli Was przeraża ponad 700 stron romansu to nie martwcie się, zapewniam Was, że nie będziecie się nudzić ani lektura nie będzie Was nużyć.

Natomiast wielką wadą i czymś czego nie mogę przeboleć są przekłamania historyczne. Skoro ktoś już się zabiera za pisanie o czasach, w których nie żył to może by łaskawie dobrze się przygotował? 

Książka jak do tej pory zbiera albo zachwyty, albo ostre recenzje. Ja jestem gdzieś pomiędzy. Historia ich romansu nie wydawała mi się zbytnio przesłodzona. Sielanka w Łazariewie również miała czemuś służyć. To chwile, które nie wrócą, troszkę słodyczy w czasach tej gorzkiej wojny. 
Jednak uderza mnie sprzeczność niektórych ostro krytykujących tę książkę recenzji. Bo np. jedna osoba pisze, że Tatiana i Aleksander są idealnymi bohaterami, inna, że Tatiana jest strasznie naiwna, a Aleksander porywczy. Kilka podobnych rzeczy rzuciło mi się w oczy.

Mimo wszystko polecam. Warto przekonać się czy Wam się spodoba. Jednak radzę podejść do niej z dystansem.

06 listopada 2011

"Spalone" Jane Casey

tytuł oryginału: The Burning
tłumaczenie: Teresa Komłosz
wydawnictwo: Prószyński i S-ka
data wydania: październik 2011
data wydania oryginału: 2010
liczba stron: 440
ocena: 5/6











Najnowsza książka Jane Casey Spalone wciąga od pierwszych stron, po prostu porywa, jeśli ma się ochotę na jedynie zerknięcie, sprawdzenie jak się zaczyna- trzeba się przygotować na zaniedbanie tego co miało się zrobić. Po prostu nie sposób się od niej oderwać. Dlatego od razu wiedziałam, że będzie to dobra książka. I nie myliłam się.

W Spalonych główną bohaterką jest detektyw Maeve Kerrigan, która wraz z resztą zespołu śledczego robi co może by złapać seryjnego zabójcę, nazwanego przez media Palacz. Swój przydomek  "zawdzięcza" on temu co robi zabijanym kobietom, a mianowicie po skatowaniu ich na śmierć pali je. Kim jest? Dlaczego to robi? Ile jeszcze niewinnych kobiet musi cierpieć, by wreszcie został ujęty?
Jakby tego było mało pojawia się kolejna ofiara, Rebeka Haworth, która została zabita w sposób podobny do Palacza, ale detektywi mają pewne wątpliwości, zastanawiają się czy mają do czynienia z naśladowcą. Czy dojdzie do kolejnej serii?

Spalone to pełnokrwisty kryminał pełen tajemnic. O tak tajemnic mu z pewnością nie brakuje. Okazuje się bowiem, że życie Rebeki nie jest wcale takie jakie się wydaje, o nie. Okrywamy kilka rzeczy, o których dziewczyna wolałaby żeby nie wiedziano, aż w końcu... dochodzimy do tej najważniejszej. Ale to już autorka zostawia nam "na deser". I właśnie to mi się podobało- punkt kulminacyjny nie jest 50 czy 100 stron przed końcem. Spotykałam się już z kryminałami gdzie autor po punkcie kulminacyjnym przeciągał koniec książki niesamowicie snując rozwlekłe wyjaśnienia.
W Spalonych jest inaczej, akcja jest dynamiczna, narracja pierwszoosobowa prowadzona na przemian z perspektywy pani detektyw- Maeve, oraz przyjaciółki Rebeki- Louise, co moim zdaniem jest bardzo ciekawym rozwiązaniem, autorka miała trochę utrudnione zadanie, musiała bowiem uważać, żeby nie zdradzić jakiegoś istotnego szczegółu, ale wybrnęła z tego znakomicie. Do tego stopnia, że jedynie przeczuwałam kto jest mordercą, domyślałam się prawdy, ale mogły to być jedynie domysły, toteż z niezmiennym zainteresowaniem czytałam do końca.
Ciekawy jest również sposób kreowania postaci- nienachalny, właściwie sami nie wiemy kiedy je poznajemy, kiedy możemy powiedzieć jaki mają charakter.
Dodatkowym smaczkiem jest wątek miłosny, który na szczęście nie jest nachalny, a delikatny i dodaje książce zamiast ujmować.

W zasadzie nie widzę wad w tej książce, moim zdaniem to bardzo dobry kryminał. Polecam każdemu fanowi powieści z dreszczykiem!

Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.   




Chciałam Was przeprosić. Ostatnio niewiele czasu spędzam w internecie, niewiele w ogóle w domu, a jak już to najchętniej poszłabym spać, więc zdarza mi się napisać bzdurne komentarze, nie trzymające się kupy. Mam nadzieję, że zrozumiecie ;)


Baza recenzji Syndykatu ZwB 

04 listopada 2011

"Wieszać każdy może" Andrzej Pilipiuk

seria/cykl wydawniczy: Jakub Wędrowycz tom 5
wydawnictwo: Fabryka Słów
data wydania: 2006
liczba stron: 328
ocena: 4/6
opis:
"Kiedy wrogie armie ścierają się koło twego domu, kiedy Zieloni Mściciele wkraczają do akcji, a potężna klątwa egipska zagraża wszystkim i wszystkiemu, pojawia się On.
Nie jest super bohaterem, nadczłowiekiem, nie ratuje ludzkości w imię wyższych celów.
Rozpoznacie go bez trudu. Walonki, kufajka, czapka uszanka i ten specyficzny...aromat? Najbardziej charakterystyczny bohater polskiej fantastyki. Bimbrownik, egzorcysta...po prostu Jakub Wędrowycz. Powraca w wielkim stylu!
"






Nie lubię opowiadań. Powtarzam to przy tych nielicznych okazjach kiedy recenzuję zbiór opowiadań. Jednak tym razem muszę napisać, że ten zbiorek jest rzadkim wyjątkiem.

Pilipiuk już po raz drugi przekonał mnie do swoich opowiadań. To udało się jeszcze tylko Sapkowskiemu (Saga o wiedźminie) i z tego co pamiętam nikomu poza nim. Nawet Kingowi tak do końca się to nie udało. Pewnie za sprawą kingowej rozwlekłości, która w książkach mi odpowiada, ale w opowiadaniach wręcz przeciwnie. Ale Pilipiukowi tak, to pewne.

Zabrałam się za Kroniki Jakuba Wędrowycza bimbając sobie na jakąkolwiek chronologię. Aczkolwiek wątpię by to w czymkolwiek przeszkadzało. Mi w każdym razie nie odebrało przyjemności czytania. Więc jeśli ktoś z Was zauważy w bibliotece którąkolwiek część Kronik- bierzcie bez obaw, że ominie Was jakiś ważny wątek.
Ale zapewne zachodzicie w głowie co takiego jest w opowiadaniach Pilipiuka, że nawet mnie, stroniącej od opowiadań się spodobało? Otóż jest tu wszystko czego szukam w opowiadaniach- dynamiczna, zwięzła akcja, wyraziści, ciekawie skonstruowani bohaterowie, brak rozwlekłych opisów. Choć w akurat tych konkretnych opowiadaniach postaci i wydarzenia są mocno przejaskrawione, a prawa fizyki jakby zwiały drąc przed strasznym bimbrownikiem- nie przeszkadza mi to.
Poza tym w owych opowiadaniach jest moc humoru. Do tej pory szczególnie zapadł mi w pamięć "międzynarodowy język bimbrowników" :)

Oczywiście jak w każdej książce zbiorek ma swoją piętę achillesową, a mianowicie ostatnie opowiadanie, najdłuższe. Przyznam się bez bicia, że strasznie się nudziłam i pod koniec skapitulowałam. Oczywiście na początku było dobrze, ale później już coraz mniej mnie interesowało. Poza tym nie podobało mi się ostatnie opowiadanie, które wygrało konkurs (już nie Pilipiuka).

Mimo to polecam Kroniki Jakuba Wędrowycza, jestem pewna, że reszta tomów jest równie dobra, a może nawet lepsza.


Baza recenzji Syndykatu ZwB 

01 listopada 2011

Stosik listopadowy


Stosik przytargany z biblioteki :)

Rzeka tajemnic Dennis Lehane 
Wieszać każdy może Andrzej Pilipiuk
Nostalgia anioła Alice Sebold
Północ i południe Elizabeth Gaskell
Jeździec miedziany Paullina Simons
Pan Tadeusz Adam Mickiewicz

Na widok tych wszystkich książek bibliotekarka z uśmiechem zapytała "Długi weekend, co?"
Ha! A prawda jest taka, że przez gości przeczytałam zaledwie połowę Rzeki tajemnic...
A ostatnia potrzebna tylko na lekcję, nie zamierzam jej czytać :P







A tu stosik mieszany.... :)

Trucizna Alex Kava
Próba kwiatów Jay Lake
Spalone Jane Casey
Kamienna ćma Paweł Matuszek
Podróżnik WC Wojciech Cejrowski
Jeden dzień Iwana Denisowicza i inne opowiadania Aleksander Sołżenicyn

Kavę dostałam na urodziny :) A ta urocza bombonierka z zabójczą nazwą również na urodziny. Jak dla mnie bomba ;) Dlatego pomyślałam, że jak już pokazuję książki to mogę przy okazji ją pokazać :)
Numer 2 i 4 to wygrana w konkursie na a-g-w.info. Konkurs był na napisanie recenzji i niezmiernie się cieszę z tego, że zajęłam drugie miejsce :)
Trójeczka jest od wydawnictwa Prószyński i S-ka- dziękuję! :)
A 2, 3 i 4 przyszły do mnie wczoraj pocztą :) Taka miła niespodzianka.
Natomiast dwie ostatnie to już zakup własny :)

A do premiery Dallas '63 jeszcze tylko tydzień! ^^