29 listopada 2012

"Rzeźbiarz" Gregory Funaro

tytuł oryginału: The Sculptor
tłumaczenie:
Janusz Ochab
wydawnictwo: Prószyński i S-ka
data wydania: listopad 2012 
data wydania oryginału: 2010
liczba stron: 448
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 Kryminały zawsze lubiłam, jednak za najlepsze i najciekawsze zawsze uważałam te o seryjnych mordercach. Dlatego niezmiernie się ucieszyłam na wieść, że wydawnictwo Prószyński i S-ka ma zamiar wydać serię kryminałów o seryjnych mordercach. Czekam niecierpliwie na kolejny z nich, a tymczasem poniżej recenzja pierwszego.
 
Kiedy historyk sztuki, Cathy Hildebrant, ogląda fotografie Bachusa Michała Anioła przywiezione przez agenta FBI, Sama Markhama, myśli, że rzeźba na nich widniejąca jest reprodukcją. Jednak po dokładnym przyjrzeniu się uświadamia sobie, że rozpoznaje rzekomego Bachusa, a jest nim zaginiona gwiazda futbolu, Tommy Campbell. Zostaje zatrudniona przez FBI jako konsultantka w sprawie tego morderstwa, jednak szybko okazuje się, że jest nią nie tylko ze względu na jej rozległą wiedzę o twórczości Michała Anioła, ale także dlatego, że morderca zadedykował jej swoje makabryczne dzieło.
Jaka będzie kolejna "rzeźba" Renesansowego Zabójcy? Czy Cathy i Samowi uda się rozszyfrować mordercę zanim zabije kolejne niewinne osoby?

Zacznę od stwierdzenia "smutnego" faktu, iż po znakomitej trylogii Chattama nie potrafię się zachwycić, żadnym kryminałem. Owszem trafiam na dobre, ale książki francuskiego pisarza są dla mnie ideałami.
Jednak to nie oznacza, że nie doceniam dobrych kryminałów, a takim właśnie jest Rzeźbiarz.
Niestety nie zachwycił mnie, a to z powodu kilku małych zgrzytów. Wprawdzie widać było, że autor dba o realizm i nawet jeśli pojawiło się coś co mi nie pasowało to po namyśle stwierdzałam, że jednak da się to jakoś wytłumaczyć. Aczkolwiek można stwierdzić, że to tylko moje subiektywne odczucia.
Natomiast jedyny zarzut jaki mogę postawić tej powieści to to, że zagadki nie było. A jeśli była to zbyt łatwa. Za szybko się wszystkiego domyślałam i tylko jedno wydarzenie mnie w tej książce zaskoczyło.
A i jeszcze jedno. Zabójca, tytułowy Rzeźbiarz, był jakoś tak zbyt inteligentny i wszechstronny, znał się bowiem na chemii i technice, miał domowe laboratorium, na dodatek był niezwykle silny. Jakoś mi nie pasuje do wizerunku typowych seryjnych zabójców, tych prawdziwych, ot jak Ted Bundy.
I to by było na tyle jeśli chodzi o wady, teraz zalety. Po pierwsze na wyróżnienie zasługuje wartka akcja i swego rodzaju napięcie. W połączeniu z lekkim językiem otrzymujemy książkę, którą czyta się szybko i z przyjemnością.Poza tym ciekawa jest koncepcja samych morderstw. W książce naprawdę świetnie opisane są rzeźby zrobione przez Renesansowego Zabójcę, sprawiają wrażenie makabrycznych i rzeczywiście jeśli uświadomimy sobie fakt, że w Rzeźbiarzu są one zrobione z ludzi to można się przerazić kiedy oglądamy je oczami Cathy. Tu wielki plus, bo mało które opisy są w stanie zrobić na mnie wrażenie (choć tu mnie nie poruszyły czy przestraszyły, ale to nie nowość).
Ciekawe jest też podłoże zbrodni Rzeźbiarza, ale nie chcę niczego zdradzać, gdyż może niektóre osoby nie są wyjadaczami gatunku i dopiero zaczynają interesować się kryminałami i seryjnymi mordercami. Tu kolejny duuuży plus, czytałam te rozdziały z przyjemnością. (nie martwcie się nie jestem psychopatką, po prostu lubię tę tematykę ;P)
Rzeźbiarz może nie jest idealny, może nie jest bez wad, jednak to solidny kryminał, który czyta się szybko i z przyjemnie. Dla "starych wyjadaczy", miłośników kryminałów może być tylko ciekawostką, polecam przede wszystkim tym, którzy dopiero wsiąkają w tę tematykę.

ocena: 4/6
 
Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.  


Naprawdę cieszę się, że powstała Zabójcza seria i z chęcią przeczytam kolejne części. Na stronie wydawnictwa widziałam okładki i są bardzo ładne. Ale niestety książki są w zasadzie formacie kieszonkowym, a mają normalną cenę- 30 zł.

27 listopada 2012

"W imię bloga"

Wszyscy, którzy zostali umieszczeni na owej infografice dostali o tym wiadomość, ale prawdopodobnie znajdzie się kilka nieblogowych osób, dlatego umieszczam to jako ciekawostkę :)
Niestety muszę wrzucić link, bo mi wychodzi poza ramkę posta, a nie chce mi się bawić :P
W imię bloga: nazwy polskich blogów o książkach

21 listopada 2012

"Karl Dönitz. Ostatni Führer" François-Emmanuel Brézet

tytuł oryginału: Donitz.Le dernier Fuhrer
tłumaczenie: Opracowanie zbiorowe
wydawnictwo: Muza
data wydania: wrzesień 2012
liczba stron: 320
opis:
"Biografia wielkiego admirała (Grossadmiral), a zarazem dość dokładna historia marynarki wojennej Niemiec, którą autor kreśli przy okazji, omawiając okres od I po koniec II wojny światowej. Autor ze szczególną uwagą skupia się na narodzinach Kriegsmarine, dokładnie analizuje taktykę, jaką zastosował Dönitz, by uzyskać to, czego nie udało się osiągnąć jego poprzednikowi - uczynić z floty armię równie ważną i rozbudowywaną, jak lądowa. Wiele miejsca poświęca także przebiegowi walk na Atlantyku. Z relacji Brezeta wyłania się nie tylko dobry dowódca i strateg, ale także zręczny polityk, umiejący za swą porażkę na północnym Atlantyku (którą przedstawił Hitlerowi jako "tymczasowy odwrót") obwinić Luftwaffe i wykorzystać ją jako pretekst do rozbudowy floty." 





 Karl Dönitz. Ostatni Führer to pierwsza stricte historyczna książka jaką przeczytałam. I niestety muszę przyznać, że rzuciłam się od razu na głęboką wodę. Ale nie było tak źle. Wprawdzie jestem raczej laikiem w dziedzinie historii, ale jednak miałam jakąś tam, choćby znikomą, styczność z tekstami historycznymi, dlatego, że tak powiem dałam radę ;)
Niestety muszę rozczarować każdego kto spodziewa się po tej książce biografii. Autor skupia się jedynie na decyzjach Dönitza dotyczących wojska. O życiu prywatnym jest tu zaledwie kilka zdań, co nieco o charakterze, ale moim zdaniem za mało jak na biografię. Niby tu też nie mam doświadczenia, bo żadnej biografii jak do tej pory nie czytałam, jednak jeśli opis zaczyna słowo biografia to oczekuję skupienia się na postaci, o której ta biografia ma być. 
Bardziej bym powiedziała, że to "biografia" marynarki wojennej Niemiec ;) A stwierdzenie w opisie "dość dokładna" to moim zdaniem lekkie niedopowiedzenie, bo znaczna część książki poświęcona jest historii marynarki. Jest też dużo danych technicznych, ale spokojnie- przecież można je ominąć ;)

Jeśli ktoś jest zainteresowany marynarką wojenną bądź U-Bootami- to książka zdecydowanie dla niego. Nie tylko jest tu historia ich powstania i wdrażania do marynarki, ale tak jak pisałam także dane techniczne. Mało tego opisany jest przebieg walk i to nie tylko na Atlantyku, ale także na Morzu Bałtyckim, Czarnym czy Śródziemnym. Muszę przyznać, że osobiście nie jestem entuzjastką marynarki, w sumie nawet najmniej mnie ona interesuje ze wszystkich rodzajów wojsk, ale dowiedziałam się kilku ciekawych informacji, a także o rzeczach, o których po prostu trzeba wiedzieć, np. o taktyce wilczych stad.

Początkowo wielkim rozczarowaniem było dla mnie odkrycie, że książka w zasadzie wcale nie jest biografią. Ale potem przeczytałam jeszcze raz opis i czekałam cierpliwie na to kiedy autor skupi się na Dönitzie. Cóż nastąpiło to dopiero na ostatnich kartach książki, ale nie żałuję jej przeczytania. Fakt, były momenty kiedy mnie nudziła, ale dowiedziałam się wiele ciekawostek, m.in. o Hitlerze i reakcjach Niemiec na różne wydarzenia, np. aliancki desant na plażach Normandii, sytuację na wschodnim froncie. A także dowiedziałam się więcej o roli Japonii jako sojusznika Niemiec i powodach, dla których przystąpiła do wojny. Na lekcjach historii jest tylko informacja, że należała do państw Osi, nic więcej, niestety. Bardzo interesujące było spojrzenie na wojnę z perspektywy Niemiec. Jak się okazuje Niemcy wcale nie byli takim postrachem Europy.

Wielka szkoda, że autor nie skupił się bardziej na Dönitzie. Zdjęcie na okładce sprawiło, że wyobraziłam go sobie jako mocno charyzmatycznego człowieka o ciekawej osobowości. Nie czuję, żebym go "poznała", dlatego nie polecam tej książki temu kto chce o nim poczytać. Jednak nikt kogo marynarka wojenna Niemiec nie powinien być zawiedziony, tym bardziej, że nie widziałam na rynku zbyt wielu książek jej poświęconych.
Mimo wszystko mam pozytywne zdanie o tej książce i jeśli Was w jakikolwiek sposób zaciekawiła- przeczytajcie :)


Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu Muza.


I jeszcze ciekawy cytat:
(...) grupy fanatyków z nostalgią wspominających nazistowskie Niemcy. Podobne zjawisko można było zaobserwować w krajach, które pół wieku później wyrwały się spod władzy komunizmu.

Kogoś jeszcze, oprócz mnie, krew zalewa kiedy słyszy z ust dziadka/ojca/kogokolwiek: "za komuny to było lepiej..."? ;)

11 listopada 2012

Liebster Blog

,,Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę" Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował."

Za nominację dziękuję Carline :)

  
  1. Skąd wziął się twój nick?
    Zaczytana  wiadomo dlaczego, ale czemu w chmurach? Uwielbiam wszystko co lata, a że sama niestety nie potrafię to często zdarza mi się śnić na jawie i chodzić "z głową w chmurach" ;)
  2. Herbata czy kakao?
    Trudne pytanie :P Bo różnych herbat mam w domu ze 20, ale kakao=czekolada... Także u mnie to jest na równi.
  3. Jaka jest twoja ulubiona książka?
    A to z kolei nieludzkie pytanie! Nie mam jednej, ale tak na szybko, co mi przychodzi do głowy pierwsze- cykl wiedźmiński Andrzeja Sapkowskiego, Zielona Mila i Skazani na Shawshank Stephena Kinga.
  4. Masz jakieś zwierzę?
    Jak przygarnę jeszcze kilka to będzie już zoo...
  5. Ebook czy tradycyjna książka?
    Papier!
  6. Co lubisz robić w wolnym czasie?
    Czytać! :) Oglądać seriale, filmy, grać, obijać się i przy okazji słuchać muzyki. I wkurzać ludzi.
  7. Czym jest dla ciebie blog?
    Sam blog pozwala mi na podzielenie się z innymi moją opinią i przeżyciami towarzyszącymi czytaniu książek. Poza tym fajnie jest po roku, dwóch rzucić okiem co się sądziło o danej książce, czy pośmiać się z pierwszych nieudolnych wpisów. Blogosfera jest dla mnie inspiracją i motywacją, pozwala mi poznać opinie innych i daje okazje do dyskusji.
  8. Czym się kierujesz przy kupowaniu/wypożyczaniu książki? Okładką, opisem, opinią innych czytelników?
    Wszystkim, choć bardzo rzadko na raz.

  9. Gdzie najbardziej lubisz czytać?
    W moim łóżku pod kocykiem ^^ (dlatego lubię zimę)
  10.  Jaką książkę chciałabyś zobaczyć na ekranie?
    Mroczną Wieżę. Niby ma być zekranizowana, ale jej (ekranizacji) los wisi na włosku. Poza tym dobrze zrobioną ekranizację cyklu wiedźmińskiego.
  11. Jakie jest twoje hobby?
    Oprócz czytania? Pisałam już o wkurzaniu ludzi?

 Nominuję:

 Evita
 Querida
 Gia Stembeck
 M. i K. (na posta liczę od obu autorek :))
 Samash
 Slavkomir
 Alannada
 Silaqui
 Bellatriks
 Elen 



Moje pytania:
1. Jakie jest Twoje życiowe motto? (oczywiście jeśli masz jakieś)
2. Jaka jest Twoja ulubiona książka z dzieciństwa?
3. Ulubiony film?
4. Zespół który ostatnio odkryłeś/łaś?
5. Czy jesteś wierząca/cy?
6. Zalegalizować czy nie?
7. Ulubiona seria książkowa?
8. Najgorsza książka jaką ostatnio czytałeś/łaś?
9. Posiadasz jakiś talent? Jeśli tak to jaki?
10. Co sądzisz o związkach homoseksualnych?
11. Czy lubisz zwłaszcze?

Miałam się nie bawić już w łańcuszki, ale nominowała mnie Carline, więc nie mogłam odmówić ;)
Jeśli pytania wydadzą się dziwne, nie musicie odpowiadać :P

I żeby nie było, że tak tylko łańcuszkowo. Wyszukanie tych 11 osób do nominacji było dość trudne i wymagało przeglądnięcia listy blogów obserwowanych. Przy okazji usunęłam kilka blogów, które milczą od roku. Kilka... Ponad dziesięć! Połowa ich właścicieli naprawdę dobrze pisała i czytałam ich recenzje z wielką przyjemnością. Szkoda, że straciliśmy tak dobrych recenzentów.

10 listopada 2012

"Hinduskie zaślubiny" Sharon Maas

tytuł oryginału: Of Marriageable Age
tłumaczenie: Dariusz Wójtowicz
wydawnictwo: Prószyński i S-ka
data wydania: wrzesień 2012 
data wydania oryginału: 1999 (aczkolwiek nie jestem pewna)
liczba stron: 776















Zanim ktokolwiek jest w stanie skupić się na opisie, czy tak jak w moim przypadku skreśleniu kilku zdań o tej książce, nie może nie wpatrywać się przez kilka minut w okładkę. Przyznam, że był to jedyny powód, dla którego sięgnęłam po tę książkę. Jakoś kultura Indii mnie szczególnie nie interesuje, książki obyczajowe też, dlatego gdybym zobaczyła tylko opis to nie skusiłabym się. Ale zobaczyłam okładkę. I przepadłam.

Hinduskie zaślubiny to w zasadzie saga rodzinna. Poznajemy 3 różne rodziny dzięki trójce dzieci, z których perspektywy napisane są rozdziały. Nat i Savitri mieszkają w Indiach, dzieli ich jednak różnica czasu- historia chłopca toczy się pod koniec lat 40 ubiegłego wieku, a dziewczynki na początku lat 20. Trzecim dzieckiem jest Sarojini, mieszka ona w Gujanie Brytyjskiej w połowie lat 50 dwudziestego wieku.
Początkowo wydaje się, że zupełnie nic ich nie łączy. Poznajemy ich dzieciństwo, widzimy jak dorastają. Jednak uważny czytelnik już po pierwszych 200 stronach książki zauważy, że jednak te trzy historie to tak naprawdę jedna.

Mimo, że dość szybko dostrzegłam pierwsze powiązania pomiędzy bohaterami to, aby poznać wszystkie tajemnice musiałam doczytać do końca. Najciekawiej było pod koniec książki kiedy moje przypuszczenia przypominały mecz tenisa. Przekonanie, że wiem kto jest kim wędrowało to na jedną, to na drugą stronę. (wyglądało to mniej więcej tak: Nat nim jest! 20 stron później: nie, nie jest! 15 stron później: jest! 15 stron później: nie jest! i tak do końca ;) ) Sharon Maas w zgrabny sposób zachowała równowagę, bo książka była tajemnicza właściwie od początku do samego końca, z tym, że po drodze odkryła kilka sekretów, ale zachowała co nieco na zakończenie. Wielu autorów nie zachowuje umiaru, bo albo tajemnic jest za dużo i niczego nie ujawniają, albo wszystko wiadomo już od połowy i książkę kończy się tak dla zasady.

Objętość Hinduskich zaślubin może przerażać, ale wierzcie mi książkę czyta się tak szybko, że nawet nie zauważycie kiedy skończyliście. (wiem, wiem ja akurat nie powinnam tego pisać, bo czytałam ją z miesiąc, ale ilość dni kiedy faktycznie ją czytałam to pewnie 7-8) Język jest lekki, akcja wartka, nie ma napięcia, bo to przecież nie kryminał, są za to zagadki, które pobudzają ciekawość czytelnika i każą mu powracać do przerwanej lektury. Język jest lekki, jak już pisałam, ale nie trywialny, nie jest też jednak poetycki, po prostu trzyma dobry poziom. Choć czasem autorka starała się nadać mu poetyckości co w dwóch przypadkach sprawiło, że się zaśmiałam. Jednak wyłącznie dlatego, że z tej poetyckości wynikła tylko zawiłość, którą trudno było zrozumieć, ale jak pisałam zdarzyło się to dwa razy.

Bohaterowie w książce Sharon Maas są zróżnicowani, a dzięki opisom ich przeżyć czy przemyśleń możemy dobrze poznać motywację ich działań czy relacje z innymi.
W zasadzie wszystkie ich problemy skupiają się właśnie wokół zaślubin. Dla nikogo nie będzie rewelacją, że w hinduskich rodzinach praktykowane były aranżowane małżeństwa. I z tego co wiem nadal są. Cóż, smutny to los młodych ludzi kiedy muszą wziąć ślub z zupełnie nieznaną osobą, tym bardziej dla tych, którzy są zakochani w kimś innym, a ich rodzina tego nie akceptuje, wręcz karze ich za to. Niestety dotyczy to również mężczyzn, o czym się tak głośno nie mówi. Z tymi właśnie problemami borykają się bohaterowie Hinduskich zaślubin. Oprócz powieści obyczajowej, sagi rodzinnej, książki ukazującej kulturę Indii, jest to zapis drogi do wolności, walki o wolność podejmowanej przez młodych ludzi.

Hinduskie zaślubiny to powieść godna polecenia nie tylko dla miłośników Indii, ale także powieści obyczajowej czy sagi rodzinnej. Znajdziemy w niej interesującą koncepcję sagi rodzinnej, bo początkowo nic na to nie wskazuje i wiele sekretów, których będziemy ciekawi. A ogólnie rzecz biorąc to po prostu  dobrze napisana książka.
ocena: 5/6


Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

04 listopada 2012

Krótko i na temat (2)

Ale wstyd... Taki zastój był u mnie na blogu, a ja nie wykorzystałam żadnego posta z wersji roboczych... Ten miał chyba być opublikowany, ale wtedy z tego co pamiętam opublikowałam kilka postów w krótkim czasie a potem o nim zapomniałam. Ale nic dziwnego, że nawet nie wpadłam na wykorzystanie wersji roboczych skoro ostatnio zdarza mi się zniknąć z blogosfery nawet na tydzień. I żeby chociaż aż tak zaabsorbowało mnie życie...
Ale koniec babskiej paplaniny, przejdźmy do moich krótkich opinii.

Ja, diablica Katarzyna Berenika Miszczuk  

wydawnictwo: W.A.B.
data wydania: październik 2010
liczba stron: 416
 opis:"Gdy dwudziestoletnia Wiktoria zostaje zamordowana, zaczyna nowe życie. Dosłownie. Trafia do piekielnego Los Diablos, gdzie dostaje intratną posadę diablicy. Jej zadaniem jest targowanie się o dusze zmarłych, czyli potencjalnych nowych obywateli Piekła. Jednak Wiktoria nie potrafi pogodzić się ze swoją przedwczesną śmiercią, dlatego ciągle wraca na ziemię. Postanawia też zawalczyć o miłość swojego życia i... wybrać między przystojnym diabłem Belethem a śmiertelnikiem Piotrem. Ja, diablica to wybuchowa mieszanka dwóch rzeczywistości - ziemskiej i piekielnej; to również korowód barwnych postaci, takich jak neurotyczna Śmierć, narcystyczna Kleopatra (tak, TA Kleopatra) czy diaboliczny Azazel, którego plan przewiduje zdobycie władzy nad całym światem piekielno-niebiańskim. Pisarka umiejętnie korzysta z dobrze znanych, popkulturowych tematów, odświeża je i bawi się nimi. Łącząc najlepsze cechy romansu, kryminału i powieści fantasy, stworzyła pełną humoru i - mimo kontrowersyjnego tematu śmierci - delikatnie zmysłową książkę."
 Pomysł na książkę po prostu świetny. Bardzo ciekawa i nowatorska wizja piekła i nieba. To mogła być świetna książka. Mogła. Nie podobał mi się język jakim została napisana. Poza tym autorka jakby nie poradziła sobie z zasadami wykreowanego świata, np. kilka razy diabły mogły skorzystać ze swoich mocy, ale nie wiadomo dlaczego tego nie zrobili czy robili coś czego w zasadzie nie mogli robić. Ich walki nie były ciekawe, ot takie naparzanki mieczami, można się było spodziewać czegoś więcej, zwłaszcza, że mieli także ciekawe moce, które rzadko wykorzystywali.
Nie będę się rozwodzić nad tym co poza tym mi się nie podobało, bo mogłabym wejść na grunt subiektywny, poza tym tak już mam, że o książkach słabych raczej nie piszę. Po prostu najbardziej raził mnie język i jakaś taka naiwność (bohaterki, fabuły). Książka niezbyt nadaje się nawet jako czytadło.
 ocena: 2/6
 
Shogun James Clavell 
tytuł oryginału: Shōgun
czas trwania: 55h 45m 08s 
czyta: Ryszard Nadrowski

(wersja papierowa:
tłumaczenie: Małgorzata Grabowska, Andrzej Grabowski
tytuł oryginału: Shōgun
wydawnictwo: Vis-à-vis/Etiuda
data wydania: 2008 (data przybliżona)
liczba stron: 1136)

opis:
"Przełom wieku XVI i XVII w Japonii jet także przełomowy dla jej historii. To czas zwieńczenia zjednoczenia Japonii, rozpoczęty przez Odę Nobunagę a kontynuowany przez Toyotomi Hideyoshiego. Angielski pilot John Blackthorne wraz z holenderską ekspedycją handlową przybywa w 1600 r. do wybrzeży Japonii. Tam początkowo zostaje pojmany, by następnie stać się samurajem i zaufanym doradcą miejscowego daimyo Toranagi. Na przeszło tysiącu stron Clavell kreśli, od wiosny do jesieni, historię tego przełomowego dla dziejów Japonii roku. Na tle autentycznych zdarzeń przedstawia losy pojedynczych postaci od Anglika pałającego zakazaną miłością do Mariko-san, poprzez kolejnych samurajów z Toranagą na czele, na Europejczykach w równej mierze wplątanych w skomplikowane intrygi skończywszy. Jak należy od tego akurat autora oczekiwać, realia historyczne są tu przedstawione bardzo wiernie."

Słuchałam tego audiobooka ponad rok... Nie dlatego, że książka była nudna, ale sami pomyślcie to prawie 56 godzin, a ja słuchałam tego w drodze z lub do szkoły (czyli jakieś pół godziny) i to nie codziennie, a w tym roku nawet chyba wcale. Choć były i okresy, że porzucałam czytanie książek na rzecz słuchania Shoguna.
Niestety nie zachwyciła mnie ta książka, ale jestem niemal pewna, że byłoby tak gdybym ją czytała. Zapewne wtedy bym się w nią bardziej wciągnęła, na pewno szybciej bym ją skończyła. A tak uważam ją po prostu za bardzo dobrą.
Nie wiem na ile ostatnie zdanie opisu jest prawdziwe, ale dużo się z tej książki dowiedziałam o dawnej Japonii i samurajach. I w sumie jest to największy plus tej książki, bowiem Clavell roztacza przed nami szeroką panoramę japońskiego społeczeństwa, a wszystko opisuje ciekawie i przystępnie, wdzięcznie wplatając w fabułę.
Co do samej fabuły skupia się ona na Blackthornie i Toranadze. Jest ciekawa, a tempo akcji dość dynamiczne. Jedynie zakończenie mi się nie podobało, zupełnie jakby autor wpadł w trans, pewnego dnia się z niego wybudził i nie wiedział co począć ze swymi bohaterami.
Książkę polecam przede wszystkim miłośnikom Japonii, historii i samurajów :)
ocena: 4,5/6 

Tortilla Flat John Steinbeck
tytuł oryginału: Tortilla Flat
tłumaczenie: Jan Zakrzewski
seria/cykl wydawniczy: Kolekcja Gazety Wyborczej - XX wiek tom 8
wydawnictwo: Mediasat Poland
data wydania: 2004 (data przybliżona)
data wydania oryginału: 1935
liczba stron: 157
opis:
""Tortilla Flat" to opowieść o Dannym, o domu Danny'ego, o przyjaciołach Danny'ego i o tym, jak Danny, jego dom i jego przyjaciele stali się nierozerwalną całością.

Danny i jego przyjaciele są paisanos i wszyscy, poza dzielnym Piratem, czują głęboką pogardę do pracy. Żyją z grabieży i resztek wyżebranych w restauracjach przez Pirata dla jego pięciu psów. Gdy ich czas nie upływa ani na rozglądaniu się za pożywieniem, ani na zalecaniu do dzielnicowych prostytutek, ani na spaniu, poświęcany jest wielkim pijaństwom. Toteż głównym zajęciem Danny'ego i jego przyjaciół, zajęciem wymagającym przemyślnych strategii, jest walka z wrogim światem o wino.
"
 
Szczerze mówiąc sama nie wiem co sądzić o tej książce, chyba najlepiej opisują ją jej bohaterowie:
-To nie jest dobra historia. Za dużo tu różnych zdarzeń i za dużo lekcji moralnych. A jedne występują przeciwko drugim. Ta opowieść ciężko wchodzi do głowy. I nie dowodzi niczego.-(...) Mnie się podoba, bo nie ma żadnego specjalnego znaczenia, które od razu widać, a jednocześnie zdaje się coś znaczyć. Tylko nie wiem co.
 Z jednym się tylko nie zgodzę- opowieść łatwo wchodzi do głowy, przeczytałam ją w jeden dzień.
Ale nie mogę rozgryźć o co w niej chodzi, poważnie, myślę, myślę i nic nie wymyśliłam.
Jest w niej świetnie ukazana kalifornijska prowincja i środowisko "kloszardów". Jednocześnie Tortilla Flat jest pełna paradoksów i groteski, choćby dlatego, że w usta tych prostych ludzi wkładane są nieraz filozoficzne zdania.
Można ją potraktować jako historyjkę o wesołym życiu pijaczków jak sugeruje jeden z rozmówców w cytacie, ale też można poszukać czegoś głębszego. Mnie niestety chyba brak wiedzy albo to po prostu nie te czasy, bo wybieram to pierwsze.
Oceny brak, bo nadal czuję konsternację po przeczytaniu Tortilla Flat. Czemu? Bo to Steinbeck, oczekiwałam czegoś więcej, a niskiej oceny wystawić nie potrafię.

Cytaty:
"Nie jesteś zdrowy. (...) W twoim sercu tkwi cierń gorzkiej tajemnicy."
"Tego ranka mgła spowijała słońce, które po wielu bezskutecznych próbach poddało się i wycofało za pokłady stalowej waty. Z sosen skapywały brudne krople rosy, a na szarych twarzach nielicznych ludzi, którzy kręcili się poza domem, dzień odbijał się ponurymi spojrzeniami. Nie padały nawet przyjazne słowa powitania, zabrakło owej idealistycznej naiwności, która zawsze każe nam przypuszczać, że nowy dzień będzie lepszy od minionych."

01 listopada 2012

Stosik listopadowy

Po pierwsze informacja: żyję, mam się dobrze. Nie czytam z różnych powodów, ale to nieważne. Ważne, że nie opuściłam ani nie zamierzam opuścić blogosfery. W każdym razie nie odejdę bez pożegnania ;)


A teraz coś co tygryski... eee mole czytelnicze lubią najbardziej ;)
Pierwsza książka to lektura z biblioteki, dalej egzemplarz recenzyjny od Prósa (dziękuję! :)) (jak widać czytam, idzie mi to dość opornie, ale nie z powodu książki), wygrana za głosowanie w Złotej Zakładce, prezent urodzinowy od znajomych i 3 książki do recenzji od Muzy (dziękuję! :))

5 z 7 książek tu obecnych przeczytam na 100% w najbliższym czasie. Choć w zasadzie jest to chyba pierwszy stosik na tym blogu, który jest złożony z najnowszych nabytków, a które są jednocześnie lekturami na najbliższy czas, bo jak już "uporam się" ;) z książkami do recenzji to pewnie przeczytam Czarną bezgwiezdną noc, bo przyszedł czas na Kinga :) Także zostanie tylko Syrena, ale może na nią ochota przyjdzie po Kingu, czas pokaże ;) Jak na razie mam nadzieję, że dobrnę wreszcie do końca Zaślubin :P