15 lipca 2016

"Tysiąc wspaniałych słońc" Khaled Hosseini

tytuł oryginału: A thousand splendid suns
tłumaczenie: Anna Jęczmyk
data wydania: 2010
data pierwszego wydania: 2009
data wydania oryginału: 2007
liczba stron: 431
opis: (ostrzegam, że opis trochę spoileruje)
"Kronika trzydziestu lat historii Afganistanu i głęboko poruszająca opowieść o rodzinie, przyjaźni, nadziei i ocaleniu dzięki miłości. Bez wątpienia najwyżej oceniana, najgłośniejsza, najchętniej czytana powieść 2007 roku. Niekwestionowany bestseller #1 w kilkudziesięciu krajach świata, sprzedany w imponującej ilości ponad 15 milionów egzemplarzy.

Osią fabuły rozgrywającej się w Afganistanie w ciągu ćwierć wieku są dzieje dwóch kobiet, które zrządzeniem losu poślubią tego samego mężczyznę, despotycznego Pusztuna Raszida. Mariam ma zaledwie 15 lat, kiedy ojciec zmusza ją do małżeństwa z wziętym szewcem z Kabulu, człowiekiem starszym od niej o trzydzieści lat. Druga bohaterka, Lajla, urodzona krótko przed rosyjską inwazją, marzy o podróżach i zdobyciu wykształcenia. Kiedy w wyniku wybuchu bomby traci całą rodzinę, zostaje przygarnięta do domu Raszida i Mariam. Tam dochodzi do siebie po traumatycznych przejściach. Wbrew Mariam Raszid poślubia ją w nadziei, że młodsza żona da mu upragnione dziecko. Pomimo początkowej wrogości, między kobietami rodzi się trudna przyjaźń. Rządy talibów wystawiają ją na bardzo ciężką próbę...
"

        Ta książka miała tysiąc wspaniałych recenzji, niestety moja będzie zupełnie inna. Trochę się na jej temat naczytałam i wniosek był jeden- Hosseini to świetny pisarz i muszę przeczytać coś co wyszło spod jego pióra.

        Tysiąc wspaniałych słońc opowiada historię dwóch kobiet. Dzieje Mariam i Lajli poznajemy od kołyski, a na ich tle Hosseini przybliża także historię Afganistanu. Nie chcę za wiele zdradzać, bo akcja jest dość dynamiczna i dużo się dzieje już od początku, napiszę tylko, że życie doświadcza te dwie kobiety już od najmłodszych lat, a łączy je ciężkie dzieciństwo i tak zwana trudna miłość ze strony matek.

        Napis na okładce głosi: niezwykle wzruszająca historia spisana przepiękną prozą. Nie będę owijać w bawełnę
i od razu napiszę prosto z mostu. Historia była dość banalna, a ta przepiękna proza to jakiś żart. Uwielbiam książki pisane pięknym językiem, grę słów (w której na przykład Nabokov jest mistrzem), ale tu tego nie było. Nawet dopatrzyłam się błędów. Język jest totalnie zwyczajny. Oczywiście nie musi to być od razu wada, jego plusem jest na przykład to, że książkę czytało się zaskakująco szybko, także na szczęście długo się z nią nie męczyłam. Jednak historia w niej zawarta wcale mnie nie wzruszyła, z bohaterkami się w żaden sposób nie zżyłam, mało mnie obeszły ich perypetie. Dodatkowo jakoś niewiele mnie w Tysiącu wspaniałych słońc zaskoczyło, dużo wydarzeń czy reakcji dało się przewidzieć, postać Zalmaja należała właśnie do takich schematycznych elementów powieści.
Czasem miałam wrażenie, że autor nie do końca wie o czym pisze. Było ono najmocniejsze w przypadku losów Mariam, zwłaszcza na początku. Mariam to specyficzna postać- wychowana w całkowitym odludziu, mająca
o świecie pojęcie tylko dzięki opowieściom jej ojca (tzn. bardziej o tym co się dzieje na świecie, w sumie wspomniano chyba tylko o polityce. Jednak w moim odczuciu zachowuje się jak normalna dziewczyna z miasta,
a jakaś różnica powinna być jednak widoczna.

        Jeśli chodzi o element w tle powieści, który zapewne czytającym opis wiele obiecuje, czyli Afganistan to niestety się zawiodłam. To jest naprawdę TŁO powieści, bardzo mało widoczne. Owszem, czegoś nowego się o tym kraju
i jego historii dowiedziałam, jednak naprawdę niewiele. Jednak nie uatrakcyjniło to książki na tyle, aby mi się spodobała.

        Krótko i na temat- nie polecam, banalna historia jakich wiele, a powieści z egzotyczną nutką czytałam lepsze.

06 lipca 2016

"Kamień na kamieniu" Wiesław Myśliwski

data wydania: 1986
data pierwszego wydania: 1984
liczba stron: 368
opis:
"„Kamień na kamieniu” Wiesława Myśliwskiego zanim jeszcze pojawił się na półkach księgarskich, stał się już wydarzeniem literackim. Henryk Bereza pisał o tej powieści: „Jest, jak każde arcydzieło, przede wszystkim wielką tajemnica sztuki, czymś niepojętym, co zdaje się do nas przychodzić z innego wymiaru”, a także: „Myśliwski, wypełniając wielowiekowe puste miejsce w polskiej literaturze, bierze na siebie cały ciężar odwiecznych epickich zobowiązań artystycznych, (...) spełnia epicką powinność wobec chyba jednego z ostatnich układów świata o cechach niepowtarzalności i samowystarczalnej pełni”.
Powieść zdobyła również wielkie uznanie wśród czytelników, czego dowodem były m.in. tytuły: książki roku 1984 w plebiscycie księgarni „Współcześni” i „Dziennika Wieczornego” w Bydgoszczy oraz książki dziesięciolecia 1975-1985 w plebiscycie „Tygodnika Kulturalnego”. Wartość i znaczenie powieści potwierdziły przyznane jej nagrody: Funduszu Literatury, Stowarzyszenia Księgarzy Polskich, Ministra Obrony Narodowej I stopnia, Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich, Klubu Kultury Chłopskiej. Obecnie „Kamień na kamieniu” tłumaczony jest na kilka języków (francuski, rosyjski, estoński, czeski, słowacki, bułgarski, rumuński, niemiecki).
"

        Wiesław Myśliwski to urodzony gawędziarz. W zasadzie wszystkie jego książki, które czytałam to były gawędy. Choć na razie nie czytałam wiele, zaledwie cudowny Traktat o łuskaniu fasoli, taki sobie Nagi sad, a teraz jeszcze Kamień na kamieniu. Właśnie ta, o której chciałabym dziś porozmawiać jest gdzieś pośrodku- nie podobała mi się tak jak pierwsza, ale nie była tak zła jak Nagi sad.

        Ciężko streścić fabułę tej książki. Bo w zasadzie jest to książka bez fabuły samej w sobie. Narratorem tej (o)powieści jest Szymon Pietruszka, prosty człowiek, całe życie mieszkający na wsi. Kiedy snuje swoją opowieść jest już w średnim wieku i ma naprawdę wiele do opowiedzenia...
O czym mówi? O życiu na wsi, swojej rodzinie, ale także o partyzantce oraz czasach po drugiej wojnie światowej, czyli początku komunizmu. O tym komunizmie w zasadzie niewiele jest napisane, pewnie przez cenzurę. Choć i to, że została wydana w tamtych czasach mnie dziwi, bo dużo w niej o Bogu- stałym elemencie krajobrazu polskiej wsi.
-Co by wam tu dać, moi złoci ludkowie?- powiada (Bóg). - Wszystkom porozdawał. (...) Dam wam trochę cierpliwości mojej. Weźmijcie ją sobie, a wszystko przetrzymacie. Bo cierpliwość będzie człowiekowi potrzebniejsza niż bogactwa.
        Kamień na kamieniu ani mnie nie zachwycił, ani nie było tak, że nie podobał się czy męczyła mnie jego lektura. Na pewno wiele zostanie mi w głowie z jego lektury i nawet zastanawiałam się czy nie sięgać od czasu do czasu po książki o wsi. W końcu sama pochodzę ze wsi i zawsze będę mieć do niej sentyment.
Mimo wszystko momentami bardzo się wczułam w te szymonowe opowieści, zwłaszcza przeżywałam jego powrót ze szpitala i to podwójnie, bo nie tylko ze względu na stan jego domu, ale i Michała.

        Książka Myśliwskiego to skarbnica wiedzy o dawnych zwyczajach, a także o partyzantce. Choć nie wiem na ile można wierzyć w to co jest napisane. Podczas lektury miałam jednak wrażenie, że Myśliwski pozbierał wszystkie opowieści jakie kiedykolwiek słyszał od ludzi i zawarł je w tej jednej książce. Myślę, że Kamień na kamieniu powinien być lekturą szkolną, bowiem jest to panorama wsi polskiej, warto ją przeczytać, aby zrozumieć mentalność chłopów, zrozumieć jacy to są ludzie i dlaczego postępują tak a nie inaczej. Swoją drogą chyba w niektórych szkołach już jest.
Tylko musisz wiedzieć, że z chłopską duszą, gdybyś nawet miał sto (hektarów), to i tak będziesz jadł żur z kartoflami i na płachcie spał. Bo ci będzie wszystkiego szkoda. Wszystkiego, prócz siebie.(...)
A chłopska dusza nie lubi rachować, lubi tylko cierpieć. Tylko po co cierpieć, kiedy lepiej się na rachowaniu wychodzi. Przyzwyczaiła się, że cierpieć to jej przeznaczenie.
W moim przypadku to również skarbnica cytatów :)
Można powiększyć ;)
 A także scen. Bo Myśliwski pisze bardzo plastycznie, tak, że długo po lekturze będziemy pamiętać niektóre fragmenty.

        Narrator, Szymon, jest bardzo bystrym i wnikliwym obserwatorem, potrafi robić co trzeba i mówić to co ludzie chcą usłyszeć. Odniosłam jednak wrażenie, że nie we wszystko wierzy, nawet jeśli mówi coś z przekonaniem. Niby prosty człowiek, niby pijak, awanturnik i uwodziciel, ale wie co trąca banałem, wie też co w życiu ważne.
Momentami Szymon (tak jak niektórzy z jego wsi) jest taki staroświecki, nie idzie z duchem czasu, żyje przeszłością. Ale jednocześnie miałam wrażenie, że widzi on więcej niż zwykli ludzie. Może dlatego, że patrzył przez pryzmat swoich przeżyć, a było ich doprawdy niemało.

        Książka mnie nie zachwyciła, ale spodobała, a lektura nie męczyła, ale momentami była ciężkawa- to w końcu ponad 360 stron monologu, gwarą... Nie poleciłabym jej każdemu. To nie jest typowa powieść, nie jest do pochłonięcia. Nad nią się trzeba zatrzymać i zastanowić, pomyśleć. A niestety nie każdy tak potrafi...
A ja tymczasem pozastanawiam się co z tym Michałem się stało (bo bardzo to frapujące!), choć jeden trop mam. Jeśli ktoś czytał i ma jakiś pomysł to chętnie podyskutuję!

"Dobrani" Ally Condie

tytuł oryginału: Matched
tłumaczenie: Janusz Ochab
data wydania: 2011
data wydania oryginału: 2010
liczba stron:
352
opis:
"    Urzekający romans rozgrywający się w świecie, gdzie każdy wybór jest z góry przewidziany, gdzie nawet miłość jest pod kontrolą.
    Cassia zawsze była przekonana, że Społeczeństwo wybiera dla niej to, co najlepsze: co powinna czytać, co oglądać, w co wierzyć.
    Kiedy więc podczas uroczystości Doboru na ekranie pojawia się twarz Xandera, Cassia nie ma żadnych wątpliwości, że to właśnie jest jej idealny partner… do chwili gdy następnego dnia w miejsce Xandera na ekranie wyświetla się przez moment twarz Ky’a Markhama.
     Społeczeństwo mówi jej, że to drobna usterka, odosobniony przypadek, i że powinna się skupić na szczęśliwym życiu, które przyjdzie jej wieść z Xanderem. Lecz Cassia nie może przestać myśleć o Ky’u, a gdy oboje powoli zakochują się w sobie, zaczyna powątpiewać w nieomylność Społeczeństwa i staje przed trudną decyzją: musi wybrać pomiędzy Xanderem i Ky’em, pomiędzy życiem, jakie do tej pory znała, a drogą, którą nikt dotąd nie ośmielił się pójść.
"

        Swego czasu książka Dobrani miała swoje pięć minut w blogosferze, ale widać jest tak przeciętna, że:
  • ani nie miała swego czasu na blogach dłużej (po recenzjach raczej "sponsorowanych"* przez wydawnictwo już nie słyszałam o niej),
  • ani o jej autorce nie trąbią za dużo (u nas czy za granicą), choć niby prawa do Dobranych miały zostać kupione przez Disneya, poza tym napisała przed tą serią 4 książki i nie została chyba za nie wyróżniona (ok, ok, Dobrani była bestsellerem New York Timesa, ale jakoś dla mnie niewiele to znaczy),
  • ani wydawnictwo nie pokusiło się o wydanie kontynuacji (choć Prószyński po kilku takich powieściach chyba z nich zrezygnował).
 Co ja o niej sądzę? Wszystko poniżej :)

        Książka Condie ma potencjał, aczkolwiek tylko pomysł zasługuje na uznanie. Autorka przedstawia nam świat "idealny", w którym Społeczeństwo funkcjonuje jak w zegarku, ludzie dożywają równo do 80, dobierani są
w małżeństwa w sposób niezawodny, tak aby zapewnić jak najlepszych genetycznie ludzi, dostają pracę adekwatną do ich umiejętności. Zapewnione mają pożywienie, dach nad głową oraz bezpieczeństwo i szczęście aż do śmierci.
Tak to widzi czytelnik i tak to widzi bohaterka Dobranych, Cassia Reyes. W pewnym momencie pojawia się jednak rysa na szkle... bunt. (nastoletni ;))

        W pewnym momencie obudziłam się tak jak Cassia, jakby z koszmaru, który wydawał się najsłodszym snem. To się autorce szczególnie udało! Bo początkowo byłam bardzo zaabsorbowana światem, o którym opowiada Cassia i chłonąc te wszystkie informacje jeszcze się nie zastanawiałam, tylko wczuwałam w ten klimat. Poza tym trzeba przyznać, że wszystkie plusy takiego ustroju na chwilę mnie pochłonęły. Ale w pewnym momencie zrozumiałam do czego zmierza autorka i wiedziałam z jakiego powodu Cassi oczy otwierają się szeroko.

        I na tym kończy się też ta piękna bajka, w której to chwalę Dobranych. To nie jest dobra książka. To jest przeciętna młodzieżówka. Młodzieżówka, w której irytowały mnie momentami przemyślenia Cassi, zwłaszcza dotyczące chłopców, bo też i potrafiła w kółko wałkować to samo. Poza tym język jest bardzo prosty, a wśród tych przemyśleń brakuje mi czegoś głębszego. Choć z drugiej strony Cassia to nastolatka wyprodukowana (to określenie bardzo pasuje do tego uniwersum) tak, by nie potrafić samodzielnie myśleć.
Niestety, ale dostrzegłam też kilka błędów. Początkowo coś niecoś pomieszane chyba z czasami (w pisowni), ale nie wiadomo czy to nie wina tłumacza. Ale! Kilka błędów fabularnych, np. puderniczka najpierw jest w kieszeni, potem na półce. To błędy fatalne jak na autorkę z większym stażem. Poza tym aż tak dużo się nie dzieje w Dobranych, żeby przy korekcie pominąć takie błędy, zarówno tej angielskiej jak i polskiej.

        Pomysł, przedstawienie świata- jak najbardziej na plus i ciekawe, jeśli lubicie młodzieżówki to uważam, że
z tego względu mogę wam polecić Dobranych. Ale od ludzi wymagających powieści na dobrym poziomie- nie traćcie czasu.
A ja z chęcią przeczytam następny tom, tym razem w oryginale (sama nie wiem dlaczego ten czytałam po polsku), bo autorka mnie nawet zaciekawiła, poza tym jak na razie po angielsku czytam głównie młodzieżówki.

*sponsorowanych w sensie bloger dostał egzemplarz od wydawnictwa, nie że pisał laurkę za kasę czy coś