tłumaczenie: Wojciech Jagielski
wydawnictwo: Sine Qua Non
data wydania: 19 września 2012
data wydania oryginału: 2000
liczba stron: 306
João i ja pobiegliśmy w kierunku, z którego dobiegały strzały, w środek kompletnego chaosu. Pociski gwizdały obok nas, gdy próbowaliśmy się kryć między wozami pancernymi, dającymi osłonę przed wymianą krzyżowego ognia. Wybuchliśmy śmiechem. To było porządne bang bang.1Fotoreporterzy wojenni, z gatunku tych przedstawionych w książce, to ludzie, którzy nie uciekają kiedy słyszą strzały. Oni biegną w przeciwnym kierunku, w sam środek chaosu, by być tam gdzie rozgrywają się ważne wydarzenia. Rzadko kiedy wahają się czy podejść bliżej, zazwyczaj podchodzą tak blisko, jak to tylko możliwe. Właśnie tym zawodem zajmuje się grupka przyjaciół: Greg Marinovich, João Silva, Kevin Carter i Ken Oosterbroek. Dwóch z nich to autorzy tej książki, dwóch już niestety nie żyje. Ale to oni byli głównymi członkami Bang-Bang Club, jak ich nazwali dziennikarze.
Książka ta traktuje o dwóch tematach. Pierwszym z nich są członkowie Bractwa Bang Bang, czwórka przyjaciół. Opisane są tu ich wzajemne relacje, historie ich życia, powody, dla których zostali fotoreporterami. Akcja książki skupia się na ważnych wydarzeniach z ich życia, szczególnych momentach, takich na przykład jak okoliczności powstania zdjęcia, za które jeden z nich dostał Pulitzera.
Drugim są ostatnie lata apartheidu, podczas których ten okropny system dogorywał. Związana z nim przemoc, masowe mordy, zamieszki.
Nasze fotografie sprawiały być może, że czytelnicy dostrzegali, iż w innych częściach świata inni ludzie walczą o życie. Gdyby nie te nasze zdjęcia, być może nigdy by się o tym nie dowiedzieli.2Aż wstyd przyznać, ale zanim przeczytałam Bractwo Bang Bang nie miałam pojęcia o apartheidzie. Owszem, wiedziałam mniej więcej na czym polega, ale nie byłam świadoma gdzie miał miejsce i co dokładnie się z nim wiązało. Ja, mając dostęp do mediów, szczególnie Internetu, nie miałam pojęcia co działo się w Południowe Afryce. Tak więc skąd miałby wiedzieć o tych wydarzeniach świat w latach 90., gdyby nie grupka kilku odważnych ludzi, którzy stale byli na linii frontu, którzy pędzili tam, skąd padały strzały. Gdyby nie fotoreporterzy.
Muszę przyznać, że książka mną wstrząsnęła. Już opis pierwszego brutalnego mordu, którego świadkiem był autor, Greg Marinovich, wywołał wiele emocji. A właśnie z takich opisów składa się książka. Oczywiście nie stale, ale to były właśnie takie czasy w Południowej Afryce: pełne przemocy. Więc może poziom brutalności nie utrzymuje się ciągle na tym samym poziomie, bo co jakiś czas jest wyjaśniana sytuacja polityczna albo prywatna, któregoś z członków Bractwa, jednak nie jest to książka dla osób bardzo wrażliwych.
Dom wyglądał jak scena z filmu grozy, ale to działo się naprawdę. Zapach krwi unosił się w wilgotnym powietrzu.3
Wydawałoby się, że ze względu na lekkie pióro autora Bractwo Bang Bang można czytać błyskawicznie. Niestety od lektury trzeba sobie robić przerwy, bo jest w
niej wiele okropnych scen. Najgorsze w nich jest to, że są to sceny nie wykreowane przez wyobraźnię autora, ale napisane przez życie, nikt sobie tego nie wymyślił.
Wielu ludzi wypowiada się na temat fotoreporterów, a nie mają nawet pojęcia w jakich warunkach przyszło im pracować. To nie są paparazzi, którzy zrobią wszystko, byle tylko odebrać sławnym ludziom resztki prywatności. Chociaż, jak sam autor stwierdził, robią to również dla pieniędzy. Ta kwestia moralności, między innymi, jest poruszana głównie przy okazji zdjęcia, za które Kevin Carter dostał Pulitzera. Zapewne każdy pamięta zdjęcie małej sudańskiej dziewczynki, leżącej na ziemi i czającego się za nią sępa. Do dziś budzi kontrowersje i dyskusje. Pewnie gdyby nie lektura Bractwa Bang Bang sama osądziłabym Kevina na podstawie niezbyt zbieżnych z prawdą opisów wydarzeń, ale teraz powstrzymuję się od osądu.
Nikt jednak nie myśli o tym, że może nie tylko ludziom uwiecznionym na fotografii dzieje się krzywda.
Dobre zdjęcia. Tragedia i przemoc z pewnością tworzą mocne obrazy. Ale przy każdym takim ujęciu ściągany jest haracz: trochę tych emocji, wrażliwości i empatii, które sprawiają, że jesteśmy ludźmi, ginie przy każdym zwolnieniu migawki.4
Zdjęcie, za które Kevin Carter dostał Pulitzera |
Co mi się podobało to to, że autorzy nie próbują się wybielić, rozpatrują swoje poczynania z różnych stron, usiłują przybliżyć czytelnikom powody, dla których robili pewne rzeczy, są krytyczni nie tylko wobec siebie, ale także wobec swoich przyjaciół.
Bardzo podobały mi się także części, w których były przemyślenia o zawodzie fotoreportera, a także po prostu o życiu (na ostatnim zdjęciu widać ile stron pozaznaczałam).
Jedynym minusem książki (a w zasadzie wydania, bo treści on nie dotyczy) jest to, że fotografie Grega, João, Kevina i Kena zostały zamieszczone w malutkim formacie. Naprawdę każda z nich zasługuje na
oddzielną stronę. Gdyby przez to wzrosła cena książki, a ja byłabym
potencjalnym nabywcą- kupiłabym i tak.
Szczerze mówiąc sięgnęłam po Bractwo Bang Bang niezbyt zainteresowana i nie uwierzyłabym
gdyby ktoś mi powiedział, że to będzie dla mnie jedna z najważniejszych książek tego
roku. To książka idealna, dla tych którzy są zainteresowani zawodem fotoreportera wojennego albo są fanami któregoś z członków Bractwa.
Wprawdzie mam pewne opory, bo to nie jest książka dla bardzo wrażliwych osób, ale nie mogę się powstrzymać od stwierdzenia: obowiązkowa lektura. Każdy powinien wiedzieć co działo się w Południowej Afryce u schyłku apartheidu, a Bractwo to dosłownie pokazuje.
POLECAM!
POLECAM!
ocena: 6/6
Za książkę serdecznie dziękuję serwisowi A-G-W oraz wydawnictwu Sine Qua Non.
I jeszcze więcej cytatów! :)
Widziałem w życiu wiele trupów. Próbowałem je kiedyś policzyć, aby naprawdę uświadomić sobie ich istnienie, ale to była beznadziejna próba Zmarli to dziwna sprawa. Niektórzy mieli w sobie akurat tyle oznak człowieczeństwa, co martwy pies na szosie. Inni wydawali się pogrążeni we śnie, wcale nie sprawiali wrażenia martwych. A niektórzy byli tak przerażający, że napawali mnie strachem przed śmiercią. (s. 72)
Widząc, że zamierzam wjechać w tę upiorną ulicę w martwej strefie, jakiś przechodzień wybuchnął śmiechem i pochyliwszy się do otwartego okna mojego samochodu, powiedział: "Jeśli pojedziesz tą drogą, nigdy nie wrócisz. To skrót do nieba!" (s. 75-76)
1Bractwo Bang Bang Greg Marinovich, João Silva, s. 253.
2Bractwo Bang Bang Greg Marinovich, João Silva, s. 236.
3Bractwo Bang Bang Greg Marinovich, João Silva, s. 70.
4Bractwo Bang Bang Greg Marinovich, João Silva, s. 175.
Nie słyszałam wcześniej o tej książce, ale teraz wiem, że koniecznie muszę ją przeczytać! :))
OdpowiedzUsuńNawet w najmniejszym stopniu nie spodziewałabym się, że to tak wstrząsająca książka. A nagroda Pulitzera w pełni zasłużona. Z tego zdjęcia biją wręcz namacalne emocje, ból, cierpienie i doprowadziło mnie do wyrzutów sumienia.
OdpowiedzUsuńJa także! Nawet nie wiem dlaczego wzięłam do recenzji tę książkę... Wydawała mi się niezbyt nieciekawa. Poczułam taki impuls, niemal tak mocny, jak wtedy kiedy kupiłam swoją pierwszą książkę. I była tego warta, a nawet więcej!
UsuńJest to jedno z dwóch zdjęć zamieszczonych w książce, za które autor dostał Pulitzera. Niestety drugie najlepiej oglądać w Internecie, w większym formacie (i najlepiej kolorowe). Ale najpierw warto przeczytać historię jego powstania (która jest w książce).
*autor zdjęcia, nie książki ;) Autor książki, Greg, dostał tego durgiego Pulitzera :)
Usuń:-) Że przeczytam książkę to pewne, szkoda tylko że te zdjęcia takie kiepskie. Może kiedyś będzie wydana lepiej :-)
UsuńWidzę, że to pozycja, którą naprawdę trzeba przeczytać. Może wkrótce sie skuszę .):
OdpowiedzUsuńNominuję Cię do Liebster Blog Award :)
OdpowiedzUsuńhttp://zaczytanakasia.blogspot.com/