tłumaczenie: Monika Wisniewska
wydawnictwo: Świat Książki
data wydania: 2008 (data przybliżona)
data wydania oryginału: 2004
liczba stron: 456
P.S. Kocham Cię czytałam już trzy razy, za pierwszym razem nieco skróconą- Reader's Digest. Choć nie lubię romansideł to jakoś Cecelia Ahern przekonała mnie do swojej twórczości. Jakoś mam wrażenie, że jej powieści są trochę nieszablonowe, poza tym wystarczy spojrzeć na jej debiut, czyli tę książkę...
Holly i Gerry mieli wspaniałe życie, byli ze sobą szczęśliwi, oczywiście nie było to życie usłane różami, czasem się kłócili, ale nieodmiennie bardzo kochali.
Brzmi jak typowa historia miłosna?
Gerry umiera na raka mózgu. Zostawia swoją młodą żonę, a ona nie wie jak sobie bez niego poradzić. Jednak, jak się okazuje, Gerry nie zostawia jej bez swojej pomocy. W domu rodziców Holly czeka na nią koperta, a w niej dziesięć mniejszych, każda na kolejny miesiąc, zaczynając od marca.
Od tej chwili Holly z niecierpliwością czeka na każdą kolejną kopertę, ciekawa co też jej nieżyjący mąż wymyślił dla niej na kolejny miesiąc.
Może i ktoś powie, że to jednak historia miłosna jak każda inna, może to zwykłe romansidło- choć moim zdaniem miłości to tam jest mało, Holly wspomina męża, cierpi i próbuje sobie na nowo ułożyć życie, o tym głównie jest ta książka.
Słyszałam też zarzuty, od ludzi, którzy przeżyli podobną tragedię, że nie jest ona realistyczna. To moim zdaniem trochę absurdalny zarzut, bo skąd ta młoda kobieta ma wiedzieć co się czuje po śmierci męża? Dodatkowo każdy przeżywa takie rzeczy inaczej.
Co więcej uważam, że Ahern bardzo dobrze opisała sytuację i uczucia młodej wdowy. A przynajmniej nie czułam sztuczności w tej książce.
Co więcej uważam, że Ahern bardzo dobrze opisała sytuację i uczucia młodej wdowy. A przynajmniej nie czułam sztuczności w tej książce.
Nie jest to książka pesymistyczna i wpędzająca w doła. Są optymistyczne momenty, jest humor, ciepło; idealna kiedy ma się ochotę przeczytać coś lekkiego na poprawienie humoru.
Myślę także, że niejedna osoba po przeczytaniu P.S. Kocham Cię przemyślałaby choć przez chwilę swoje postępowanie, życie.
Lubię tę książkę, nawet pomimo iż nie przepadam za romansami. Polecam!
Film... To przykład "bezczeszczenia" książki, jeśli puszcza się w kinach coś takiego pod szyldem książki i nazywa ekranizacją.
Niewiele ma film wspólnego z książkową wersją.
Jednak...
Nie mogę powiedzieć, że film jest beznadziejny. Jako ekranizacja- owszem. Ale jeśli zapomni się o książce i będzie oglądać P. S. Kocham Cię po prostu jako zwykły film albo nawet inspirowany książką- bardzo dobry, bardzo dobrze się ogląda.
Lubię tę książkę, nawet pomimo iż nie przepadam za romansami. Polecam!
Film... To przykład "bezczeszczenia" książki, jeśli puszcza się w kinach coś takiego pod szyldem książki i nazywa ekranizacją.
Niewiele ma film wspólnego z książkową wersją.
Jednak...
Nie mogę powiedzieć, że film jest beznadziejny. Jako ekranizacja- owszem. Ale jeśli zapomni się o książce i będzie oglądać P. S. Kocham Cię po prostu jako zwykły film albo nawet inspirowany książką- bardzo dobry, bardzo dobrze się ogląda.
No właśnie ja po obejrzeniu filmu stwierdziłam, że za książkę podziękuję - bo ekranizacja w ogóle mi się nie podobała. A widać, to błąd, kiedy zacznie się od filmu, bo - jak wspomniałaś, z powieścią ma niewiele wspólnego. Szkoda, że tak spartaczyli robotę...
OdpowiedzUsuńNo, nie do końca spartaczyli... Film sam w sobie, nie patrząc na książkę, uważam za dobry, mnie się podobał.
UsuńAle mimo wszystko radzę sięgnąć po książkę.
A mi się film baaaaardzo podobał. Tak bardzo, że po obejrzeniu go w kinie, kupiłam go sobie na DVD:) Żeby tylko! Mam też płytę z soundtrackami - często do niej wracam. Książkę też mam - również w wersji oryginalnej:) Rzeczywiście różnice w książce i filmie są znaczne. Mi o dziwo lepiej oglądało się film...(Nie bijcie;)). Ale polecam jedno i drugie, traktując je jednak osobno... Żeby nie było rozczarowań;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Marta/naPIĘKNEJ
Również traktuje je osobno, ale żadne nie podoba mi się bardziej, i książka i film są tak na równi ;)
Usuń