tytuł oryginału: The Dreamcatcher
tłumaczenie: Arkadiusz Nakoniecznik
data wydania: 2011 (pierwsze polskie wydanie: 2001)
data wydania oryginału: 2001
liczba stron: 608
Początek Łowcy snów wywoływał u mnie ambiwalentne uczucia- z jednej strony był obrzydliwy i ciężko było
o tym czytać, z drugiej wywoływał jakiś niepokój, dreszczyk emocji, czyli powinnam stwierdzić, że był dobry. Obrzydliwie dobry.
Generalnie fabuła obraca się wokół inwazji obcych. W samym środku tej inwazji znajduje się czterech przyjaciół, którzy od kiedy byli nastolatkami spędzają jeden weekend w ciągu sezonu polowań w chacie w środku lasu należącej do jednego z nich.
W zasadzie niewiele więcej musicie wiedzieć, bo cała reszta odarłaby książkę z otoczki tajemnicy i nie mielibyście frajdy z czytania tych wszystkich retrospekcji. Dlatego NIE CZYTAJCIE OPISU. Nie mogę uwierzyć, że to kolejny opis zdradzający całą fabułę książki na jaki natknęłam się w ostatnim czasie, tego na szczęście nie przeczytałam przed lekturą.
Paradoksalnie jedna z nielicznych książek Kinga, a może jedyna, która wywołała u mnie coś na kształt strachu nie podobała mi się! Początek był dobry, naprawdę dobry, w zasadzie sama inwazja obcych, jej przebieg
i przedstawienie kosmitów- to wszystko było bardzo ciekawe i takie inne! Ale gdzieś w połowie akcja straciła rozpęd i szczerze mówiąc mało mnie interesowała, może dlatego, że wiadomo było jak książka się skończy. Kosmici owszem byli ciekawi, jednak ja skończyłam Łowcę snów bardziej z przymusu (bo jeśli się da to kończę każdą książkę), myślałam sobie: no niech to się wreszcie skończy... Nie było to oczywiście spowodowane tym, że książka była tragiczna i nie mogłam wytrzymać do końca- po prostu mnie znudziła.
Dodatkowo nie podobał mi się wątek łowcy snów, jakby King miał fajny tytuł i czuł przymus wciśnięcia go na siłę
w fabułę książki. Być może przez swoje znudzenie i pobieżne czytanie już samej końcówki nie zrozumiałam o co dokładnie chodziło z tym łowcą. King na końcu pisze, że jego żonie tytuł pierwotny się nie podobał i niejako wymusiła na nim zmianę. Może dopisywał ten cały wątek na szybko...?
Podczas czytania miałam takie przemyślenia- ile jest dziś Kinga w Kingu?
Czy
to on pisze coraz gorzej? O ile się dobrze orientuję wydaje średnio
jedną książkę rocznie, to mi pachnie niedopracowaniem i rzemiosłem niż
procesem twórczym, w wyniku którego powstaje świetna lektura. A może to ja
zaczynam czytać "lepsze" książki i dostrzegam niedociągnięcia i banały w
powieściach autora, który zalicza się do grona moich ulubionych?
Podczas czytania natknęłam się na zakładkę, którą zostawiła w niej moja siostra... Ona nie dotrwała do końca.
Zdecydowanie nie poleciłabym Łowcy snów na początek przygody z twórczością Kinga. Czy poleciłabym fanom? Myślę, że mimo wszystko tak, być może kogoś innego nie zacznie nudzić.
Kurcze, szkoda, że nie wyszło tak dobrze, jak powinno. Tyle ludzi kocha Kinga, choć rzeczywiście facet wydaje się być maszynką do robienia książek. Nie wszystkie więc mogą być dobre :/
OdpowiedzUsuńUściski,
Tirindeth's