tytuł oryginału: Раковый корпус
wydawnictwo: Czytelnik
data wydania:1992
wydanie pierwsze: 1968
liczba stron: 444wydanie pierwsze: 1968
ocena: 6
Opisu chyba nie muszę dodawać, tytuł mówi sam za siebie.
Choć wiele myśli kłębi mi się w głowie sama nie wiem co mam napisać...
Książka ta jest taka subtelna, spokojna, smutna, prosta...
I niesie ze sobą wielki ładunek emocjonalny.
Sołżenicyn ukazuje nam historię różnych ludzi. Cieszyło mnie to, że nie pominął także lekarzy, pielęgniarek, a także tego zwykłego personelu szpitalnego- sprzątaczek. Na pierwszym planie są oczywiście pacjenci. Nie jest to opis szczegółowy, ale książka zawiera w sobie wiele historii. Nie wiem czy można mieć pewność, które z nich są prawdziwe, a które nie, czy w ogóle jakiekolwiek są prawdziwe, ale wydaje mi się, że przedstawiają podobne historie wielu innych ludzi.
W Oddziale chorych na raka autor ukazuje nam postrzeganie życia i śmierci, a także choroby przez różnych ludzi. Przede wszystkim pokazuje jak nieuchronna jest śmierć, że dotyka zarówno tych "lepszych", wysoko postawionych, których nie powinna w żadnym wypadku dosięgnąć, jak i tych uczciwych, doświadczonych przez życie czy wręcz ówczesnego "marginesu społeczeństwa".
Wiele się mówi o alegoryczności tej książki. Że ukazuje ona państwo totalitarne i jego zepsucie, że jest jego krytyką. Było tam wiele rozmów czy rozmyślań dotyczących komunizmu, ukazanie myśli ludzi "omotanych" przez system. Byłam szczerze zdumiona jak zdołali im wyprać mózgi i to tak żeby z przekonaniem powtarzali te wszystkie hasła i w razie potrzeby "nawracali" tych, którzy myśleli "niewłaściwie" (czasem miałam wrażenie, że jeśli już myśleli to było coś "nie w porządku"). Odniosłam wrażenie, że te wykłady o wyższości komunizmu są niezrozumiale nie tylko dla mnie, ale także dla bohaterów tej książki.
Podczas czytania tej książki wpadłam w melancholijny nastrój. Bije z niej szczególny spokojny smutek. Nawet pogoda nie była wesoła- kiedy czytałam za oknem stale towarzyszyły mi ciężkie, szare chmury, nierzadko także postukiwanie deszczu o szybę.
Nie potrafię zdefiniować tego smutku, ale jest on taki szczególny... Na początku napisałam, że Oddział chorych na raka jest subtelny. Z jednej strony tak, ale z drugiej Sołżenicyn nie owija w bawełnę. I tu objawia się prostota. Nie spodziewajcie się górnolotnych słów, cytatów czy haseł. Autor opowiada o wszystkim z rozbrajającą prostotą i to sprawia, że przekaz jest wyraźniejszy, dociera brutalniej, ale dokładniej.
Bohaterzy są różni. Spotykamy ludzi dobrych i złych, uczciwych i niegodziwych, są ludzie prości i bogaci, naiwni, osamotnieni, zmęczeni, doświadczeni przez życie... I niemal każdy ma jakąś historię, a autor stara się im wszystkimi poświecić choćby chwilkę.
Poświęca także trochę uwagi łagrom, a trochę więcej sytuacji ludzi ogólnie po wojnie.
Opisuje po trosze system leczenia i sytuację pacjentów z punktu widzenia lekarskiego. Byłam przerażona. Dezinformacja, zbyt wielka ilość pacjentów, za mało lekarzy, a same metody leczenia... Fakt gdzieniegdzie w Polsce jest podobnie, ale, mam przynajmniej taką nadzieję, że z leczeniem nowotworów radzimy sobie lepiej.
Kiedy czytałam Oddział chorych na raka czułam się jakbym sama była w tym szpitalu. Mało tego jakbym słuchała opowieści jednego z pacjentów. Może Kostogłotowa? Pacjent ten był początkowo normalny, później stawał się coraz bardziej przygnębiony, potem towarzyszył mu już tylko ten spokojny smutek, znużenie, poczucie bezradności... A ja odczuwałam wszystko razem z nim.
Pozycja ta wzbudziła we mnie wiele emocji.
Mogłabym tak pisać i pisać, powoli przechodząc do konkretnych sytuacji i mimo, że czuję się jakbym o wielu ważnych sprawach nie napisała, uważam, iż tutaj powinnam skończyć. Mogłabym tak pisać całą noc, ale nie sądzę, żebym napisała dlaczego tak naprawdę Oddział tak mnie poruszył, co zdarza się nielicznym książkom.
Jednocześnie dziwię się, że niektórym się nie spodobał i tym, którzy się nudzili podczas czytania. Fakt nie ma tam wartkiej akcji, ale muszę przyznać- ja wciągnęłam się w czytanie niesamowicie a los pacjentów nie był mi obojętny i mimo, że niektórzy nie byli dobrzy... czy zasługują na całkowite potępienie, wyrzuty w takiej sytuacji?
Oczywiście pozycję gorąco polecam, dodaje do ulubionych i już wiem jaka będzie następna kupiona przeze mnie książka, bo jestem pewna- będę do niej wracać jeszcze nie raz, a Archipelag Gułag niezwłocznie dopisuję na listę.
Cytaty:
"- A było to tak. Rozdawał Allah życie i dawał wszystkim zwierzętom po pięćdziesiąt lat, że niby wystarczy. A człowiek przyszedł ostatni i Allah miał dla niego już tylko dwadzieścia pięć. (...) Obraził się człowiek: mało! Allah powiada: wystarczy. A człowiek swoje: mało! No to idź, mówi Allah, i poproś, może ci kto odda ze swoich. Poszedł człowiek, spotkał konia. "Słuchaj - mówi - dostałem za krótkie życie. Odstąp mi trochę lat." - "Proszę, weź sobie dwadzieścia pięć." Poszedł dalej, spotkał psa. "Ty, pies, odstąp mi trochę lat życia!" - "Proszę, weź sobie dwadzieścia pięć." Poszedł dalej. Małpa. Ona też odstąpiła mu dwadzieścia pięć. Wrócił do Allaha. A Allah mówi tak: "Sam zadecydowałeś. Przez pierwsze dwadzieścia pięć lat życia będziesz żyć jak człowiek. Drugie dwadzieścia pięć będziesz harować jak koń. Trzecie dwadzieścia pięć będziesz szczekać jak pies. A przez ostatnie dwadzieścia pięć lat będą się z ciebie śmiać jak z małpy...""
Historyjka opowiadana przez pacjenta pacjentowi. Niby taka prosta dla prostych ludzi, ale przemówiła do mnie jakoś szczególnie i nie dała o sobie zapomnieć od początku lektury.
"Żyje się po to, żeby być szczęśliwym."
Niby taka prosta prawda, a taka trudna do zrealizowana. A ludzie, którzy przeżyli łagry byli szczęśliwi z tego, że żyją. Po prostu.
"To nie dobrobyt czyni nas szczęśliwymi, lecz dobroć i sposób widzenia własnego życia. I jedno, i drugie zawsze zależy od nas samych: człowiek zawsze może być szczęśliwy, jeśli tylko tego zechce, i nikt nie jest w stanie mu przeszkodzić."
"Miłość do zwierząt nie warta jest w dzisiejszym świecie ani grosza,a już przywiązanie do kotów wywołuje śmiech.Ale gdy przestajemy lubić zwierzęta,czy nie powoduje to,że następnie przestajemy lubić także ludzi?"
"Któż to jest optymista? To człowiek, który mówi: wszystko idzie źle, wszędzie jest jeszcze gorzej, ale mnie się udało, mnie jest dobrze. I cieszy się tym, co ma.
A pesymista? Pesymista powiada: wszystko idzie wspaniale, wszędzie jest dobrze, tylko mnie się nie udało, mnie jest źle. I bezustannie zadręcza się swoją ciężką dolą."
"Życie na pozór nie dostarczyło jej żadnych radości, żadnych jaśniejszych chwil- praca i zmartwienia, praca i zmartwienia- a teraz okazywało się, jak cudowne było to życie, jak rozpaczliwie nie chciało się go utracić!"
"Od dwóch tysięcy lat wiadomo, że mieć oczy- nie znaczy widzieć."
Mimo tego ,że smutna ta książka wydaje się też być ciekawa więc chetnie po nią sięgnę :}
OdpowiedzUsuńBardzo chciałabym ją przeczytać. Na pewno będzie ciężka i smutna, ale jak widzę po recenzji - warto. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńTo jedna z książek, która wywarła na mnie największe wrażenie. Czytałam ją dawno temu, a do dziś pamiętam.
OdpowiedzUsuńCzytałam i podzielam Twą opinię w całej rozciągłości. Sama miałam problem z pisaniem o tej książce, takie wrażenie na mnie wywarła.
OdpowiedzUsuńReaguję czasami bardzo emocjonalnie na to co czytam, więc staram się unikać takich książek. Jednak jeśli chodzi o tę pozycję myślę, że warto będzie zaryzykować ;)
OdpowiedzUsuńKlasyka. U mnie wciąż na liście "do przeczytania". Razem z "Archipelagiem..." :)
OdpowiedzUsuńSłyszałam już o tej książce, myślę, że muszę ją dopisać na swoją listę.
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie - virgo1982.blogspot.com
enedtil warto zaryzykować :)
OdpowiedzUsuńKsiążka owszem smutna, ale warta przeczytania, dlatego gorąco polecam!