Muszę przyznać, że się zawiodłam. Oczekiwałam dobrego kryminału, napięcia, może grozy.
Opis:"Skania, sielski zakątek Szwecji, upalne lato 1994, za pasem mistrzostwa świata w piłce nożnej. Na polu rzepaku dokonuje samospalenia młoda cudzoziemka, dzień później od ciosu siekierą w kręgosłup ginie były minister sprawiedliwości. Morderca zabiera ze sobą skalp ofiary. Co łączyło dziewczynę i byłego ministra z kolejnymi ofiarami: ze znanym handlarzem sztuki oraz podrzędnym paserem? Komisarz ystadzkiej policji, Kurt Wallander, musi rozwikłać zagadkę pierwszego od wielu lat seryjnego mordercy. Mimo licznych problemów i presji mediów, nie podda się, choć niemal do końca śledztwo idzie w złym kierunku. Czytelnik bardzo szybko poznaje mordercę, wie kim on jest, może śledzić jego myśli i poczynania. Zagadka polega więc na tym, co się zdarzy i w którym momencie policja wpadnie na jego trop."
Początkowo jeszcze we wrześniu odłożyłam po 50 stronach. Ostatnio do niej wróciłam.
Gdzieś w środku zaczęła mnie wciągać. Mimo, że znałam już rozwiązanie zagadki- miałam nadzieję, że pod koniec stanie się coś zaskakującego albo że motywy będą... no nie wiem może nieprzewidywalne?
Końca książki wręcz nie chciało mi się czytać. Ostatnie 30 stron przeczytałam nieuważnie, wręcz ogólnikowo, ponieważ wiedziałam co będzie dalej i nic nie mogło mnie zaskoczyć.
Książka masakrycznie przewidywalna, rozwiązanie jest podane jak na talerzu już na początku.
Jakkolwiek naciągane i nieprawdopodobne.
Głównym założeniem miało być chyba nieprawdopodobieństwo rozwiązania sprawy. Ale do mnie to nie przemawia.
Ocena: 1/5.
A i nie napisałam nic o Parandowskim. To tak w skrócie: miałam nadzieję na opowieści. A tu nic suche "fakty" (jeśli można tak o mitach powiedzieć). Ale podobno temat bogów jest ostatnio modny, więc poszukam jakiejś ciekawej wersji mitologii.
Teraz się zastanawiam co dalej. Krajów nordyckich mam dość- wypisałam się z wyzwania, a książki we wtorek oddaję do biblioteki. Nie czas na nie, może kiedy indziej.
Dopóki nie pójdę do biblioteki (wtorek) posiłkuję się własnymi książkami. I teraz co wybrać: Moccia, Coben czy King?
Ciągnie mnie (nie wiem czemu) do Bezsenności.
Witam! Adres twojego bloga znalazłam na Librito ;).
OdpowiedzUsuńPostanowiła zajrzeć co u ciebie ciekawego ;P.
Co do książki to gdzieś już ją widziałam, ale nie wiem gdzie i dlaczego jej nie wzięłam i nie przeczytałam?!
Z pewnością w przyszłości to zrobię.
Tymczasem zapraszam do siebie ;)