25 czerwca 2016

Weekend z Jane Austen. Sobota: Duma i uprzedzenie

 tytuł oryginału: Pride and Prejudice
tłumaczenie: Anna Przedpełska-Trzeciakowska
data wydania: 2015
data wydania oryginału: 1813
liczba stron: 368 
opis:
Rzecz dzieje się na angielskiej prowincji na przełomie XVIII i XIX wieku. Niezbyt zamożni państwo Bennetowie mają nie lada kłopot – nadeszła pora, by wydać za mąż ich pięć dorosłych córek. Sęk w tym, że niełatwo jest znaleźć odpowiedniego męża na prowincji. Pojawia się jednak iskierka nadziei, bo oto posiadłość po sąsiedzku postanawia dzierżawić pewien młody człowiek, przystojny i bogaty... 







Mała uwaga: ten tekst napisałam po przeczytaniu książki (a było to pod koniec marca), nie pojawił się od razu na blogu z uwagi na to, że planowałam obejrzeć więcej ekranizacji, a nawet serial. Niestety nie wyszło.

        Pisząc o tej książce muszę wspomnieć, że nie trafiła na najlepszy dla siebie czas. Okazało się, że nie bardzo mam ochotę na romans. Generalnie raczej rzadko miewam ochotę, bo nie przepadam za tym gatunkiem, już prędzej obejrzę komedię romatyczną. Ale to szeroko pojęta klasyka, więc wiedziałam, że kiedyś wreszcie musiał nadejść ten dzień, w którym po nią sięgnę.

        Nie będę pisać szerzej o czym jest Duma i uprzedzenie, nie widzę takiej potrzeby. Zresztą gdybym zdradziła więcej z fabuły to w zasadzie nie byłoby sensu, abyście po nią sięgali. Książka Jane Austen nie zachwyciła mnie ani trochę, momentami śmieszyła, więc jako takiej rozrywki dostarczyła, ale w zasadzie przeczytałam ją, bo przeczytałam, bez większych emocji. To takie czytadło, tylko że nie czytało mi się jej tak lekko jak zazwyczaj w takich przypadkach. Niestety, ale język bywał dla mnie jako współczesnego czytelnika nieco toporny. Czasem też nie wiedziałam czy do końca rozumiem co dana postać ma na myśli, ale też zapewne była to wina tego, że czasem wypowiedzi były zawoalowane.

        Nie podobał mi się sposób prowadzenia dialogów, to że czasem bywały nagle urywane i tylko streszczone. Trochę mnie to momentami denerwowało, bo sprawiało, że lektura była dość monotonna, co jest zapewne ironią, bo przypuszczam, że zabieg ten miał właśnie przyśpieszyć akcję i nie zanudzać czytelnika oczywistościami (mnie i tak nudziły momentami inne rozmowy, także...). Jakoś nie pasowało mi takie streszczanie wypowiedzi, jakbym nie mogła przez to lepiej poznać bohaterów. Choć ten fragment na zdjęciu powyżej jeszcze nie jest najgorszym przykład, bywały takie momenty, które bardziej mnie denerwowały, bo byłam ciekawa jak by coś takiego powiedziała dana postać, albo co dokładnie by powiedziała.
Rodzina Bennetów – ilustracja do "Dumy i uprzedzenia". Źródło: wikipedia
        Także przedstawienie postaci pobocznych było zrealizowane dość niefortunnie. Liczyli się tylko główni bohaterowie, o reszcie autorka nie miała za wiele do powiedzenia, albo zbywała je zdawkowym zdaniem, albo
w ogóle nie poświęcała im miejsca, co najwyżej zajęła się ich ubiorem czy zachowaniem w danej chwili. Tak jak poniżej- większość pobocznych postaci nie odznaczała się w ogóle niczym...
Również irytowało mnie pisanie hrabstwo X, pułkownik X, miasteczko X. Nie rozumiem czemu to miało służyć. Austen inspirowała się prawdziwymi wydarzeniami i nie mogła niektórych nazw zdradzić czy zabrakło jej fantazji?

        Jeszcze taka mała dygresja. Myślę, że niektórzy pomijają to w jakiej epoce Duma i uprzedzenie została napisana i w jakich czasach rozgrywa się akcja. Widać to na przykład przy krytyce pana Darcy'ego. Ludzie lubią wyśmiewać literackie wzorce kobiet, ale nie wezmą pod uwagę pewnych okoliczności. Tutaj zanim się coś napisze naprawdę należy wziąć pod uwagę tło historyczne. 

        Generalnie nie jest to książka, którą będę gorąco polecała, nie spodobał mi się styl Austen, Duma i uprzedzenie nie porwała mnie jakoś szczególnie, choć nie powiem, że całość była mi zupełnie obojętna. Momentami byłam ciekawa co wydarzy się dalej, niestety były też takie fragmenty, które mnie znudziły. Mimo, że ja jako tako nie polecam, to myślę, że warto wziąć ją pod uwagę, właśnie z uwagi na status klasyki, chociażby dlatego, że warto wiedzieć o czym mówią inni.
Drzeworyt z 1815 roku. Źródło: wikipedia


Czas trwania: 2 godz. 7 min.
Premiera świat: 25 lipca 2005
Premiera Polska: 13 stycznia 2006





        Film jest dość wierną ekranizacją książki i jako taki nawet mi się spodobał. Wszystko zostało dobrze oddane na dużym ekranie. Niestety jakoś, albo może przez to, że to taka wierna ekranizacja, nie spodobał mi się, nie porwał mnie. Niewiele mogę o nim napisać, bo to taka lekka historyjka, do obejrzenia tylko raz.
        Jeśli chodzi o aktorów to żadne z głównych bohaterów mi się nie spodobało. Keira Knightley zagrała... dziwnie. Te jej uśmiechy i chichy były tylko powodem do szyderczych parsknięć, zwłaszcza, że śmiała się też
w mało zrozumiałych momentach (a przynajmniej dla mnie). Matthew Macfadyen zagrał tak jakby naprawdę bolał nad tym, że musi w czymś takim wystąpić, aby zdobyć pieniądze...
Wiem, że ostro! Ale takie były moje wrażenia po seansie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz