tłumaczenie: Anna Przedpełska-Trzeciakowska
data wydania: 2015
data wydania oryginału: 1817 (wydanie pośmiertne)
liczba stron: 240
opis:
"Napisana z finezją i humorem parodia popularnych na przełomie XVIII i XIX stulecia powieści gotyckich.
Młoda i przemiła, choć trochę naiwna panna Katarzyna Morland jest zafascynowana powieściami gotyckimi. Gdy poznaje nowych przyjaciół i zostaje przez nich zaproszona do starego opactwa Northanger, ma nadzieję, że uda jej się odkryć jakąś niewyjaśnioną od lat tajemnicę i przeżyć przygodę. Znajduje jednak coś zupełnie innego. Coś, o czym skrycie marzyła…"
Moje drugie spotkanie z Jane Austen było o wiele bardziej udane niż poprzednie. Zaczęłam od światowej klasyki romansu i chyba najbardziej znanej powieści- Dumy i uprzedzenia. Niestety nie spodobała mi się. Natomiast
o Opactwie wcześniej nawet nie słyszałam.
Podejrzewam, że fabuła książek Austen jest bardzo podobna- czyli mamy młodą damę, która zakochuje się
w jakimś mężczyźnie. Nie będę tworzyć własnego opisu, bo trochę to bezcelowe, poza tym nie chciałabym zdradzić żadnych istotnych szczegółów, co nie byłoby takie trudne, ponieważ książka ta liczy niewiele ponad 200 stron.
Warto jednak wspomnieć, że nasza młoda dama, czyli Katarzyna, jest osobą roztrzepaną, naiwną i o czystym sercu i szczerych intencjach. Na dodatek jest to pełnokrwisty mol książkowy, który nie boi się, że zostanie źle osądzona przez to, że czyta tylko powieści.
Myślę, że na pozytywny odbiór Opactwa miało wpływ zasłyszane stwierdzenie, że książki Austen to przede wszystkim humor. Jedno krótkie stwierdzenie, ale dało mi do myślenia. Wymyśliłam w końcu, że nie ma sensu oczekiwać tego czego oczekiwałam przed lekturą Dumy i uprzedzenia- czyli ochów, achów, wielkiej literatury
i czegoś niesamowitego. Powiedziałam więc sobie wrzuć na luz, i zamiast nadziei na niesamowite doznania literackie nastawiłam się na lekką książkę, romans, oderwanie od rzeczywistości.
Uważam, że z takim właśnie nastawieniem powinniście sięgać po książki Austen, o ile jeszcze żadnej nie czytaliście.
I jak to się sprawdziło? Znakomicie! Okazało się, że bardzo wciągnęłam się w fabułę i nawet przeżywałam spore emocje- denerwowałam się na niektórych, cieszyłam z główną bohaterką, czułam ogromne zaciekawienie Northanger i bawiły mnie żarty Henry'ego (no, może tylko czasem).
Pomijam już nawet fakt, iż jest to parodia powieści gotyckich, co jest ważną informacją i powinniście to wiedzieć zanim przystąpicie do lektury.
Tak właśnie można wyglądać podczas lektury "Opactwa" :) |
Forma powieści jest dość nietypowa- autorka nazywa Katarzynę "naszą heroiną", zwraca się bezpośrednio do czytelnika, a kończy powieść w taki sposób, abyśmy odnieśli wrażenie, iż czytamy opis losów jej przyjaciół.
Tym razem na szczęście nie przeszkadzał mi język, widać wtedy miałam jakiś gorszy czas i zdecydowanie nie powinnam była sięgać po tak starą książkę. A do sposobu prowadzenia dialogów jakoś się już przyzwyczaiłam.
Bohaterowie tej książki to dość barwny korowód, nie będę za wiele zdradzać, abyście mieli tę przyjemność sami odkrywać jakimi osobami się okazują. Napiszę tylko, że główna bohaterka, czyli Katarzyna, jest dość naiwną młodą osobą, momentami może denerwować! Ale są momenty, że jest po prostu urocza. Taka kreacja wynika z faktu iż Opactwo jest parodią. A wybranek jej serca okazuje się mniej bezbarwną postacią niż w większości romansów, jest inteligentny, dowcipny i zadziorny. To chyba pierwszy książkowy amant, na którym mogłabym się zdecydować na dłużej "zawiesić oko" :)
Źródło: wikipedia. |
Opactwo Northanger to lekka książka, przy której łatwo się zrelaksujecie. Polecam ją, ale pamiętajcie z jakim nastawieniem :)
reżyseria: Jon Jones
czas trwania: 1 godz. 30 min.
premiera świat: 2007
Również ekranizacja bardziej mi się podobała od Dumy i uprzedzenia. Przede wszystkim wynika to z tego, iż bardziej przypadła mi do gustu historia
z powieści.
Dodatkowo moim zdaniem aktorzy o wiele lepiej się spisali. Felicity Jones (główna bohaterka, Katarzyna) jest śliczna i zagrała całkiem dobrze, jedyne co mi przeszkadzało to to, że ciągle rozdziawiała usta, ta mina była irytująca. Chyba inspirowała się grą Katharine Schlesinger z ekranizacji z roku 1986, to nie był dobry pomysł. John Feild (główny bohater, Henryk) był doprawdy uroczy, Liam Cunningham, jego filmowy ojciec, odegrał swoją rolę ponurego
i przerażającego generała. A William Beck sprawdził się w roli podstępnego i nieco wężowego (nie mogę znaleźć innego określenia! dodatkowo stale kojarzył mi się z serialowym Theonem Greyjoyem) rywala, który czyha tylko na bogatą (potencjalną) małżonkę.
Całość była przyjemna dla oka i ucha- całkiem ładne widoki i nieźle dobrana muzyka.
Fabuła została naprawdę dobrze przedstawiona, zredukowano niewiele wątków, a nawet coś dodano. Film jest bowiem przetykany wstawkami z marzeń i snów Katarzyny. Nie do końca mi się to spodobało, ale przeżyłam ;) Nie było to oryginalne, ponieważ Jon Jones zwyczajnie powielił pomysł Gilesa Fostera, reżysera adaptacji z roku 1986. Na ten film jedynie zerknęłam, w zasadzie go sobie przewinęłam. Nie spodobała mi się gra Schlesinger, pozostali aktorzy też mnie jakoś zniechęcili, do tego wyglądali dość zabawnie. Nie wiem, która ekranizacja jest pod względem strojów i fryzur bliższa prawdy, ale zdecydowanie milsza dla oka jest ta z 2007 roku.
Raczej poleciłabym tym, którzy czytali książkę, ale myślę, że i bez tego możecie czerpać przyjemność
z seansu, trzeba tylko lubić takie historie.
"Opactwo ..." na pewno różni się od "Dumy i uprzedzenia" :)
OdpowiedzUsuńJa za to mam zamiar poznać "Dumę i uprzedzenie", licząc, że spodoba mi się bardziej niż nudne "Opactwo Northanger". ;-) Jednak film chętnie obejrzę.
OdpowiedzUsuńSkoro "Opactwo" było dla Ciebie nudne to "Duma" może Cię rozczarować. Nie polecam w każdym razie :P
Usuń