"Gra o tron" George R. R. Martin
tytuł oryginału: A Game of Thrones
seria/cykl wydawniczy: Pieśń Lodu i Ognia tom 1
wydawnictwo: Wydawnictwo Zysk i S-ka
data wydania: 2003 (data przybliżona)
liczba stron: 778
opis:
"W Zachodnich Krainach o ośmiu tysiącach lat zapisanej historii widmo wojen i katastrofy nieustannie wisi nad ludźmi. Zbliża się zima, lodowate wichry wieją z północy, gdzie schroniły się wyparte przez ludzi pradawne rasy oraz starzy bogowie. Zbuntowani władcy na szczęście pokonali szalonego Smoczego Króla, Aerysa Targaryena, zasiadającego na Żelaznym Tronie Zachodnich Krain, ale tyranowi udało się zbiec, śmierć dosięgła go z ręki gwardzisty. Niestety, obalony władca pozostawił potomstwo, równie nieobliczalne jak on sam... Opuszczony tron objął Robert najznamienitszy z buntowników. Minęły już lata pokoju i oto możnowładcy zaczynają grę o tron."
Dziś będzie o wyłamywaniu się i ambiwalencji.
Czy komukolwiek trzeba przedstawiać książkę czy autora? Chyba nie. Nawet nie próbuję tworzyć jakiegokolwiek opisu- skopiowałam ten z tyłu książki.
Mogę zatem spokojnie przejść do głoszenia herezji...
Otóż nie będzie piania na cześć Gry o tron!
I po tym krótkim wstępie mogę napisać co nieco o książce. Opis w zasadzie niewiele mówi, właściwie tyle co tytuł- że będą rywalizować o tron. I, czy się komuś podoba czy nie, będą to potyczki raczej polityczne, prawdziwe gry, do walk dojdzie, ale pod koniec książki. W zasadzie można by powiedzieć, że przez większość książki niewiele się dzieje, jest to jednak czas na poznanie dogłębnie osobowości bohaterów, a początkowo na ogólne rozeznanie, bo Martin nie bawi się w subtelności, nie czyni żadnych wstępów, od razu lądujemy w środku akcji.
Czy mam wymieniać wszystkie zalety Gry? Chyba nie wystarczyłoby mi dnia. Przede wszystkim wielowątkowość i mnogość głównych bohaterów, z których perspektywy poznajemy wydarzenia zasługują na uznanie.
Choć to zasadniczo nie jest fantastyka to tak się zapowiada tom kolejny, a w połączeniu z takim klimatem jaki uwielbiam w tym gatunku (czyli trochę historii- królowie, potyczki, itp., itd.) mamy powieść ze świetnym klimatem i bardzo dobrze wykreowanym światem.
Poza tym podobała mi się swego rodzaju brutalność, bo Martin nie tylko bezczelnie morduje głównych bohaterów (dzięki Wam ^$$%!^&$% spoileriści wiedziałam jeszcze przed zakupem książki kto umrze, także byłam "znieczulona" -.-), ale i bez pardonu pomiata innymi czy wyśmiewa naiwność dzieci. To czyni jego powieść bardzo naturalistyczną. Choć taka dawka pesymizmu na ponad 700 stronach nieco przytłacza.
Co mi się bardzo podobało to wiele wyrazistych postaci kobiecych, niektórych o mocnych charakterach. Takich kobiet brakuje w fantastyce i cieszę się, że dzięki Grze o tron poznałam kilka.
A teraz pierwszy "zarzut". Oczywiście nie będę narzekać na prozę Martina- bo to kawał świetnej literatury. Jednak... moim subiektywnym zdaniem książka jest za długa i momentami, może nie nudna, ale nużąca. Bo tempo akcji jest w zasadzie takie samo od pierwszych do ostatnich stron, co czyni je irytująco monotonnym.
Mogę zatem spokojnie przejść do głoszenia herezji...
Otóż nie będzie piania na cześć Gry o tron!
I po tym krótkim wstępie mogę napisać co nieco o książce. Opis w zasadzie niewiele mówi, właściwie tyle co tytuł- że będą rywalizować o tron. I, czy się komuś podoba czy nie, będą to potyczki raczej polityczne, prawdziwe gry, do walk dojdzie, ale pod koniec książki. W zasadzie można by powiedzieć, że przez większość książki niewiele się dzieje, jest to jednak czas na poznanie dogłębnie osobowości bohaterów, a początkowo na ogólne rozeznanie, bo Martin nie bawi się w subtelności, nie czyni żadnych wstępów, od razu lądujemy w środku akcji.
Czy mam wymieniać wszystkie zalety Gry? Chyba nie wystarczyłoby mi dnia. Przede wszystkim wielowątkowość i mnogość głównych bohaterów, z których perspektywy poznajemy wydarzenia zasługują na uznanie.
Choć to zasadniczo nie jest fantastyka to tak się zapowiada tom kolejny, a w połączeniu z takim klimatem jaki uwielbiam w tym gatunku (czyli trochę historii- królowie, potyczki, itp., itd.) mamy powieść ze świetnym klimatem i bardzo dobrze wykreowanym światem.
Poza tym podobała mi się swego rodzaju brutalność, bo Martin nie tylko bezczelnie morduje głównych bohaterów (dzięki Wam ^$$%!^&$% spoileriści wiedziałam jeszcze przed zakupem książki kto umrze, także byłam "znieczulona" -.-), ale i bez pardonu pomiata innymi czy wyśmiewa naiwność dzieci. To czyni jego powieść bardzo naturalistyczną. Choć taka dawka pesymizmu na ponad 700 stronach nieco przytłacza.
Co mi się bardzo podobało to wiele wyrazistych postaci kobiecych, niektórych o mocnych charakterach. Takich kobiet brakuje w fantastyce i cieszę się, że dzięki Grze o tron poznałam kilka.
A teraz pierwszy "zarzut". Oczywiście nie będę narzekać na prozę Martina- bo to kawał świetnej literatury. Jednak... moim subiektywnym zdaniem książka jest za długa i momentami, może nie nudna, ale nużąca. Bo tempo akcji jest w zasadzie takie samo od pierwszych do ostatnich stron, co czyni je irytująco monotonnym.
Dwa razy rzucałam książkę w cholerę, bo mnie "zmęczyła", a końca nie było widać. Oczywiście jeśli ktoś się wciągnął, pokochał styl Martina to na pewno jest zachwycony monstrualnymi rozmiarami Pieśni Lodu i Ognia. No ale pan George mógłby pozazdrościć innym kolegom po fachu umiejętności trzymania czytelnika w napięciu, a także utrzymania jego ciekawości przez całą powieść.
I tu mogę przejść do mych ambiwalentnych uczuć. Pod koniec, kiedy po raz drugi wracałam do Gry nie miałam zamiaru ani szczególnej ochoty na kontynuację, to jest Starcie królów, jednak.... Mimo iż jej KOLOSALNE rozmiary mnie PRZERAŻAJĄ... jak mogłabym sobie odpuścić? Bo skoro poznałam Jona, Aryę, Brana, Daenerys, a zwłaszcza zakończenie, jak mogłabym nie poznać ich dalszych losów?
Dołączyłam po prostu, chcąc nie chcąc, do grona ludzi zarażonych wirusem Pieśni Lodu i Ognia...
I tu mogę przejść do mych ambiwalentnych uczuć. Pod koniec, kiedy po raz drugi wracałam do Gry nie miałam zamiaru ani szczególnej ochoty na kontynuację, to jest Starcie królów, jednak.... Mimo iż jej KOLOSALNE rozmiary mnie PRZERAŻAJĄ... jak mogłabym sobie odpuścić? Bo skoro poznałam Jona, Aryę, Brana, Daenerys, a zwłaszcza zakończenie, jak mogłabym nie poznać ich dalszych losów?
Dołączyłam po prostu, chcąc nie chcąc, do grona ludzi zarażonych wirusem Pieśni Lodu i Ognia...
Ocenę muszę dać taką, a nie inną, bo niższa byłaby zwyczajną niesprawiedliwością. A wyższej nie dam, bo niestety mnie aż tak nie zachwyciła.
ocena: 5/6
Zdaję sobie sprawę z tego, że recenzja dość chaotyczna, mam nadzieję, że mi wybaczycie, bo po pierwsze to powieść czytana i recenzowana już przez większość blogerów, a po drugie wypadłam trochę z formy, bo dawno nie pisałam recenzji ;)
ocena: 5/6
Zdaję sobie sprawę z tego, że recenzja dość chaotyczna, mam nadzieję, że mi wybaczycie, bo po pierwsze to powieść czytana i recenzowana już przez większość blogerów, a po drugie wypadłam trochę z formy, bo dawno nie pisałam recenzji ;)
Serial jest po prostu świetny!
Bardzo, bardzo duża zgodność z książką. Co ważne każdy odcinek kończy się czymś zaskakującym czy emocjonującym dlatego po prostu trzeba obejrzeć kolejny :)
Aktorzy ciekawie dobrani, wprawdzie odbiegają od moich wyobrażeń o nich, ale ich filmowe postacie są nawet lepsze. Co mnie najbardziej ucieszyło to to, że nie są to jakieś napompowane botoksem, "nieskazitelnie piękne" gwiazdki, ale ludzie z krwi i kości. Zakochać się w nich od pierwszego wejrzenia raczej nie można, ale ważne, że dobrze grają :)
"Niestety" nie mam się do czego przyczepić ;)
A na dodatek jeszcze powiem, że pierwszy odcinek oglądałam już 3 razy, przed obejrzeniem ostatniego pierwszej serii (niestety kiedyś to musiało nastąpić) powtórzyłam sobie pobieżnie cały sezon, a scenę, w której umarł (SPOILER Ned) przeżywałam znacznie bardziej niż w książce.
Ogólnie serial wywołał jakieś większe emocje, choć kiedy zerkałam, po oglądnięciu kilku odcinków, do książki jakoś lepiej ją odebrałam i przeżyłam ją lepiej niż przy pierwszym czytaniu. Kolejna herezja odnośnie autora Pieśni Lodu i Ognia- Martinowi chyba brakuje "kontaktu" z czytelnikiem, bo filmowcy jakoś lepiej poradzili sobie z przekazywaniem czegoś co jest poważne, ale zabawne (rezultat negocjacji Catelyn), u Martina trudno wyczuć taki moment, albo coś jest poważne, albo zabawne, ciężko wyczuć ironię.
ocena: 6/6
Po zakończeniu oglądania serialu i chwilowym załamaniu się z tego powodu zbieram grosz do grosza na drugą część ;D I nawet jeśli będę musiała przebrnąć przez nią z trudem i bólem to zrobię to by oglądnąć drugi sezon serialu :)
Bardzo, bardzo duża zgodność z książką. Co ważne każdy odcinek kończy się czymś zaskakującym czy emocjonującym dlatego po prostu trzeba obejrzeć kolejny :)
Aktorzy ciekawie dobrani, wprawdzie odbiegają od moich wyobrażeń o nich, ale ich filmowe postacie są nawet lepsze. Co mnie najbardziej ucieszyło to to, że nie są to jakieś napompowane botoksem, "nieskazitelnie piękne" gwiazdki, ale ludzie z krwi i kości. Zakochać się w nich od pierwszego wejrzenia raczej nie można, ale ważne, że dobrze grają :)
"Niestety" nie mam się do czego przyczepić ;)
A na dodatek jeszcze powiem, że pierwszy odcinek oglądałam już 3 razy, przed obejrzeniem ostatniego pierwszej serii (niestety kiedyś to musiało nastąpić) powtórzyłam sobie pobieżnie cały sezon, a scenę, w której umarł (SPOILER Ned) przeżywałam znacznie bardziej niż w książce.
Ogólnie serial wywołał jakieś większe emocje, choć kiedy zerkałam, po oglądnięciu kilku odcinków, do książki jakoś lepiej ją odebrałam i przeżyłam ją lepiej niż przy pierwszym czytaniu. Kolejna herezja odnośnie autora Pieśni Lodu i Ognia- Martinowi chyba brakuje "kontaktu" z czytelnikiem, bo filmowcy jakoś lepiej poradzili sobie z przekazywaniem czegoś co jest poważne, ale zabawne (rezultat negocjacji Catelyn), u Martina trudno wyczuć taki moment, albo coś jest poważne, albo zabawne, ciężko wyczuć ironię.
ocena: 6/6
Po zakończeniu oglądania serialu i chwilowym załamaniu się z tego powodu zbieram grosz do grosza na drugą część ;D I nawet jeśli będę musiała przebrnąć przez nią z trudem i bólem to zrobię to by oglądnąć drugi sezon serialu :)
Książka mi się podobała, jednak tłumaczenie było po prostu beznadziejne! Na szczęście kolejną część tłumaczy ktoś inny... Serial świetny! Jednak nudnawa fabuła w drugim sezonie (w porównaniu z pierwszym) jak i złe doświadczenia książkowe, zniechęciły mnie po sięgnięcie po "Starcie Królów" ;)
OdpowiedzUsuńJa jednak muszę przeczytać kolejny tom, żeby oglądnąć spokojnie drugi sezon :)
UsuńCzyli nie byłam ostatnia co podchodziła do "Gry"
OdpowiedzUsuńmialam podobne odczucia, książka miała długawe przerwy, ale nie sposób nie sięgnąć po kolejny tom :)
Dokładnie :)
Usuńpóki co raczej odpuszczę mimo zachęcającej recenzji
OdpowiedzUsuńmam inne plany na najbliższy czas
być może w przyszłości sięgnę i po tę książkę :)
Pierwszy sezon serialu obejrzałam cały - w sumie dla Khala Drogo. Książki nie czytałam i nie wiem, czy przeczytam - mam pewne obawy, że się pogubię w intrygach i polityce :(
OdpowiedzUsuńBez obaw, nie jest tak źle, choć z początku trudno się połapać.
UsuńChyba nie dla mnie:p
OdpowiedzUsuńNie czytałam książki, ale serial uwielbiam, z niecierpliwością czekam na trzeci sezon :)
OdpowiedzUsuńserialu nie widziałam, książki nie czytałam, ale trzeba będzie nadrobić;)
OdpowiedzUsuńMuszę w końcu się wziąć i za serial i za książkę!
OdpowiedzUsuńI książka, i serial przede mną - ale w planach koniecznych... ;))))
OdpowiedzUsuń