23 listopada 2011

"Spadkobierczyni z Barcelony" Sergio Vila-Sanjuan

tytuł oryginału: Una heredera de Barcelona
tłumaczenie: Aleksandra Wiktorowska
wydawnictwo: MUZA
data wydania: wrzesień 2011
liczba stron: 258
ocena: 5/6

opis:

"Barcelona lat dwudziestych zeszłego stulecia jest miejscem fascynującym, gdzie ścierają się ze sobą anarchiści, ludzie prawicy i lewicy, wojsko i arystokracja, gdzie mimo terroru i strachu odbywają się przyjęcia, bale i spotkania...
Pablo Vilar, młody dziennikarz i adwokat, katolik i monarchista, wierzy w prawo. Mimo że nie pochodzi z bogatej rodziny dzięki swojej pracy jest bywalcem barcelońskich salonów i obraca się w wysokich kręgach, mając za przyjaciół ludzi z towarzystwa i z arystokracji. Jednocześnie za darmo broni w sądzie ludzi z nizin społecznych. Razem z Vilarem przenosimy się z grot zamieszkałych przez bezdomnych i chorych na wystawne przyjęcia, gdzie zbiera się elita, z zebrań anarchistów na sale sądowe. Świetność Barcelony zaczyna powoli blednąć, a w powietrzu czuć nadchodzącą burzę.
"

Spadkobierczyni z Barcelony to dość specyficzna książka. Jak przyznał Vila-Sanjuan zaczyna się jak u Doyle'a. Mianowicie Pablo Vilar, młody adwokat, dostaje zlecenie od Marii Nilo. I już od wtedy zaczynamy lawirować pomiędzy anarchistami a arystokracją. Od pierwszych stron książka niesamowicie wciąga.

Jednak co świadczy o tym, że jest taka specyficzna?
Trudno ją zakwalifikować do jednego gatunku. Sprytnie lawiruje pomiędzy wątkami kryminalnymi a politycznymi zawierając jednocześnie elementy autobiograficzne.
Trudno także wyodrębnić jednoznacznie fabułę. Nie ma nagłych zwrotów akcji. Mimo to nie nudzi.
Najbardziej bałam się, że te wątki polityczne okażą się na tyle nużące, że zniechęcą mnie do lektury. Tak się jednak nie stało, były one na tyle ciekawie przedstawione, że mogę z czystym sumieniem ją polecić.

O czym jest ta książka? Przede wszystkim o młodych ludziach, którzy zmieniają swój świat i swój kraj. O przełomowym momencie w ich życiu. O nowym ustroju, próbującym utorować sobie drogę do serca Hiszpanii. O monarchii i arystokracji, ich ostatnich chwilach w owym państwie. To jedyny taki, specyficzny moment w życiu bohaterów i historii kraju. Moment, w którym coś odchodzi w zapomnienie i rodzi się coś nowego, początek i koniec.

Ale jest to także świetny, tajemniczy, zachwycający i mroczny portret Barcelony. Barcelony, miasta pełnego sprzeczności i jednocześnie tak magnetyzującego.
Barcelona, z jednej strony uwodzicielska i owładnięta namiętnością, a z drugiej- miasto pełne przemocy, zabarwione krwią...
W większości powieści miasto, polityka czy czasy w jakich jest osadzona ich akcja są jedynie tłem. Tutaj wręcz przeciwnie, to one grają główną rolę. Prowadzimy ciche rozmowy na przyjęciu, na którym zbiera się śmietanka towarzyska, by zaraz włóczyć się z anarchistami po szemranych kabaretach.
Mimo to z powodów, których do dzisiaj nie pojmuję Barcelona jednocześnie była miastem zabawy i nigdy nieprzerwanych spektakli. (...) Ten świat, który był po części mój albo przynajmniej do którego przez długi czas chciałem należeć, utrzymywał się prawie niezmiennie w obliczu krwawiących ran i tragicznych wydarzeń. Mężczyźni, nawet ci najbardziej bojaźliwi, przyzwyczaili się do noszenia broni; kobiety, wyłączając moją przyjaciółkę Isabel, uskarżały się na czające się wszędzie niebezpieczeństwo. A życie salonowe toczyło się dalej.
Najbardziej podobało mi się w tej książce to, że wątki dotyczące polityki, tak liczne, były podane nienachalnie i ciekawie, naprawdę wielkim zaskoczeniem było dla mnie to, że książka tak mi się spodobała.
Zakończenie również jest ciekawe, nie będę go jednak zdradzać. Nie jest zaskakujące ani szokujące- ta książka nie dostarczy Wam wielkich emocji, ale ładnie dopełnia całości.
Spadkobierczynię z Barcelony polecam przede wszystkim wielbicielom tego uroczego miasta i Hiszpanii.

Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu Muza.

Jedno mnie tylko zastanawia- że nie ma dwóch autorów. Sergio Vila-Sanjuan z tego co można przeczytać we wstępie jedynie zaokrąglił gdzieniegdzie akcję, podjął przerwane wątki i poprawił niektóre przestarzałe wyrażenia, dlatego dziwi mnie brak nazwiska Pabla Vilara na okładce tak samo jak dziwi mnie to, że w podziękowaniach nie napisał czegoś w stylu "Przede wszystkim dziękuję swojemu dziadkowi, bo gdyby nie on ta historia nie mogłaby istnieć". Oczywiście ze strony wnuka na pewno wymagało to dużo pracy, ale jakby nie było to głównie dziadek jest autorem tej książki.



Oj nieładnie... Wyzwania, o którym niedawno wspominałam, niestety nie będzie. A przynajmniej jak na razie, a może nigdy. Ostatnio zwyczajnie... nie mam czasu :/ Dobrze, że chociaż książek nie zaniedbuję... No nic, jakby ktoś chciał je zrealizować- droga wolna, ja niestety nie dam rady. Jeśli wyzwanie nie powstanie do wakacji- obiecuję, że w wakacje je zrealizuję.

3 komentarze:

  1. marzy mi się podróż do Barcelony i byłam bardzo ciekawa tej książki, na szczęście mam już ją u siebie na półce i czeka na przeczytanie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jaaa.... też chcę takie kolczyki jak ta pani z okładki :D A tak serio to już zaczęłam polowanie na tę książkę ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Magda mnie również :) W takim razie czekam na recenzję :)

    giffin heh ;) ciekawa jestem jakie będzie Twoje zdanie o tej książce :)

    OdpowiedzUsuń