10 października 2011

"Królestwo czarnego łabędzia" Lee Carroll

tytuł oryginału: Black Swan Rising
tłumaczenie: Alina Siewior-Kuś
seria/cykl wydawniczy: Królestwo czarnego łabędzia tom 1
wydawnictwo: Prószyński i S-ka
data wydania: wrzesień 2011 
data wydania oryginału: 2010
liczba stron: 400
ocena: 3,5/6

opis:
"Pierwsza część niezwykłej serii z gatunku urban fantasy.

Garet James nie jest taka jak inni młodzi, przebojowi single z Nowego Jorku. Tyle tylko, że jeszcze o tym nie wie. Zaczyna się od starej srebrnej szkatułki zamkniętej na amen. Garet ma ją po prostu otworzyć na prośbę słabowitego właściciela sklepu z antykami. Któż by nie odmówił pomocy? Jednak zaraz potem, ni stąd, ni zowąd, wszystko się zmienia. Miasto, w którym się wychowała, zaczyna ukazywać długo skrywane oblicze – mroczne i niebezpieczne: równoległy świat chaosu, dymu i krwi. 
Puszka Pandory została otwarta, a to, co z niej wyszło, wcale nie zamierza wracać z powrotem…"

Dzisiejsza recenzja to rozłożenie książki na czynniki pierwsze (a przynajmniej starałam się to zrobić ;P), czyli matematyk pisze recenzję ;)

Pozwolę sobie zacząć od najmniej istotnej, bo wizualnej części książki. Po pierwsze okładka- jak dla mnie ciekawa i tajemnicza, wprawdzie na pierwszy rzut oka niewiele ma wspólnego z treścią, ale oddaje klimat książki. Po drugie ciekawa czcionka tytułu na okładce i rozdziałów, do tego początek każdego rozdziału jest ozdobiony takimi samymi wzorkami jak na okładce. Czyli książka wydana ładnie.
Jednakże jest w niej masa drobnych błędów, literówek głównie, szkoda, że staranność nad stroną wizualną nie dorównała staranności nad poprawnością tekstu.
Na szczęście tłumaczowi nie mam nic do zarzucenia, język książki nie jest kulawy.

Sam pomysł na książkę nie jest zbyt wyszukany. Trzeba przyznać, że konkretnie czegoś takiego jeszcze nie było, ale ostatnio paranormalne romanse czy książki z gatunku urban fantasy są niezwykle popularne.
Na szczęście autorzy* nadganiają ciekawymi pomysłami. I nie jest to oczywiście paranormal romance, romance może i jest, ale jako poboczny wątek.

Język książki nie jest jakiś wyszukany, ale nie jest też prymitywny. Jest lekki, książkę czyta się szybko. Fabuła wciąga, choć może się czuć przesyt mnogością bohaterów i wydarzeń.
Dodatkowo moim zdaniem źle się stało, że autorzy upchali akcję Królestwa czarnego łabędzia w ciągu jakichś 7 dni. Jest wiele książek z gatunku fantasy gdzie akcja jednej książki odbywa się w ciągu miesięcy i wcale nie muszą one mieć więcej niż 400 stron.

Główna bohaterka dzięki Bogu nie jest naiwną nastolatką, która ma swojego wilkołaka/wampira/anioła (niepotrzebne skreślić). Jest trochę naiwna, ale na szczęście jest młodą kobietą.
Charakter ma jaki ma, osobiście wolę bardziej żywiołowe bohaterki, ale wiadomo, że każdy jest inny. Także na tym polu nie mam jej nic do zarzucenia.
Natomiast drażniło mnie, że autorzy uczynili ją taką wszechmocną i wszechwiedzącą. Nauka przychodziła jej w sekundę, a przecież w tylu książkach szkolenie zajmowało bohaterom wiele tygodni, nie godzin.
Jeszcze jedną denerwującą rzeczą było to, że jakoś nie okazywała emocji. Po prostu coś robiła, mało o tym myślała na polu emocjonalnym. Raz powiedziała, że kocha, raz się zezłościła, raz płakała. Nic więcej.
Co do pozostałych postaci, było ich wiele, ale żadna nie została dokładniej nakreślona, a szkoda, bo wiele było ciekawych, a mało o nich wiemy.

Scenerią Królestwa czarnego łabędzia jest obecny Nowy Jork, bardzo mroczny oraz... Letnia Kraina stanowiąca całkowite przeciwieństwo tego miasta.
I znów o Letniej Krainie wiemy niewiele. Książka jest bardzo tajemnicza i to jest z jednej strony plusem.

Co do zakończenia to strony pochwała dla autorów, że ładnie wszystko zamknęli, w odpowiednim momencie. Jednak nie zostawili zbyt wielu wskazówek co do kolejnego tomu. Oczywistym jest, że Garet będzie szukać Willa, jednak mam nadzieję, że nie zrobią z drugiego tomu romansidła.

Zasadniczo trudno mi powiedzieć czy książka mi się podobała. Ma kilka plusów, ma kilka minusów, ogólnie dobrze się czytało, dlatego uważam ją za taką nieco lepszą niż średnią.

*Lee Carroll to pseudonim literacki Carol Goodman – autorki popularnych kryminałów – i jej męża Lee Slonimsky’ego, poety i menedżera funduszu hedgingowego. Małżeństwo mieszka w Great Neck w Nowym Jorku.
Swoją drogą pan Slonimsky chyba ma polskie korzenie, bo kilka polskich akcentów w książce znalazłam ;)

5 komentarzy:

  1. Żałuję, że książka nie jest genialna, mogłabym po prostu zakochać się w jej tytle, chociaż sama nie wiem co mi się w nim tak podoba ;) Ogólnie sam pomysł z otwarciem Puszki pandory całkiem niezły, akcja nie najgorsza, ale trochę się zawiodłam, bo liczyłam na zachwyty, a tak raczej nie mam ochoty po nią sięgać.

    PS. Też właśnie nabrałam ochoty na ponowne obejrzenie Weroniki :) Oglądałam kilka odcinków Skins, ale kompletnie nie przypadło mi do gustu, ale za to przypomniałam sobie jeszcze o One Tree Hill - świetne :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Miałam możliwość wzięcia ,,Królestwa czarnego łabędzia'', ale zrezygnowałam na rzecz innej. Trochę żałuje, bo widzę, że mimo drobnych minusów ogólnie historia zapowiada się ciekawie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeszcze nie czytałam, ale mam zamiar . Czytałam już wiele recenzji, jednak były one albo niepochlebne, albo i tak nie zachwalające. Lecz ciągnie mnie do tej lektury i będe musiała ja przeczytać XD

    OdpowiedzUsuń
  4. Nawet ciekawe czytadło.

    (Po dluższą opinię odsyłam do Dywagacji) :D

    OdpowiedzUsuń
  5. giffin heh też tak czasem mam z okładką czy tytułem ;)

    cyrysia zawsze możesz kupić/wypożyczyć ;)

    Tristezza w takim razie czekam na recenzję ;)

    OdpowiedzUsuń