10 czerwca 2011

"Zaklinacz koni" Nicholasa Evansa i "Zaklinacz koni" Roberta Redforda

tytuł oryginału: The horse whisperer
wydawnictwo: Zysk i S-ka
data wydania: 1996
data wydania oryginału:  1995
liczba stron: 352
ocena: 1.5/6

Opis:
"W spokojny, śnieżny poranek dziewczynka i jej koń dostają się pod koła czterdziestotonowej ciężarówki. Zarówno Grace, jak i Pielgrzym uchodzą z życiem, jednak wypadek ma destrukcyjny wpływ na losy osób z nimi związanych. Matka Grace, Annie, nie zgadza się na uśpienie konia, bo czuje, że wówczas w Grace również coś umrze. Przejeżdża pół Ameryki szukając człowieka, który potrafi oddziaływać na psychikę koni."
 Stanowczo stwierdzam, że nie podobała mi się ta książka, a skoro tak to i nie będę się za bardzo rozpisywać, a notka będzie krótka.
Zaklinacza koni zaczęłam czytać z wielkim zainteresowaniem. Po pierwsze magiczny tytuł, po drugie konie mnie fascynują i mimo, że nie umiem jeździć (ale chciałabym się nauczyć) i właściwie nie mam z nimi styczności (jedynie w dzieciństwie u dziadka) to nie potrafię się im oprzeć, są piękne, tajemnicze i niezwykłe. Toteż zaczęłam czytać z dość dużym zapałem, aczkolwiek wcześniej nie czytałam opinii o tej książce- nie miałam, więc jakichś wygórowanych wymagań.
Książka mnie rozczarowała. Konie to tylko dodatek, a Zaklinacza koni można spokojnie określić mianem romansidła. Bardzo szybko się znudziłam, a ostatnie 150 stron głównie przewracałam.
Jedyne co mnie zdenerwowało to postać Annie- chociaż to można jeszcze jakoś wytłumaczyć, obraniając autora. Nie można natomiast wytłumaczyć relacji między postaciami- np. małżeństwo jest jakieś takie chłodne, córka mówi do rodziców po imieniu (ok, to się zdarza, ale non-stop?), małżonkowie też, później Annie zachowuje się jak nastolatka rodem ze Zmierzchu. Poza tym kreacja bohaterów- są jacyś tacy mdli, bladzi. No i wybielanie na siłę każdego- małżeństwo Annie i Roberta jest wspaniałe, kochają się, to po cholerę ona ogląda się za innym!?
No i jeszcze to zakończenie... Według mnie beznadziejne, nie wiem może kogoś to wzrusza, ja tylko przewróciłam oczami i pomyślałam "Ah Ci Amerykanie i ta ich dramatyczność".
Zdecydowanie Zaklinacz koni mi się nie podobał, był nudny, przewidywalny i mdły. W tej sytuacji raczej nie sięgnę więcej po twórczość Evansa.

Do filmowej wersji jako ekranizacji nic nie mam, dobra robota.
Natomiast jest taka jak książka. Nie będę się powtarzać wszystko już napisałam powyżej. Chociaż film chyba bardziej mdły niż książka, jakiś taki bezpłciowy, mało wyrazisty.
Zapewne wielbicielom książki się spodoba i wcale się nie dziwię, ale jako, że mnie książka się nie spodobała- film także.

19 komentarzy:

  1. Dzięki za tę notkę i ostrzeżenie:). Ostatnio coraz częściej się zastanawiałam czy jej nie kupić, ale jak widzę dam sobie spokój. Nie przepadam za płytkimi romansidłami. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. kasandra_85 ja też raczej nie przepadam za romansidłami ;P

    pisanyinaczej bo mi się nie podobało czy tylko tak kochasz romansidła? :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie czytałam.Ale byc może przeczytam.Lubie mieć własne zdanie,i rzadko sugeruje się opiniami innych:P

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja lubię książkę, chociaż film był lepszy :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mnie książka się podobała - czytałam daaaawno temu. Jeszcze bardziej podobał mi się film - byłam nim zauroczona. No i sentyment pozostanie na wieki. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Przypominam sobie tę książkę,ale widocznie nie wywarła na mnie wielkiego wrażenia,skoro do końca jej nie pamiętam...

    OdpowiedzUsuń
  7. Przeczytam. Negatywne recenzje jedynie wzmagają moją ciekawość;)

    OdpowiedzUsuń
  8. ja oglądałam film, książki za to nie czytałam, ale kor wie, może kiedyś

    OdpowiedzUsuń
  9. A mi się baaaarrrdzo podobała i bardzo mnie wzruszyła :)

    OdpowiedzUsuń
  10. "Zaklinacza koni" mam na półce i trochę szkoda, że to głównie romansidło. Mam nadzieję, że jakoś przez nie przebrnę. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Filmem byłam zaczarowana.
    Genialny klimat i trzeba przyznać, że romansidło, ale z ogromną klasą przedstawione :)

    OdpowiedzUsuń
  12. nigdy mnie do niej ciągnęło, a teraz tym bardziej wiem, że dam sobie spokój :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Miałam tak samo z tą książką, początek bardzo ciekawy, a potem było już coraz gorzej, chyba nawet jej nie skończyłam. I nawet byłam zdziwiona, że czymś takim, tylu ludzi się tak zachwycało.

    OdpowiedzUsuń
  14. Chyba nie dla mnie, ale może kiedyś... :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Czytałam dawno temu, a ponieważ niewiele pamiętam oznacza to, że na kolana nie powaliła. Ale ponieważ mam w domu, to pewnie jeszcze raz przeczytam.
    Bardzo serdecznie zapraszam Cię do blogowej zabawy. Będzie mi miło, jeżeli się zgodzisz i zdradzisz parę swoich sekretów.Z przyjemnością o nich przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  16. Muszę przyznać, że nigdy mnie do tej książki nie ciągnęło.

    OdpowiedzUsuń
  17. Zdecydowanie nie dla mnie. Jakoś książka sama w sobie mnie nie potrafi zainteresować...

    OdpowiedzUsuń