wydawnictwo: Prószyński i S-ka
data wydania: 2008
data wydania oryginału: 2006
liczba stron: 464ocena: 4
Opis:
"Calliope "Calley" Dakin jest ukochaną córeczką tatusia, co wielce irytuje jej matkę Robertę. Prawie jak to, że dziewczynka słyszy rzeczy, których dziecko słyszeć nie powinno i wie rzeczy, których dziecko za nic w świecie nie powinno wiedzieć... Calley ma zaledwie siedem lat, kiedy jej ojciec zostaje brutalnie zamordowany i poćwiartowany przez dwie kobiety, bez wyraźnego motywu. Calley z matką muszą uciekać do Pensacola Beach, gdzie w domu identycznym jak ten, w którym mieszkała prababcia Calley, czeka na nie obca kobieta. Wie, kim jest Calley, i chce mieć nad nią władzę..."
Przeciętny czytelnik jest przyzwyczajony do szablonowych książek. Coś musi się dziać, jakiś morał musi być w książce zawarty, musi być jakieś zakończenie. Prawda? A niekoniecznie.
Powieść Tabithy i Michaela jest inna. Akcja jest jak poobiedni odpoczynek. Niespieszna, czasem leniwa. Książka jest jak popołudnie w letni dzień, kiedy nie musimy nic robić i leżymy sobie na jakimś kocyku/hamaku. Jednakże wciąż mamy nad głową kilka przebiegających po niebie burzowych chmurek i wyczuwamy lekkie napięcie... Taka jakby cisza przed burzą.
Właśnie taki jest nastrój tej książki i chyba jedną z niewielu rzeczy jakie mam do zarzucenia autorom to to, że po tylu stronach nie nastąpił wreszcie wielki, ani choćby mały BUM! Największym zawodem w tej książce było właśnie zakończenie.
Muszę przyznać, że książka ta mimo swej sielankowości zawiera też sporą dawkę tego napięcia, a także duży ładunek groteskowości, strachu, dziwów i tajemnic. Trochę się w niej pogubiłam i tak właściwie chyba do tej pory nie wiem jaka w całej książce była rola Merry Verlow i pani Mank, a także o co chodziło z tym cyrkiem. I w ogóle zakończenie mi się nie podobało, bo niewiele wyjaśniło i niewiele mówiło co się stanie później. Niby miało wszystko wyjaśnić, ale jak dla mnie nic nie wyjaśniło.
W powieści poruszony jest też ważny problem manipulacji i swego rodzaju okrucieństwa wobec dzieci, które są bezbronne, ale mimo wszystko kochają swoich bliskich. Mało tego jest to powieść o dorastaniu, więc można sobie przypomnieć czasy dzieciństwa. Zarówno chwile beztroskiego biegania po łące albo plaży jak w przypadku Calley, w poszukiwaniu skarbów jak i te mniej miłe kiedy życie niebezpiecznie chwiało się w posadach.
Książka z pozoru opowiada też o tym jak jedno wydarzenie potrafi wpłynąć na życie wielu ludzi, ale tak naprawdę dopiero na końcu ukazuje całą prawdę o tym wydarzeniu, jak okrutni mogą być ludzie kiedy chcą coś osiągnąć. I jak takie wydarzenie kształtuje młodą osobę.
W cieniu płonących świec jest całą galerią bohaterów wszelakiej maści od tych niewinnych po okrutnych i zepsutych do cna. Zdziwiło mnie w niej także bogactwo języka, które pomimo świata widzianego oczami dziecka nie przeszkadzało mi. I tu ukłon w stronę tłumacza (Tomasz Wilusz), który musiał sobie poradzić nie tylko z bogatym językiem, ale i mową potoczną (o której wspomnę poniżej).
Niewątpliwym plusem tej książki jest przede wszystkim klimat- akcja toczy się w latach '50 (które jak powszechnie wiadomo uwielbiam) i '60, oraz jej swego rodzaju prawdziwość, autentyczność- "wzorowej" pani domu zdarza się czasem powiedzieć "bedzie", a dzieci nie są geniuszami, ich mowa także pozostawia wiele do życzenia, a za "wszyćko" dostają nie raz po uszach.
No i za te dzieci jest wielki plus, bo wręcz nienawidzę powieści, w których bez wyjątku występują dzieci-geniusze... Tak tak dziecko posiadło wszelką wiedzę świata i wszystkie najlepsze cnoty, a genialnymi sentencjami potrafi sypać z rękawa...I o tak dzieci są bez wyjątku taaaakie niewinne... Bleh rzygać mi się za przeproszeniem chce jak czytam taki badziew.
Także na korzyść książki przemawia klimat, w którym elementy fantastyczne są jak najbardziej na miejscu i nie zawadzają, a tylko upiększają jej treść.
W cieniu płonących świec to dość specyficzna książka, którą tak sobie myślę, że nie każdy odbierze jak powinien i nie doceni. Ja będę o niej dumać jeszcze przez jakiś czas.
Jeśli dostaniecie powieść do ręki to zapewne o tym przeczytacie, ale ja napiszę jeszcze raz gwoli ścisłości- Michael i Tabitha byli przyjaciółmi. Michael zmarł pozostawiając rękopis tej powieści a Tabitha podjęła przerwaną opowieść.
A tutaj cytat, który mi się najbardziej spodobał:
Przebaczenie jest czymś strasznym, Calley. Boli winnych bardziej niż nienawiść.
Trochę prywaty i wyjaśnień
Jeśli chodzi o Murakamiego to utkwiłam w martwym punkcie i nie wiem czy nie odłożę jej na sam koniec bibliotecznego stosika.A jeśli chodzi o imponujący wynik dwóch przeczytanych książek w czerwcu po prawie trzech tygodniach to na swoje usprawiedliwienie napiszę, że ostatnio czas zabierały mi filmy, o których nie napiszę :P i gra Need for Speed: Undercover, o której napiszę tyle, że fajnie się jeździ, ale jakoś nie powala :) A no i oczywiście wyjazd w góry zaraz na początku miesiąca :)
Zaciekawiłaś mnie tą książką i jak dostanę ją w swoje łapki, z pewnoscią przeczytam:). Pozdrawiam!!
OdpowiedzUsuńWydaje się ciekawa, ale chyba raczej jej na razie nie przeczytam. Swoją drogą przy wielu książkach mówimy, że 'na razie', a ich ciągle przybywa. Więc tak naprawdę nie wiem czy w ogóle przeczytam.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa recenzja jednak nie jestem pewna czy ją przeczytam. :)
OdpowiedzUsuńJa też chcę w góry! ;p
Kto wie może przeczytam;)
OdpowiedzUsuńChyba sobie odpuszczę, ostatnio dość mam książek "bez akcji" ;)
OdpowiedzUsuńRaczej nie przeczytam. Mam przy łóżku pokaźny biblioteczny stosik, do którego jak na razie nie mam ochoty niczego nowego dorzucać. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
recenzja ciekawa, ale książka raczej nie dla mnie :)
OdpowiedzUsuńChyba raczej nie dla mnie. :)
OdpowiedzUsuńA mnie zaciekawiłaś właśnie pewnymi niedomówieniami, niespieszną akcją, klimatem. Nie obiecuję, że przeczytam, ale będę miała na uwadze.
OdpowiedzUsuńZaciekawiłaś mnie tą książką, myślę że się za nią rozejrzę :)
OdpowiedzUsuńKsiążka chyba nie dla mnie. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się Twój styl, jest taki bezpośredni, a zarazem artystyczny ;) Co do książki, chyba jednak się nie skuszę, pomimo wszystko - nie moje klimaty, nie moja tematyka. Chociaż... Fragment opisu:
OdpowiedzUsuń"Calley ma zaledwie siedem lat, kiedy jej ojciec zostaje brutalnie zamordowany i poćwiartowany przez dwie kobiety, bez wyraźnego motywu."
Jeżeli ta scena jest dokładnie opisana, to już lecę szukać tą książkę :D
Pozdrawiam!
jeśli kiedyś ją gdzieś złapię to z chęcią przeczytam ale przyznam, że specjalnie nie będę jej poszukiwać.
OdpowiedzUsuńMadeleine wiem znam to, ale dzięki blogowym recenzjom mogę zwracać uwagę na tytuły, którym normalnie nie poświęciłabym nawet chwili ;)
OdpowiedzUsuńNoelle mimo, że niedawno byłam to napiszę: ja też chcę :D
Cinnamon heh dziękuję :) Nie wiem gdzie doszukałaś się artystyczności, ale mimo wszystko dziękuję :D No dokładnie może nie, jest opisana na sposób Calley, czyli... prosto. Bez żadnego stopniowania napięcia czy przesadnej brutalności, no bo w końcu Calley opowiada o swoim ojcu.
A do reszty powiem tylko tyle- mam nadzieję, że jeśli przeczytacie tę książkę to Wam się spodoba i dostrzeżecie w niej to co ja. Mam nadzieję, że przeczytam o niej kiedyś na którymś z blogów, bo jestem ciekawa opinii innych :)
Książka ta zarazem mnie intryguje i trochę przeraża, nie wiem czy to coś do końca dla mnie... Bardziej jestem jednak na tak 8)
OdpowiedzUsuń