20 czerwca 2011

"W cieniu płonących świec" Tabitha King; Michael McDowell

tytuł oryginalny: Candles burning
wydawnictwo: Prószyński i S-ka
data wydania: 2008 
data wydania oryginału: 2006
liczba stron: 464
ocena: 4

Opis:
"Calliope "Calley" Dakin jest ukochaną córeczką tatusia, co wielce irytuje jej matkę Robertę. Prawie jak to, że dziewczynka słyszy rzeczy, których dziecko słyszeć nie powinno i wie rzeczy, których dziecko za nic w świecie nie powinno wiedzieć... Calley ma zaledwie siedem lat, kiedy jej ojciec zostaje brutalnie zamordowany i poćwiartowany przez dwie kobiety, bez wyraźnego motywu. Calley z matką muszą uciekać do Pensacola Beach, gdzie w domu identycznym jak ten, w którym mieszkała prababcia Calley, czeka na nie obca kobieta. Wie, kim jest Calley, i chce mieć nad nią władzę..."

Przeciętny czytelnik jest przyzwyczajony do szablonowych książek. Coś musi się dziać, jakiś morał musi być w książce zawarty, musi być jakieś zakończenie. Prawda? A niekoniecznie.
Powieść Tabithy i Michaela jest inna. Akcja jest jak poobiedni odpoczynek. Niespieszna, czasem leniwa. Książka jest jak popołudnie w letni dzień, kiedy nie musimy nic robić i leżymy sobie na jakimś kocyku/hamaku. Jednakże wciąż mamy nad głową kilka przebiegających po niebie burzowych chmurek i wyczuwamy lekkie napięcie... Taka jakby cisza przed burzą.

Właśnie taki jest nastrój tej książki i chyba jedną z niewielu rzeczy jakie mam do zarzucenia  autorom to to, że po tylu stronach nie nastąpił wreszcie wielki, ani choćby mały BUM! Największym zawodem w tej książce było właśnie zakończenie.

Muszę przyznać, że książka ta mimo swej sielankowości zawiera też sporą dawkę tego napięcia, a także duży ładunek groteskowości, strachu, dziwów i tajemnic. Trochę się w niej pogubiłam i tak właściwie chyba do tej pory nie wiem jaka w całej książce była rola Merry Verlow i pani Mank, a także o co chodziło z tym cyrkiem. I w ogóle zakończenie mi się nie podobało, bo niewiele wyjaśniło i niewiele mówiło co się stanie później. Niby miało wszystko wyjaśnić, ale jak dla mnie nic nie wyjaśniło. 

W powieści poruszony jest też ważny problem manipulacji i swego rodzaju okrucieństwa wobec dzieci, które są bezbronne, ale mimo wszystko kochają swoich bliskich. Mało tego jest to powieść o dorastaniu, więc można sobie przypomnieć czasy dzieciństwa. Zarówno chwile beztroskiego biegania po łące albo plaży jak w przypadku Calley, w poszukiwaniu skarbów jak i te mniej miłe kiedy życie niebezpiecznie chwiało się w posadach.
Książka z pozoru opowiada też o tym jak jedno wydarzenie potrafi wpłynąć na życie wielu ludzi, ale tak naprawdę dopiero na końcu ukazuje całą prawdę o tym wydarzeniu, jak okrutni mogą być ludzie kiedy chcą coś osiągnąć. I jak takie wydarzenie kształtuje młodą osobę.

W cieniu płonących świec jest całą galerią bohaterów wszelakiej maści od tych niewinnych po okrutnych i zepsutych do cna. Zdziwiło mnie w niej także bogactwo języka, które pomimo świata widzianego oczami dziecka nie przeszkadzało mi. I tu ukłon w stronę tłumacza (Tomasz Wilusz), który musiał sobie poradzić nie tylko z bogatym językiem, ale i mową potoczną (o której wspomnę poniżej).

Niewątpliwym plusem tej książki jest przede wszystkim klimat- akcja toczy się w latach '50 (które jak powszechnie wiadomo uwielbiam) i '60, oraz jej swego rodzaju prawdziwość, autentyczność- "wzorowej" pani domu zdarza się czasem powiedzieć "bedzie", a dzieci nie są geniuszami, ich mowa także pozostawia wiele do życzenia, a za "wszyćko" dostają nie raz po uszach.
No i za te dzieci jest wielki plus, bo wręcz nienawidzę powieści, w których bez wyjątku występują dzieci-geniusze... Tak tak dziecko posiadło wszelką wiedzę świata i wszystkie najlepsze cnoty, a genialnymi sentencjami potrafi sypać z rękawa...I o tak dzieci są bez wyjątku taaaakie niewinne... Bleh rzygać mi się za przeproszeniem chce jak czytam taki badziew.
Także na korzyść książki przemawia klimat, w którym elementy fantastyczne są jak najbardziej na miejscu i nie zawadzają, a tylko upiększają jej treść.

W cieniu płonących świec to dość specyficzna książka, którą tak sobie myślę, że nie każdy odbierze jak powinien i nie doceni. Ja będę o niej dumać jeszcze przez jakiś czas.


Jeśli dostaniecie powieść do ręki to zapewne o tym przeczytacie, ale ja napiszę jeszcze raz gwoli ścisłości- Michael i Tabitha byli przyjaciółmi. Michael zmarł pozostawiając rękopis tej powieści a Tabitha podjęła przerwaną opowieść.

A tutaj cytat, który mi się najbardziej spodobał:
Przebaczenie jest czymś strasznym, Calley. Boli winnych bardziej niż nienawiść.

Trochę prywaty i wyjaśnień
Jeśli chodzi o Murakamiego to utkwiłam w martwym punkcie i nie wiem czy nie odłożę jej na sam koniec bibliotecznego stosika.
A jeśli chodzi o imponujący wynik dwóch przeczytanych książek w czerwcu po prawie trzech tygodniach to na swoje usprawiedliwienie napiszę, że ostatnio czas zabierały mi filmy, o których nie napiszę :P i gra Need for Speed: Undercover, o której napiszę tyle, że fajnie się jeździ, ale jakoś nie powala :) A no i oczywiście wyjazd w góry zaraz na początku miesiąca :)

15 komentarzy:

  1. Zaciekawiłaś mnie tą książką i jak dostanę ją w swoje łapki, z pewnoscią przeczytam:). Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wydaje się ciekawa, ale chyba raczej jej na razie nie przeczytam. Swoją drogą przy wielu książkach mówimy, że 'na razie', a ich ciągle przybywa. Więc tak naprawdę nie wiem czy w ogóle przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawa recenzja jednak nie jestem pewna czy ją przeczytam. :)
    Ja też chcę w góry! ;p

    OdpowiedzUsuń
  4. Kto wie może przeczytam;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Chyba sobie odpuszczę, ostatnio dość mam książek "bez akcji" ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Raczej nie przeczytam. Mam przy łóżku pokaźny biblioteczny stosik, do którego jak na razie nie mam ochoty niczego nowego dorzucać. ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. recenzja ciekawa, ale książka raczej nie dla mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Chyba raczej nie dla mnie. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. A mnie zaciekawiłaś właśnie pewnymi niedomówieniami, niespieszną akcją, klimatem. Nie obiecuję, że przeczytam, ale będę miała na uwadze.

    OdpowiedzUsuń
  10. Zaciekawiłaś mnie tą książką, myślę że się za nią rozejrzę :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Książka chyba nie dla mnie. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Podoba mi się Twój styl, jest taki bezpośredni, a zarazem artystyczny ;) Co do książki, chyba jednak się nie skuszę, pomimo wszystko - nie moje klimaty, nie moja tematyka. Chociaż... Fragment opisu:
    "Calley ma zaledwie siedem lat, kiedy jej ojciec zostaje brutalnie zamordowany i poćwiartowany przez dwie kobiety, bez wyraźnego motywu."
    Jeżeli ta scena jest dokładnie opisana, to już lecę szukać tą książkę :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  13. jeśli kiedyś ją gdzieś złapię to z chęcią przeczytam ale przyznam, że specjalnie nie będę jej poszukiwać.

    OdpowiedzUsuń
  14. Madeleine wiem znam to, ale dzięki blogowym recenzjom mogę zwracać uwagę na tytuły, którym normalnie nie poświęciłabym nawet chwili ;)

    Noelle mimo, że niedawno byłam to napiszę: ja też chcę :D

    Cinnamon heh dziękuję :) Nie wiem gdzie doszukałaś się artystyczności, ale mimo wszystko dziękuję :D No dokładnie może nie, jest opisana na sposób Calley, czyli... prosto. Bez żadnego stopniowania napięcia czy przesadnej brutalności, no bo w końcu Calley opowiada o swoim ojcu.

    A do reszty powiem tylko tyle- mam nadzieję, że jeśli przeczytacie tę książkę to Wam się spodoba i dostrzeżecie w niej to co ja. Mam nadzieję, że przeczytam o niej kiedyś na którymś z blogów, bo jestem ciekawa opinii innych :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Książka ta zarazem mnie intryguje i trochę przeraża, nie wiem czy to coś do końca dla mnie... Bardziej jestem jednak na tak 8)

    OdpowiedzUsuń