tytuł oryginału: La contadora de películas
tłumaczenie: Natalia Nagler
tłumaczenie: Natalia Nagler
wydawnictwo: Muza
data wydania: kwiecień 2012
data wydania oryginału: 2009
liczba stron: 104
Opowiadaczka filmów to moje drugie spotkanie z twórczością Hernana Rivera Letelier*, a ponadto jego druga książka wydana przez wydawnictwo Muza. Obie powieści** podobały mi się. Łączy je podobny, specyficzny styl, a dzieli to, że Sztuka wskrzeszania jest pełna humoru, a Opowiadaczka raczej smutna.
Smutek zawarty w książce powinien dziwić, gdyż narratorką i tytułową bohaterką jest Maria Margarita, która na początku książki jest dzieckiem, a przecież dzieciństwo kojarzy się nam głównie z beztroskimi latami i szczęściem. Cóż może i tak jest u nas, w Europie w XXI wieku. Jednak dzieciństwo Marii Margarity, która mieszka na chilijskiej pustyni w pierwszej połowie XX w. nie jest już takie kolorowe. Jednak z początku tylko czytelnik dostrzega, że dziewczynka nie miała lekko. A ona sama? Jak to dziecko jest beztroska i nie dostrzega wielu złych rzeczy jakie się wokół niej dzieją.
Nie będę streszczać ani pisać konkretniej o czym jest Opowiadaczka filmów, gdyż jest na to zbyt krótka. Fabuła to losy Marii Margarity opowiadane przez nią samą z perspektywy lat. Wszystko o czym mówi kręci się wokół filmów. Dowiadujemy się jak została opowiadaczką, czytamy co czuła w chwilach największej sławy i do czego ją to wszystko doprowadziło.
Jednak jej historia to także pretekst do ukazania środowiska ludzi żyjących w małej górniczej osadzie pośród chilijskiej pampy. Letelier świetnie nakreślił tło wydarzeń opowiedzianych przez Marię Margaritę, na które składa się społeczeństwo Oficiny.
Trudno mi napisać jakie problemy porusza, bowiem aby to dostrzec trzeba czytać między wierszami, co mi się w tej powieści bardzo spodobało. Niewątpliwie każdy wychwyci w niej co innego.
Pewnie ktoś uzna, że książka jest zbyt trudna czy przygnębiająca po tym, jak napisałam, że jest raczej smutna. Jednak na tym polega ten specyficzny styl jej autora, że jest ona zarazem smutna i radosna, a Sztuka wskrzeszania była jednocześnie poważna i groteskowa. Nie potrafię tego wyjaśnić, jeśli ktoś czytał jego poprzednią książkę będzie doskonale wiedział o co mi chodzi.
Poza tym Opowiadaczka filmów jest, wbrew pozorom, lekka. Zdania są proste, rozdziały króciutkie, co w połączeniu z zaledwie 100 stronami tekstu sprawia, że jest to książka dosłownie na jeden wieczór.
Opowiadaczka filmów jest krótka, stanowczo zbyt krótka, jednak nie czuję po jej lekturze niedosytu ani nie mam w tym względzie żadnych zastrzeżeń, czuję natomiast głód, który zaspokoić może jedynie kolejna powieść pana Letelier. Nie mam pojęcia czy ani kiedy zostanie wydana w Polsce jego kolejna powieść. Będę jednak czujna i jeśli tak się stanie na pewno ją przeczytam.
Każdemu kto jest zainteresowany czymś specyficznym, pochodzącym prosto z chilijskiej pampy (a na dodatek czyta się błyskawicznie i kosztuje jedyne 15 zł) polecam Opowiadaczkę filmów. Warto!***
ocena: 5/6
Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu Muza.
*nie wiem czy jego nazwisko się odmienia, więc wolę zostawić tak jak jest ;P
**choć nie wiem czy Opowiadaczkę ze względu na objętość można nazwać powieścią (czy to aby nie nowela? nie wiem, ja się nie znam, może ktoś bardziej doświadczony się wypowie)
***oczywiście moim skromnym subiektywnym zdaniem, jednak ja jestem zauroczona stylem Leteliera, więc to mocno subiektywne zdanie :)
Natrafiłam przypadkiem na taką okładkę:
I znacznie bardziej mi się podoba niż ta którą ma książka, szkoda, że nie wykorzystano powyższej. A Wam, która się bardziej podoba?
Chyba Rivery, ale nie jestem pewna :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię tego autora, to było również moje drugie spotkanie z nim i z ręką na sercu poleciłabym Go każdemu :)
A ja dotychczas nie miałem z nim styczności. To już druga recenzja te książki, jaką miałem okazję przeczytać i na pewno kiedyś po nią sięgnę, czuję się zainteresowany :)
OdpowiedzUsuńDomi ma rację, Hernana Rivery Leteliera :) Ciekawi mnie historia małej opowiadaczki filmów, więc mam tę książkę w planach. Za to zdjęcie niewykorzystane jest jakieś przerażające. Te włosy na twarzy kojarzą mi się a japońskimi horrorami :P
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa tej książki, i jakoś wolę ją w obecnej wersji, włos na twarzy nieciekawie wyglądają ;)
OdpowiedzUsuńbardziej podoba mi się okładka na końcu, bardziej tajemnicza
OdpowiedzUsuńa książka raczej nie dla mnie
Książka ciekawa, warta przeczytania
OdpowiedzUsuńmasz rację, ta druga okładka zdecydowanie lepsza. Zaintrygowała mnie twoja recenzja i chętnie sięgnęłabym po tę książkę :)
OdpowiedzUsuń