23 września 2016

Krótko i na temat (11) || Jansson, Fielding

Córka rzeźbiarza Tove Jansson
tytuł oryginału: Bildhuggarens dotter
tłumaczenie: Teresa Chłapowska
data wydania: 2016
data pierwszego wydania: 1999
data wydania oryginału: 1968
liczba stron: 160
opis:
"Tove Jansson nigdy nie napisała klasycznej autobiografii, choć przez całe życie tworzyła autoportrety – w książkach, listach, ilustracjach i obrazach. W 1959 roku, rok po śmierci ukochanego ojca, Victora Janssona, stworzyła kilka krótkich tekstów opowiadających o dziecku i rodzicach artystach. Jesienią 1967 roku pisała w liście do przyjaciółki: „teraz nie piszę już dla dzieci, ale o pewnym dziecku – dla dorosłych. Ciężko jest i ekscytująco bez pomocy Doliny Muminków”.
W "Córce rzeźbiarza" Tove Jansson nie kryła już historii rodzinnych pod płaszczem muminkowej metafory, nie wymyślała imion dla swoich bohaterów. Opowiadała o zabawach, przygodach, o domu, a przede wszystkim o wspaniałej rodzinie i miłości, bez których z pewnością niełatwo byłoby jej stać się jedną z najwybitniejszych artystek XX wieku.
"

        Kiedy wypożyczałam Córkę rzeźbiarza z biblioteki myślałam sobie "kto normalny zaczyna czytać książki jakiegoś autora od autobiografii??". Bo wydawało mi się, że to autobiografia. I tak, nie czytałam muminków! Mam je
w planach, jednak na razie są to tylko plany.
        Co do samej Córki to okazało się, że nie jest to autobiografia. To raczej zbiór wspomnień autorki (jeśli wierzyć opisowi na okładce). Opowiada ona o swoim ojcu, matce, miejscu w którym spędzała wakacje. Córka rzeźbiarza pisana jest z perspektywy dziewczynki, więc są tu elementy "fantastyczne" (nie wiem jak to inaczej napisać...) Ten zbiór jest taki ciepły, taki przyjemny, dzięki jego lekturze czułam jakbym sama wróciła do czasów dzieciństwa, jakbym znalazła się w jakimś mięciutkim, ciepłym i przyjemnym miejscu.
        Ale... Mimo, że jest to przyjemna lektura to dla mnie było to jedynie czytadełko, ot około 150 stron lekkiej rozrywki, której nikomu jakoś szczególnie nie polecę. Jedynie fanom Tove, a reszta może sobie darować, jeśli jej nie znajdzie w bibliotece.



Dziennik Bridget Jones Helen Fielding
tytuł oryginału: Bridget Jones' Diary
tłumaczenie: Zuzanna Naczyńska
data wydania: 1998 
data wydania oryginału: 1996
liczba stron: 240
opis:
"Fenomenalna satyra na stosunki międzyludzkie we współczesnych miastach? Ironiczny i tragiczny opis upadku rodziny nuklearnej? A może bezsensowne bredzenie wstawionej trzydziestoparolatki?"







        Dziennik Bridget Jones zapewne zna większość z was jako film. Oczywiście wiecie pewnie też, że istnieje książka. Kto czytał? Czy warto nadrobić?
        To trudne pytanie. Bo z jednej strony jest to lekka książka, którą przyjemnie i szybko się czyta. Króciutka, idealny przerywnik czy zapychacz- w końcu 52 książki same się nie przeczytają! To oczywiście żart. Może są ludzie, którzy czytają tylko ważne i poważne książki, ale ja lubię czasem pochłonąć czytadełko. A z drugiej strony jeśli ktoś oglądał ekranizację to niewiele nowego znajdzie w książce.
        Więc jak to jest... Powiem po prostu jakie były moje wrażenia. Choć historię znałam i znowuż nie tak bardzo różni się od filmu to całkiem przyjemnie się czytało. Troszeczkę lepiej można poznać Bridget w książce, choć nie odmówię Rene Zellweger tego, że bardzo dobrze zagrała w filmie i pokazała charakter głównej bohaterki. Inna jest postać jej matki. Więcej się dzieje, no i trochę inaczej, bo film więcej upraszcza. Chociaż ciut mniej przekonał mnie wątek Marka w książce, no i Bridget nie biegła za nim w majtkach po zaśnieżonej ulicy... :( ;P
        Summa summarum nie żałuję i chyba przeczytam kolejny tom w oryginale.

4 komentarze:

  1. "Córki rzeźbiarza" nie czytałam, ale gdy wracam do książkowej wersji Bridget mam przed oczyma Rene i resztę obsady ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też i w sumie cieszy mnie to, bo jak pisałam Rene naprawdę dobrze zagrała Bridget :)
      A co sądzisz o kolejnych częściach?

      Usuń
  2. Nigdy nie oglądałam filmu - jakoś mnie nie interesował, urywki widziane w zapowiedziach czasem aż odstręczały. Książkę jednak całkiem miło wspominam - takie zabawne czytadełko, całkiem fajnie ukazuje kobiety.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja Bridget uwielbiam. Co prawda, dwie książki o jej perypetiach czytałam lata temu, ale wspominam je niezwykle miło. Na półce czeka "Bridget Jones. Szalejąc za facetem", za którą wypadałoby w końcu się zabrać.

    OdpowiedzUsuń