20 września 2016

"Pożegnanie z Afryką" Karen Blixen i "Pożegnanie z Afryką" Sydney Pollack

tytuł oryginału: Out of Africa
tłumaczenie: Józef Giebułtowicz
czas trwania: ok. 12 godz.

czyta: Hanna Maria Giza
data wydania oryginału: 1937
opis:
"Powieść autobiograficzna, jedna z najpiękniejszych książek o Afryce, z wyczuciem wydobywająca różnice między kulturą a przyrodą, obalająca obiegowe opinie i mity o prymitywizmie mieszkańców Czarnego Lądu." 








 
        Mam jakiegoś pecha do książek o Afryce. W zasadzie pierwszą książką o Czarnym Lądzie, która wpadła mi
w łapki była Biała masajka Corinne Hofmann. Strzeżcie się! I nie tykajcie nawet kijem. A już od jej drugiej książki uciekajcie z wrzaskiem...
Długo miałam przerwę, aż teraz trafiłam na Pożegnanie z Afryką. Coś co kojarzyło mi się z klasyką, bo kiedy mówi się o książkach o Afryce, każdy ją wspomina, więc jak mogłam się nie skusić?

        Nie spodobał mi się przede wszystkim sposób prowadzenia narracji, a poza tym niektóre przemyślenia Blixen. Momentami jedyne co przychodziło mi do głowy to co ty pierdolisz!? Poważnie... Czasem jak dla mnie brzmiała poetycko, a czasem było to takie nudne i mdłe, że myślałam tylko no skończ już, skończ. Jak jej wyszło.
 Poza tym miałam wrażenie, że pokazywała niekiedy swoją hipokryzję, krytykowała coś, ale sama zachowywała się podobnie. Cóż, nie da się ukryć, że jeśli nie polubiło się autora jako osoby, a on pokazuje w swoich książkach siebie to miłości z tego nie będzie.
        Co do narracji to już mniej personalny zarzut i to jest głównie powód, dla którego nie będę polecała Pożegnania. Otóż, pani Blixen zaczynała rozdział, zaczynała opowieść o czymś... po czym urywała i opowiadała o czymś innym tak długo, że zdążyłam zapomnieć o czym była mowa na początku i na czym skończyła, tak że kiedy wracała do przerwanego wątku byłam zdezorientowana. To jest spory minus, nie każdy potrafi tak czytać, nie każdemu się to spodoba, ja dodatkowo słuchałam tej powieści w formie audiobooka, więc miałam dodatkowe trudności.

        Co do samej treści. Autorka opowiada o Somalijczykach, Masajach, Kikujusach. Opowiada o zwierzętach- wątek, który chyba ma wzbudzić litość i przysporzyć fanów wśród wrażliwszej części czytelników. Mówi też
o krajobrazie, o swoim życiu na farmie. Poświęca więcej stron na opisanie upadku farmy niż jej początku, ale to
w końcu pożegnanie.
Generalnie to taka zbieranina opowieści o różnych osobach. Nie można odmówić pani Blixen, że poczyniła wiele obserwacji na temat ludzi żyjących w Afryce. Trochę nam przybliża ich mentalność, różnice pomiędzy Europejczykami a Afrykanami, ocenia co na jakim kontynencie jest lepsze.

        Nie żałuję jakoś szczególnie poświęconego jej czasu, ale nie zachwyciła mnie. Zwłaszcza, że trafiłam na bardzo słaby audiobook. Plusem było to, że lektorką była chyba starsza osoba, więc czułam się jakbym słuchała opowieści starej pani Blixen wspominającej swoją młodość. Poza tym jednak ta kobieta czytała dość monotonnie, było słychać głooośne wdechy na początku kolejnych rozdziałów- to mnie bardzo irytowało z jakiegoś powodu,
a nawet jedno czy dwa potknięcia... Mogli poświęcić trochę czasu i pieniędzy na jakąś korektę, przyjemniej by się słuchało.


Czas trwania: 2 godz. 30 min.
Premiera świat: grudzień 1985
Premiera Polska: grudzień 1990

 
        Musiałam oczywiście obejrzeć także film. Szczerze mówiąc oczekiwałam, że będzie lepszy od książki. Jednak totalnie nie mogłam się na nim skupić... Nie wiem czy to wina moja, czy filmu, ale ledwie go dokończyłam, mimo że jest zupełnie różny od historii przedstawionej w Pożegnaniu z Afryką Blixen, więc powinien mnie zaciekawić.

        W sumie to w tym filmie za mało akcji, jest trochę scen bez znaczenia oraz brak mu płynności. Na dodatek to stary film i to niestety widać. Główny wątek go zdominował i nie pozwolił jak widać na skupienie się na przedstawieniu na przykład kultury Kikujusów. A tym wątkiem jest romans... Tak, ten film to romans i oglądając go nie dowiecie się nic o obserwacjach Blixen na temat Afryki i jej mieszkańców.

        Na plus za to są ładne krajobrazy oraz to że możemy się czegoś więcej dowiedzieć o Karen Blixen bez czytania innych jej powieści. O jej mężu, o relacji z Denisem, która w książce była nieco inaczej przedstawiona.
Co do gry aktorskiej czy muzyki to nie mam nic do zarzucenia, ale też nie jest to nic specjalnego. Nie usłyszałam niczego przykuwającego uwagę ani szczególnie przyjemnego dla ucha, aktorzy mnie nie urzekli, a Meryl Streep wręcz troszkę irytowała, jednak nie można jej odmówić, że dobrze przedstawiła przemianę Karen.

         W sumie to filmu nie polecam, może on zainteresować jedynie osoby, które lubią oglądać romanse, jednak jako taki też wypada blado.
Moje wrażenia z filmu muszą być w sumie zabawne, bowiem film dostał 7 Oscarów [za najlepszy film (1986), najlepszego reżysera, scenariusz, zdjęcia, scenografię muzykę i dźwięk], 4 Złote Globy [najlepszy aktor, najlepszy aktor drugoplanowy, muzyka], a także kilka innych nagród i nominacji. Doceniam scenografię, ale reszta moim zdaniem jest nieszczególna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz