28 października 2016

"Kwiaty na poddaszu" Virginia C. Adnrews i 2x..."Kwiaty na poddaszu" (Deborah Chow oraz Jeffrey Bloom)

tytuł oryginału: Flowers in the Attic
tłumaczenie: Bożena Wiercińska
czas trwania: 12 godz. 22 min.
czyta: Kamila Baar
data wydania oryginału: 1979
opis:
"Wciągająca opowieść o rodzinnych tajemnicach i zakazanej miłości.

Szczęśliwą z pozoru rodzinę Dollangangerów spotyka tragedia - w wypadku samochodowym ginie ojciec. Matka z czwórką dzieci zostaje bez środków do życia i wraca do swego rodzinnego domu. Niezwykle bogaci rodzice mieszkający w ogromnej posiadłości, wyrzekli się córki z powodu jej małżeństwa z bliskim krewnym, a narodzone z tego związku dzieci uważają za przeklęte. W tajemnicy przed dziadkiem rodzeństwo zostaje umieszczone na poddaszu, którego nigdy nie opuszcza. Dzieci żyją w ciągłym strachu, a odkrycie, jakiego dokonuje najstarszy brat, stawia rodzeństwo w obliczu nieuniknionej katastrofy.
"






        Virginia C. Andrews od pierwszych stron przykuła moją uwagę. Mocno wciągnęłam się w opowieść Cathy Dollanganger, która najpierw wspomina swoje szczęśliwe dzieciństwo z kochającą matką, cudownym ojcem i trójką rodzeństwa. Sielanka kończy się, kiedy ojciec umiera, a rodzeństwo wraz z matką musi przeprowadzić się do dziadków. Sprawa jest jednak... trochę skomplikowana. Otóż, dziadek, właściciel ogromnej fortuny, niegdyś wydziedziczył jej matkę, a ona wracając ma nadzieję zjednać sobie na nowo jego serce i odzyskać dziedzictwo. Aby to osiągnąć musi wrócić sama, więc razem ze swoją matką zamyka dzieci w pokoju w nieużywanym skrzydle rezydencji swoich rodziców.
Mniej więcej do tego momentu byłam zachwycona i pochłonięta. Później Andrews miała tylko moją uwagę, jednak nadal bardzo skupioną.

        W zasadzie książkę Virginii czyta się jedynie dla samej opowieści. Ani nie jest napisana pięknym językiem, ani nie zawiera jakiegoś oryginalnego przesłania. Historia jest wstrząsająca i jedynie na tym bazuje autorka, to zajmuje czytelnika. Szczerze mówiąc naprawdę mną wstrząsnęła, wiem, że książka nie jest oparta na faktach, ale... Spójrzmy prawdzie w oczy, na świecie żyje tylu pojebów, że to mogło się zdarzyć. I zupełnie bez powodu właśnie tak na to patrzyłam- jakby to się naprawdę zdarzyło.

        Jednak kilka linijek wyżej wspomniałam, że tylko z początku byłam zachwycona. W pewnym momencie zaczęłam dostrzegać zbyt dużą jak dla mnie dawkę melodramatu. Było tam kilka wydarzeń, które były trochę przesadzone. Autorka je usprawiedliwiła, ale i tak były jak nieznośna drzazga wbita w ciało- przeszkadzały.
Dodatkowo nie wiem czy autorka nie popełniła co najmniej dwóch błędów, nie jestem ich jednak pewna, więc nie wymienię, sygnalizuję tylko istniejące niejasności.

        Kwiatów na poddaszu słuchałam, czytała je Kamila Baar. Myślę, że odwaliła kawał dobrej roboty. Czytała płynnie, dbała o odpowiednią intonację. Wprawdzie czasem jej interpretacja nie do końca odpowiadała moim odczuciom, ale to rzecz drugorzędna. Na dodatek próbowała też nadać każdej postaci indywidualny głos, co jej całkiem nieźle wyszło. Sprawiła, że słuchanie tej powieści nie było monotonne, nie zdarzało mi się też raczej odpłynąć myślami. 6+!

        Pomimo, że nie jestem zachwycona lekturą książki Virginii C. Andrews poleciłabym ją jeśli spodobał ci się opis. Ma pewne mankamenty, ale są one do przełknięcia, zwłaszcza jeśli książkę się pochłania- mi zajęła jedynie dwa dni, jak na mnie to bardzo mało. Byłam ciekawa kontynuacji, więc sięgnęłam po nią od razu, już za niedługo podzielę wrażeniami z lektury.



czas trwania: 1 godz. 30 min.
premiera świat: styczeń 2014





        Nie mogę się powstrzymać, aby na samym początku nie wytknąć filmowcom ich ogromnego przewinienia względem książki- niezgodności.
I, kochani, to nie jest kilka przeinaczonych scen, ot drobiazgi. To jest wypaczenie postaci i zdarzeń tak, że ci z książki i ci z filmu diametralnie się różnią. Choć na pozór przecież dostajemy to co w książce- rodzeństwo zamknięte na poddaszu, które po kilku tragicznych wydarzeniach w końcu ucieka. Jednak to co dzieje się pomiędzy nimi, to jak są przedstawieni poprzez ich czyny, sprawia, że otrzymujemy historię całkiem innych ludzi. No właśnie- to historia innych ludzi i to mnie denerwowało.
Dodatkowo to jak wypaczona została postać babci zasługuje na jakąś karę... No i jej relacja z Corinne. Wszystko wyszło zarazem dziwne i śmieszne, przynajmniej z perspektywy kogoś kto czytał książkę.

        Film mną niestety nie wstrząsnął, oczywiście trudno o wstrząs jeśli zna się całą historię, po prostu jakoś żadna ze scen nawet nie zapadła mi w pamięci. Jednak zabrakło mi czegoś, być może dobrej gry aktorskiej, która jakoś uwydatniłaby co przeżywały dzieci. Nie widziałam między dziećmi żadnej relacji, a przecież w książce tyle tego było: Chris i Cathy jako rodzice dla Corriego i Carry, powstające między nimi napięcie, ich wzajemna miłość.
        Na dodatek rozczarowała mnie rezydencja Foxworth Hall. Była zdecydowanie za mała! Oczywiście większa od zwykłego domu, ale jedynie odrobinę. To sprawiło, że historia wydała się mniej wiarygodna, bo jak dzieci mogłyby bawić się na poddaszu, tańczyć, skakać, słuchać muzyki i być niezauważone, jeśli dom byłby tak mały?
Jeszcze wspomnę o zabawnej kwestii- w filmie naprawiają błąd Andrews, który pojawia się w drugiej części :) Powiem tylko, że chodzi o historię z kluczem.
        Jeśli zastanawiacie się czy warto obejrzeć ten film to raczej odradzam. Najlepiej albo przeczytać książkę, albo darować sobie tę historię.

czas trwania: 1 godz. 33 min.
premiera świat: listopad 1987







       Z jakiegoś powodu pomyślałam, że może pierwsza ekranizacja Kwiatów na poddaszu będzie lepsza. Jak ja się myliłam!
W filmie z 2014 roku były niezgodności, ale tu to już naprawdę zupełnie inna historia. Nawet zakończenie. W sumie nie dziwię się, że zrobili nowy film. Ten stary to zamknięta historia, nie ma części drugiej i nie będzie.
       Generalnie historia może by mi się spodobała, ale widać, że to stary film. Dziwna muzyka, naprawdę dziwna i jakby "odstająca", nie pasowała do filmu, nie stapiała się
z obrazem. Gra aktorska też taka sobie, zwłaszcza głównej bohaterki. Sceny kiedy krzyczała były komiczne.
Jeden plus! Rezydencja Foxworth Hall zdecydowanie taka jak ją sobie wyobrażałam. Nie dom, a rezydencja.
       Względem książki historia została mocno okrojona, wiele wydarzeń pominięto. Na dodatek należy pamiętać, że w 1,5 godziny zmieścili nie tylko książkę, ale dodatkowe i zakończenie całej historii.
       Starszej wersji zdecydowanie nie polecam.

2 komentarze:

  1. Książkę czytałam i na pewno sięgnę po kolejne tomy, bo czekają już na półce. Nie widziałam żadnej filmowej wersji, ale na pewno obejrzę przynajmniej tę najnowszą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam jednak przeczytać moją opinię o "Płatkach na wietrze" :)

      Usuń