tytuł oryginału: Memoirs of a Geisha
tłumaczenie: Witold Nowakowski
wydawnictwo: Albatros
data wydania: 2008
data wydania oryginału: 1997
liczba stron: 464
Po przeczytaniu tej książki, po zachwycaniu się Japońską kulturą, smakowaniu całej historii, zaczęłam zastanawiać się nad gejszami samymi w sobie. Prostytutkami, jak często są określane, ich nie nazwę, zbyt by to było płytkie i nie o to mi chodzi. Jednak artystkami z czystym sumieniem niestety też nie są. Jak ładnie powiedziano w filmie gejsza jest to "żywe dzieło sztuki", które można podziwiać, przede wszystkim jej talenty. Jednak nie opuszcza mnie myśl, która przyszła po zamknięciu książki: a co z żonami mężczyzn odwiedzających Gion? Chociaż to w zasadzie osobny temat.
Jeszcze z innej strony gejsze, aby stać się tym kim były musiały wiele wycierpieć i wiele poświęcić, a jeśli chodzi o sprawy damsko-męskie wydawały się dość nieporadne.
Ciężko jednoznacznie ocenić zawód gejszy. Choć moim zdaniem oceniać już nie ma czego ani po co, można za to o nich poczytać.
Fabuły Wyznań przedstawiać nie będę.Krótko mówiąc można rzec, że to niewiele ponad zwykły romans, z jedną różnicą- dzięki tej książce możemy liznąć nieco kultury Japonii i to wyróżnia ten romans na tle innych i sprawia, że historia jest warta poznania.
Arthur Golden otworzył swą książką drzwi do barwnego świata gejsz,
wciągnął mnie przy tym niesamowicie, oderwanie się od lektury było trudne. Na dodatek pokazuje on świat gejsz taki jakim jest,
nie tylko rozrywkową część. Autentyczności całej historii dodaje fakt,
że Sayuri nie wszystko pojmuje i opowiada po swojemu.
Chwilami miałam wrażenie, że takim kwiecistym językiem mogła posługiwać się tylko Japonka... Po czym uświadamiałam sobie, że autorem jest mężczyzna. Po prawdzie książka powstała na podstawie wywiadów z Mineko Iwasaki, więc być może nieco tego kwiecistego języka zaczerpnął dzięki kontaktowi z nią. W każdym razie autorowi nad wyraz lekko przychodziło posługiwanie się takim językiem.
Wyznania gejszy szczerze polecam, głównie kobietom. Jest to wprawdzie głównie romans, ale skłania do przemyśleń, trzeba mieć tylko lekki dystans do gejsz i ich zawodu, aby dać się porwać historii Sayuri.
Film jest dobrą ekranizacją, aczkolwiek kilka faktów zostało zmienionych. Domyślam się dlaczego zmieniona została historia przyjaźni Prezesa i Nobu, ale tego nie akceptuję i lekko mnie to zirytowało.
Kolejnym rozczarowaniem były kimona. Ja wiem, że pewnie niemożliwe było zdobycie tych prawdziwych, które wręcz są dziełem sztuki. Jednak po barwnie opisywanych książkowych kimonach, te filmowe wydały mi się oszukańcze i tanie. Musicie bowiem wiedzieć, że w książce kimona były jak obraz, w mojej wyobraźni były znacznie piękniejsze niż te które zobaczyłam na ekranie.
Generalnie książka jakoś mocno oddziaływała na moją wyobraźnię, szkoda, że film nie sprostał moim oczekiwaniom.
Mimo wszystko jest to ciekawy film. Oglądałam go już przed przeczytaniem książki i bardzo mi się podobał. W porównaniu do książki jest nieco płytki, ale poleciłabym każdemu.
Aktorka grająca Sayuri przykuwała oczywiście wzrok dzięki swoim niebieskim (soczewkom) oczom ;)
Ale mnie szczególnie spodobała się gra Li Gong, która wcieliła się w postać Hatsumomo. Choć zabrakło mi jednak trochę furii i złości jaką przejawiał jej książkowy pierwowzór, za to świetnie wypadła zwłaszcza w scenach z Koichim.
Natomiast tych, którzy odróżniają Azjatki może denerwować fakt, że Japonki zagrały Chinki, mnie to jakoś nie raziło, bo niezbyt odróżniam kobiety tej narodowości. Za to czymś co kłuje w USZY to to, że aktorzy mówili po angielsku... Z bardzo śmiesznym akcentem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz