29 lutego 2016

"Okrutny szlak" Gay Salisbury, Laney Salisbury

tłumaczenie: Tadeusz Słabczyński
tytuł oryginału: The cruelest miles
data wydania: 2005
data wydania oryginału: 2003
liczba stron: 336 (moja wersja nieco ponad 100 stron...)










        Kiedy zaczęłam czytać Okrutny szlak nie miałam pojęcia o czym jest książka, nie czytałam nawet opisu. Wystarczyło mi, że widzę psi zaprzęg na okładce. Okazało się, że autorki są kuzynkami i zainspirowane prawdziwymi wydarzeniami wyruszyły na Alaskę, by zebrać materiał do książki. Rozmawiały z wciąż żyjącymi uczestnikami wyścigu.

        Okrutny szlak to opowieść o heroicznym wyścigu ludzi i psów. Walczą oni z niesprzyjającymi warunkami pogodowymi, z siłami natury, stawką jest ludzkie życie.
Jest rok 1925, na skutek zbiegów okoliczności w Nome, niewielkim miasteczku na Alasce wybucha epidemia błonicy, a miejscowemu lekarzowi zabrakło surowicy, która mogłaby położyć kres chorobie. Miasteczko na czas zimy jest odcięte od świata, jedyny sposób, by dostarczyć lek to wysłać psie zaprzęgi. Rozpoczyna się wyścig ze śmiercią, cenna jest każda godzina.

        Dopiero po kilkunastu stronach zorientowałam się, że to bardziej powieść dokumentalna, ale autorki pisały tak, że wydawało się, iż będzie to po prostu beletrystyka. To oczywiście plus, bo książkę czyta się szybko, autorki mają lekkie pióro. Potrafiły tak ciekawie opisać ten wyścig, że ani na chwilę mnie nie znudziły.
Okrutny szlak jest cenną powieścią przede wszystkim dlatego że dziś już pewnie mało kto pamięta o tych wydarzeniach. Warto więc zwrócić uwagę na książkę Gay i Laney. Panie pisały nie tylko o samym wyścigu, ale także o życiu na Alasce, różnych historiach związanych z poganiaczami oraz o dalszych losach niektórych uczestników wyścigu. Dowiedziałam się całkiem sporo o psach wykorzystywanych do zaprzęgów i o ich historii (także współczesnej).
A czytałam tylko wersję skróconą! Pocieszam się tym, że może czcionka tej wersji była mniejsza i niewiele pominięto.

        W Okrutnym szlaku dużo czytamy o psach właśnie- bohaterach, którzy oddali życie w tym wyścigu, aby uratować ludzkie życie. Do końca wiernie służyli swoim panom, mimo bólu, mimo wycieńczenia, mimo siarczystego mrozu. Można również przeczytać zapiski z dzienników czy dosłownie cytowanych ludzi, jednocześnie jest to bardzo zgrabnie napisane ani trochę nużące. Myślę także, że autorki odwaliły kawał dobrej roboty kiedy zbierały materiały.



        I wciągnęła mnie! Ja postaram się zdobyć w przyszłości pełną wersję Okrutnego szlaku, aby przeczytać ją jeszcze raz. A Wam oczywiście gorąco polecam powieść Laney i Gay!

28 lutego 2016

Projekt: Oscary 2015

Gdzieś kiedyś słyszałam, że ktoś zrobił sobie taką akcję i razem z moim mężczyzną postanowiliśmy wcielić taki projekt w życie.

O co chodzi? Przez rok oglądaliśmy razem filmy, które dostały Oscara.
Co nam to dało? Poznaliśmy kilka ciekawych filmów, podyskutowaliśmy na ich temat, a przede wszystkim nie mieliśmy problemu, kiedy któreś z nas rzuciło: może obejrzymy jakiś film? ;)

Nie liczcie na żadne analizy. Nie znam się na montażu i tego typu rzeczach, jestem zwykłym widzem i piszę tutaj czysto subiektywnie.

Filmy, które udało mi się obejrzeć:
Birdman  Najlepszy film  Najlepszy reżyser  Najlepszy scenariusz oryginalny  Najlepsze zdjęcia
Teoria wszystkiego  Najlepszy aktor pierwszoplanowy
Motyl Still Alice  Najlepsza aktorka pierwszoplanowa
Whiplash  Najlepszy aktor drugoplanowy  Najlepszy dźwięk  Najlepszy montaż
Boyhood Najlepsza aktorka drugoplanowa
Gra tajemnic  Najlepszy scenariusz adaptowany
Grand Budapest Hotel  Najlepsza charakteryzacja i fryzury  Najlepsza muzyka oryginalna
 Najlepsza scenografia Najlepsze kostiumy
Interstellar  Najlepsze efekty specjalne
Uczta  Najlepszy krótkometrażowy film animowany
Snajper  Najlepszy montaż dźwięku

Dzika droga (tylko nominacje, za najlepszą aktorkę pierwszoplanową i drugoplanową)
Dzikie historie (tylko nominacja, za najlepszy film nieanglojęzyczny)
(kliknięcie na film odsyła na stronę filmu na filmwebie)

Nie obejrzałam natomiast 6 filmów: Ida, Selma, Rozmowa, Wielka Szóstka, Crisis Hotline, Citizenfour. Pierwszych trzech po prostu nigdzie nie znalazłam (ale na Idę i Selmę mam ochotę i kiedyś na pewno je zobaczę), a na kolejne nie miałam jakoś ochoty, prawdopodobnie tych też bym nie znalazła.

Filmy, które mi się podobały:


Ponieważ inicjatywa ta powstała dość spontanicznie i nie zamierzałam o niej pisać na blogu wrażenia o filmach już się zatarły, bo oglądałam je dość dawno temu. Dlatego też nie rozpiszę się na ich temat.

Whiplash- choć mnie jakoś szczególnie nie poruszył i nie dał do myślenia to dość dobry film, do obejrzenia dla relaksu. Może także podziałać motywująco.
Dzika droga- film, który nie dostał statuetki, ale jest warty obejrzenia. To w zasadzie dramat, jeśli lubicie takie filmy to polecam. Główna bohaterka wędruje po górach, aby poukładać sobie w głowie pewne sprawy. Co jest ciekawym rozwiązaniem i utrzymuje zainteresowanie widza: historię Rachel poznajemy powoli, w miarę jak przypomina sobie pewne wydarzenia.
Motyl Still Alice- bardzo ciekawa historia inteligentnej kobiety, która powoli zapada na Alzheimera. Oczywiście to również jest dramat.


Filmy, które mi się nie podobały:


Birdman- może i pomysł był ciekawy, ale forma mi się nie podobała. Nie krytykuję tego filmu, ale i nie poleciłabym go.
Grand Budapest Hotel- to zdecydowanie nie moje klimaty, w 2015 roku najwięcej nagród zgarnęły dwa nieco groteskowe filmy (), oba mi się nie podobały.
Interstellar- ten film nie podobał mi się chyba przede wszystkim dlatego, że mnie okropnie znudził. Piszę chyba, bo szczerze mówiąc nie pamiętam- szybko wymazałam go z pamięci, jako coś słabego.



Może i ten "projekt" jeszcze raczkuje, ale mam nadzieję, że tym lakonicznym postem zachęciłam kogokolwiek do zrobienia czegoś podobnego :)
Chociaż z drugiej strony tych filmów jednak trochę jest i zapewne za rok też będą krótkie wrażenia z seansu, ale tym razem postaram się napisać o każdym.
Tymczasem jutro poznam zwycięzców tegorocznej gali i rozpocznę "Projekt: Oscary 2016" :)
Oglądacie galę? Ja nie, za to chętnie przeczytam jutro relację na zombiesamurai, Paweł bywa zabawny :P

26 lutego 2016

Krótko i na temat (10) || Harrison, Berne, Thewlis

Focza dama Kathryn Harrison

tytuł oryginału: The Seal Wife
tłumaczenie: Mariusz Ferek
data wydania: 2003
data wydania oryginału: 2002
liczba stron: 213
opis:
"Focza dama to olśniewająca, hipnotyzująca, oszczędna i po mistrzowsku napisana nowa powieść Kathryn Harrison. Osadzona w realiach Alaski z roku 1915, opowiada historię nieposkromionej miłości młodego naukowca do kobiety znanej jako Aleutka, kobiety, która nigdy się nie odzywa, nie ujawnia nawet swojego imienia. Autorka błyskotliwie odtwarza pogranicze Alaski z czasów I wojny światowej, jak i przywołuje pierwsze próby sporządzania map pogody, odsłania wewnętrzną domenę psychiki oraz emocji ludzki krajobraz, który w swojej wspaniałości i grozie stanowi niesamowitą reminiscencję zmarzniętej granicy i sztormów atakujących klif."



        Ciężko mi cokolwiek napisać o Foczej damie, bo nawet nie wiem co o niej myśleć. Generalnie jest to historia zakochanego szaleńczo meteorologa "zesłanego" na Alaskę. Jesteśmy świadkami jego codziennego życia, niemal walki o przetrwanie oraz jego miłostek, w zasadzie nic więcej się nie dzieje i niewiele z książki wynika.
         Foczej damie przede wszystkim brakuje zakończenia, jakiejś puenty, wyjaśnienia czegokolwiek. Postać meteorologa jest dość... hmmm oryginalna, aczkolwiek jeszcze jakoś się broni, natomiast obiekt jego westchnień jest dla mnie totalnie niezrozumiały i niestety autorka nic a nic nie pomaga w jej zrozumieniu. Do końca nie wiadomo o co chodzi z tajemniczą milczącą Aleutką.
        Niestety raczej nie jest to książka, którą będę polecała.



W co grają ludzie. Psychologia stosunków międzyludzkich Eric Berne
 
tytuł oryginału: Games People Play. The Psychology of Human Relationships
tłumaczenie: Paweł Izdebski
data wydania: 2004
data wydania oryginału: 1964
liczba stron: 159












        Książka o psychologii to coś zupełnie nowego wśród przeczytanych przeze mnie książek, nigdy nie czytałam nic tego typu. Jestem też zupełnie zielona w tym temacie, nie mam żadnych edukacyjnych podstaw na tym polu. Kiedy sięgałam po tę książkę miałam nadzieję na doedukowanie się i choć odrobinę większe zrozumienie stosunków międzyludzkich, nic więcej.
        Niestety Eric Berne mnie rozczarował. W co grają ludzie to jedynie przedstawienie gier, w które każdy z nas gra w swoim życiu. W zasadzie brak tu jakiejś analizy, wytłumaczenia dlaczego ludzie robią pewne rzeczy, są to opisy gier i jakieś tam sposoby wprowadzania gry, która by im przeciwdziałała. Wszystko to jest dość skąpe, każdy podrozdział to niewiele treści.
Dodatkowo książka napisana jest doprawdy zabawnym językiem, szczególnie przykłady dialogów pomiędzy ludźmi są komiczne. Być może odbieram to tak, bo od czasu jej publikacji minęło ponad 50 lat.
        Nie mogę powiedzieć bym cokolwiek nowego wyniosła z lektury tej książki, samo opisanie gier to niestety, jak dla mnie, za mało.

Pośmiertna sława Hectora Kiplinga David Thewlis

tytuł oryginału: The late Hector Kipling
tłumaczenie: Anna Maria Nowak
data wydania: 2009
data wydania oryginału: 2007
liczba stron: 368
opis:
"Przewrotny, inteligentny i dowcipny debiut znanego aktora Davida Thewlisa, opowieść o życiu, miłości, sztuce oraz o nieprzezwyciężonej pokusie zdrady.Hector Kipling jest znanym artystą. Nie dorównuje jednak popularnością swojemu przyjacielowi Lenny emu Snookowi. Pewnego popołudnia, gdy obaj stoją w galerii Tate, życie Hectora zaczyna się walić. Jak przystało na malarza, jego kryzys egzystencjalny zaczyna się tam, gdzie rodzi się wielka sztuka."





        Książka Davida Thewlisa rozpoczyna się dość niewinnie, ot zabawna historia, ale już na początku coś mi w niej zgrzytało, coś wyczuwałam.
        Nie wiem czy powinnam to pisać, bo być może popsuję wam przyjemność czytania, także lojalnie ostrzegam, że ten akapit to spoiler; ale z drugiej strony ciężko cokolwiek napisać o tej powieści bez napisania tego. Mianowicie Pośmiertna sława Hectora Kiplinga to historia człowieka popadającego w szaleństwo. To śmiały pomysł, dość często wykorzystywany w literaturze.
        David Thewlis napisał całkiem dobrą powieść. Pośmiertna sława Hectora Kiplinga wydała mi się w sumie dziwna, ale myślę, że pochwała się jednak należy. Jest napisana lekkim językiem, więc szybko się ją czyta, nie dziwne więc, że dałam się porwać akcji, a pod koniec zastanawiałam się dokąd to u licha zmierza, a po zamknięciu książki- o co tam chodziło... Nie porwała mnie, nie spodobała mi się zbytnio. Nie będę jej szczególnie polecać, ale nie jest zła, więc nie zamierzam też odradzać.


Wygooglujcie sobie Thewlisa, chyba, że kojarzycie to nazwisko ;) Przyznam, że ja nie skojarzyłam, dowiedziałam się przypadkiem, po skończeniu powieści, kim jest.

20 lutego 2016

"Anatomia pewnej nocy" Anna Kim


tytuł oryginału: Anatomie einer Nacht
tłumaczenie: Eliza Borg
data wydania: 2014
data wydania oryginału: 2012
liczba stron: 232
opis:
Jedno grenlandzkie miasteczko. Jedna letnia noc. Jedenaście osób, które postanowiły targnąć się na swoje życie. Niemiecka dziennikarka Elle kilka tygodni po tragicznych wydarzeniach przyjeżdża do Amaraq i, podając się za autorkę turystycznych reportaży, usiłuje poznać przyczyny tragedii. Próbuje zdobyć zaufanie rdzennych Inuitów i dowiedzieć się, co skłoniło samobójców do tak dramatycznego kroku. Pozorny brak motywów sprawia, że zjawisko postrzegane jest jako epidemia przenoszona przez dotyk lub samo tylko spojrzenie. Czy jednak na pewno samobójców nic nie łączy? A może to mroczne miasto i warunki egzystencji w krainie skrajności popchnęły ich do tego desperackiego czynu? Czy Elli dostrzeże związek tajemniczych zdarzeń z jednostajnością egzystencji w krainie skrajności?
Relacje z ostatnich godzin życia bohaterów tworzą mozaikę, którą przeplatają opisy krajobrazu i codziennej egzystencji we wschodniej Grenlandii, co stanowi niewątpliwie wielki walor książki Anny Kim. 



        Anna Kim- urodzona w Korei Południowej, mieszka w Niemczech, tworzy po niemiecku, popełniła książkę
o Grenlandii... Trzeba przyznać, że jest to dość oryginalna biografia, a raczej jej zalążek.  Niestety niewiele się można z polskich źródeł na jej temat dowiedzieć.
Kiedy rozpoczęłam lekturę książki Anny Kim nie wiedziałam dosłownie niczego o Grenlandii, myślałam, że jednak coś wiem, ale książka tę wiedzę zweryfikowała.

         To była trudna książka. Głównie dlatego, iż uważam, że autorka na siłę operuje pseudopoetyckim językiem, który na dłuższą metę mocno męczył. Cóż, jak napisałam ja tak uważam, ktoś inny zakocha się w języku Kim, a tego określenia użyje w stosunku do Nabokova, którego ja uwielbiam. To jest kwestia czysto subiektywna.
Być może powinnam docenić tę książkę za to, że nie da się jej pochłonąć, że trzeba się nad nią zastanowić. Niestety znam autorów którzy bawią się słowami, operują wyśmienitym językiem, ale ich powieści czyta się
z przyjemnością, a tutaj momentami miałam wrażenie, że to "bełkot coelhowski"*... Musiałam się czasem wręcz namęczyć, aby zrozumieć treść Anatomii, często czytałam ponownie to samo zdanie.
A o zdaniach pani Kim (lub o cudownym tłumaczeniu, ale jakoś nie chce mi się wierzyć, że to tłumacz miał taką fantazję) warto wspomnieć. Momentami miałam wrażenie, że interpunkcja w jej książce to loteria, gdzie niestety jest większe prawdopodobieństwo użycia przecinka. Niestety Kim używa zdań wielokrotnie złożonych. Często. Wyobraźcie sobie, że jedno zdanie przeciętnie zajmowało ok. 1/3 strony... (były i takie, które zajmowały ok. pół strony) Nie sądziłam, że to może być tak męczące i mylące! Trudno się czyta tak napisaną książkę, ponieważ
w jednym zdaniu opisane jest kilka różnych spraw i mózg jakby nie przyswaja wszystkiego.
Oprócz zdań są jeszcze dialogi, są one "wtopione" w akapity, oddzielone... zgadnijcie, no zgadujcie! Tak! Przecinkami. Raz zupełnie nie zrozumiałam o co chodzi, ciężko było się połapać, do teraz nie jestem pewna czy rozumiem tę "rozmowę", to ten fragment:
Tutaj jednocześnie pokazuję dialog, brak kropek (czy tam zdanie wielokrotnie złożone, jeśli kogoś razi takie określenie) oraz dziwny sposób na... nie wiem, nowy akapit?

        Kolejne wyzwanie jakie postawiła przed czytelnikiem Anna Kim to sposób prowadzenia narracji i ilość postaci występujących w książce oraz relacje między nimi. Po lekturze Anatomii pewnej nocy nie byłabym w stanie streścić życia chociażby jednej postaci. Mamy jedenastu głównych bohaterów, ale niestety nie tylko ich historię poznajemy- więc dochodzi nam jeszcze kilka postaci. Dodatkowo przeszłość miesza się z teraźniejszością, niekiedy w rozdziale skaczemy od jednej postaci do drugiej... Ponownie- to bardzo mylące i męczące. I trochę jak próba upchnięcia akcji brazylijskiej telenoweli na niewiele ponad 200 stronach! Autorka bardzo starała się urozmaicić akcję
i w efekcie nie mam pojęcia czy taka  a taka postać spała z kilkoma kobietami, czy to było dwóch różnych mężczyzn, ani czy w końcu był jakiś kazirodczy seks**, a w pewnym momencie już zupełnie nie mam pojęcia co się tak
w zasadzie stało tej nocy...


        Żeby nie było tak gorzko na koniec zostawiłam napisanie o plusie Anatomii pewnej nocy. Dzięki tej książce dowiedziałam się co nieco o Grenlandii i mentalności jej mieszkańców, gdyby nie ona, Grenlandia w mojej umysłowej mapie nadal byłaby białą plamą.
Czy jednak można ją traktować jako rzetelne źródło informacji? Szczerze mówiąc nie mam pojęcia, ale Anna pisała tak jakby naprawdę poczuła ducha tego miejsca, przesiąkła Grenlandią, poza tym jest informacja o tym, że napisała ją na podstawie wywiadów. Poczuła ducha w odniesieniu do Anatomii jest szczególnym sformułowaniem, ale nic więcej nie zdradzę, poza tym roztoczyła bardzo specyficzną atmosferę, jestem gotowa uwierzyć, że to właśnie atmosfera Grenlandii.
Oprócz mentalności ludzi i klimacie tego miejsca możemy nieco dowiedzieć się o tej nowszej historii Grenlandii, ale naprawdę niewiele, w zasadzie dowiadujemy się tylko o tym co miało jakieś znaczenie w życiu zwykłych mieszkańców.

        Na pewno problem z czytaniem powieści Anny Kim uniemożliwił mi pełny odbiór i zrozumienie powieści. Myślę, że Kim całkiem dobrze poradziła sobie z opisywaniem powodów, dla których ci ludzie popełnili samobójstwo. Myślę, że dobrze też opisała Grenlandczyków, ich samotność i wyobcowanie.
Generalnie byłaby lepsza z mniej "kwiecistym" językiem i gdyby skupiała się na węższym kręgu osób. A tak trochę żal zmarnowanego potencjału. Wyjątkowo przekopałam Internet i przeczytałam kilka recenzji. Próbowałam zrozumieć, tych którzy są zachwyceni. Nie udało mi się to. Moim zdaniem autorka grubo przesadziła, bo albo poetycki język, albo nowatorska forma, a już chaotyczność narracji ostatecznie utwierdza mnie w twierdzeniu, że to przesada.

        Mimo że książka mi się nie podobała nie będę jej stanowczo odradzać. Na pewno pozostawiła we mnie jakiś ślad i wypełniła lukę dotyczącą wiedzy o Grenlandii.
To zdecydowanie książka stanowiąca czytelnicze wyzwanie, szczególnie skierowana do "ludzi literatury", zapewne absolwent kierunku związanego z literaturą miałby na jej temat więcej do powiedzenia, nie narzekałby tylko,
a dogłębnie zanalizował i mógłby się nią zachwycić. Ja nie jestem oczarowana, jedynie nieco zmęczona, dobrze, że moja kolejna lektura jest z gatunku tych lekkich.
Jeszcze taka dygresja à propos gatunku- ciężko stwierdzić do jakiego należy Anatomia pewnej nocy. Podawany wszędzie thriller czy obyczajówka wydają mi się nieco krzywdzące i nie pasujące do książki Kim.



*Przyznaję się nie pytana, że nie czytałam żadnej jego książki, więc możecie na mnie nakrzyczeć.

**Dobra, dobra, tak naprawdę to ogarnęłam, o seksie napisałam dla dramatyzmu i spotęgowania wrażenia telenoweli ;)

15 lutego 2016

"Pisarz, który nienawidził kobiet. Podwójne życie seryjnego mordercy" John Leake

tytuł oryginału: Enetering Hades. The Double Life of a Serial Killer
tłumaczenie: Maria Makuch
data wydania: 2012
data wydania oryginału: 2007
liczba stron: 392
opis:
Jack został skazany na dożywocie za zabicie osiemnastoletniej dziewczyny.
Jednak przekonał wszystkich, że jest nowym, lepszym człowiekiem. i wyszedł z więzienia.
Na wolności uwodził kobiety, które nie mogły się oprzeć jego chłopięcemu urokowi. Żadna z nich nie podejrzewała, że ten inteligentny, cieszący się zaufaniem człowiek, ma drugą twarz.
Tylko jedenaście z nich poznało jego prawdziwe oblicze.  










        Panie i Panowie, nie wiedzieć czemu, oczekiwałam kryminału. Mało tego, oczekiwałam dobrego kryminału.
Z początku, kiedy dopiero zaczęłam czytać Pisarza, który nienawidził kobiet nic się nie zmieniło, ale potem...

        Po jakimś czasie okazało się jednak, że nie jest to kryminał. Okazało się, że jest to opis życia Jacka Unterwegera, seryjnego mordercy, napisany jednak tak, że z początku nie dostrzegłam tego, że jest to biografia. Oczywiście jest to zdecydowanie duży plus tej książki, dzięki temu czyta się ją naprawdę szybko i przyjemnie, nie nuży czytelnika w żadnym momencie.
Naprawdę- ani przez pół strony nie byłam znudzona! Momentami myślałam sobie- no kiedy wreszcie go złapią! Przecież powinni go już złapać! Ale nie było to spowodowane tym, że w książce są dłużyzny, ale raczej tym, że przeżywałam emocje jak podczas lektury dobrego kryminału.

        Bohater książki Johna Leake to osoba, o której nie słyszałam, to dość dziwne, ponieważ jego historia jest wręcz niewiarygodna, jak wyjęta z filmu. Można powiedzieć, że lubię tematykę seryjnych morderców, dlatego tak mnie dziwi, że nie kojarzę kogoś takiego.
Jack Unterweger to osoba dość wyjątkowa. Trzeba mieć prawdziwy talent, aby omamić tylu ludzi, ogłupić tyle kobiet, owinąć sobie wokół palca polityków, i pozostawać bezkarnym. Roztaczał wokół siebie dokładnie taki wizerunek jak chciał, przy tym ciągle kłamał i powtarzał półprawdy. Potrafił świetnie przeinaczyć rzeczywistość.
Jednocześnie był to człowiek niepozornej postury, jak go opisywano "chłopięcej urody", który wykorzystując swój niewinny wygląd zwabił w swe szpony tyle bezbronnych kobiet. Ta książka uzmysławia, że to co powtarzali rodzice, nawet teraz kiedy jesteśmy dorośli jest nadal aktualne- nie wsiadaj do auta nieznajomego...
Jednocześnie w książce ukazany jest wątek, który może się przytrafić każdemu z nas i co jakiś czas się nad tym zastanawiałam- a jeśli ja zaprzyjaźniłabym się z seryjnym mordercą? A jeśli zakochałabym się w kimś takim (oczywiście nie wiedząc o jego prawdziwym obliczu)?  Ciarki mnie przechodzą na samą myśl o takiej sytuacji...

        Dzięki książce Leake nie tylko poznajemy historię mordercy uwodziciela, ale również możemy dowiedzieć się czegoś o procedurach policyjnych, o tym co jest niezgodne z prawdą w amerykańskich serialach ;] oraz o innych kryminalnych sprawach.
Dodatkowo nie pozostawia on wątpliwości co do wiarygodności historii. Choć wiem, że niektóre osoby mogły kłamać lub przeinaczać fakty, no i część historii to domysły. Jednak na końcu książki podane są drobiazgowo liczne źródła, prawdziwa gratka dla dociekliwych.

        Naprawdę warto było poznać historię tego potwora, który omamił tylu ludzi, w dodatku tak ciekawie napisaną. Polecam!

12 lutego 2016

"Królowa Margot" Aleksander Dumas i "Królowa Margot" Patrice Chéreau

tytuł oryginału: La Reine Margot
tłumaczenie: ???
data wydania: 2009
data wydania oryginału: 1845
liczba stron: 600






 
        Z książkami Dumasa (ojca) miałam już do czynienia przy okazji lektury Hrabiego Monte Christo. Ta powieść pozostawiła po sobie dobre wrażenie. Mam na swojej półeczce Trzech muszkieterów, jednak z jakiegoś powodu nie potrafię po nich sięgnąć, natomiast Królowa Margot nie musiała tak długo czekać.

        Fabuła powieści Dumasa skupia się wokół intryg knutych na dworze francuskim, a jest ich naprawdę sporo. Wręcz intryga goni intrygę, przygoda przygodę i to napędza akcję Królowej Margot. Powieść jest oparta na prawdziwych wydarzeniach.
Głównym bohaterem jest Henryk Burbon, który dopiero co poślubił tytułową Małgorzatę, siostrę obecnego króla. Królowa-matka, Katarzyna de Medici, obawia się o to, że Henryk tylko czyha na tron francuski i próbuje wyeliminować znienawidzonego szwagra. Spiskuje także sam król, Karol IX, jego brat, książę Franciszek d‘Alencon, a i Henryk
z żoną nie pozostają im dłużni.
W sieć intryg zostają także wplątani dwaj szlachcice- Lerac de La Mole i Annibal de Coconnas. Akcja rozciągnięta jest na ponad dwa lata.
Jest to typowa powieść płaszcza i szpady.

        Sam początek książki wywarł na mnie bardzo złe wrażenie. Oto przypatrujemy się rzezi hugenotów, dosyć osobliwie opisanej, a już po tych słowach naszła mnie jedna refleksja...

Później już w miarę zatraciłam się w powieści (ta cała rzeź z początku mi to oczywiście uniemożliwiła), ale nadal byłam niezadowolona. Jednak w końcu zrozumiałam, że to jest książka z pierwszej połowy XIX wieku i należy na nią patrzeć w zupełnie oddzielnych kategoriach. Wtedy z kolei zaczęłam ją traktować jako zabawną opowiastkę... Zdaję sobie sprawę, że było to dość niepoważne jak na wydarzenia się w niej rozgrywające, zwłaszcza pod koniec.

         Także zupełnie dystansując się do książki- jest to całkiem zajmująca powieść, która zapewni rozrywkę na kilka ładnych godzin i nie znudzi. Nie ma czasu na nudę, ponieważ ciągle coś się dzieje. Mamy tutaj pojedynki na śmierć
i życie, miłosne wyznania, knowania, trucicieli, spiski i tajemnice. Coś co cechuje dobrą przygodówkę. Są to cechy, które sprawią, że na pewno spodoba się miłośnikom gatunku i niejednego wciągnie.

        Niestety muszę przyznać, że nie spodobała mi się Królowa Margot. Jednak, mimo że nie czytałam jej
z przyjemnością, nie mogę znowuż stwierdzić, że była beznadziejna. Po prostu książka wydała mi się bardziej zabawna niż przejmująca, do tego do bólu przewidywalna, a także po prostu zbyt grzeczna... ;)

        W tym samym czasie La Mole tłumaczył z Małgorzatą idyllę Teokryta, a Coconnas,
udając, że jest Grekiem, pił z Henrietą syrakuzańskie wino.
-schadzka kochanków


Tu oczywiście biorę pod uwagę z jakich czasów pochodzi owa książka i że romans królowej sam w sobie wywoływał zapewne wypieki na policzkach wielu panien, a co dopiero gorące miłosne wyznania.
        Ba, przewidywalność to jedno zmartwienie, drugie to naiwność i naciąganie, bo coraz to nowe niebezpieczeństwa czyhają na postacie z książki, ale trzeba ciągnąć akcję dalej, wciąż z tymi samymi bohaterami. Chociaż Dumas i tak trochę mnie zaskoczył na końcu, jednak do ostatnich stron spodziewałam się, że bohaterowie powstaną z grobu- taki właśnie klimat!

        Królową Margot potraktowałam podczas lektury z przymrużeniem oka, niemal jako komedyjkę... Moja postawa wzięła się zapewne stąd, że jeśli bym jej tak nie potraktowała to pewnie pożałowałabym czasu jaki straciłam na przeczytanie.
Rozważałam przez chwilę ponowną lekturę, być może odebrałabym ją wtedy inaczej... Ale monotonność akcji skutecznie mnie zniechęca, nie sądzę bym ujrzała nagle wartość tej książki. Jak już pisałam jeśli miałabym polecić to jedynie fanom przygodówek z tych czasów i oczywiście fanom Dumasa.



Oczywiście ponarzekam sobie na wydanie, bo mam na co. Generalnie nie o samo wydanie chodzi, bo to samo w sobie jest świetne, ale o treść- ILE TAM JEST BŁĘDÓW! Wstyd!

Czas trwania: 2 godz. 42 min.
Premiera świat: 11 maja 1994





        Podczas oglądania filmu nie mogłam przestać porównywać go z książką,
a także ciągle zastanawiałam się jakie były prawdziwe wydarzenia.
Postanowiłam więc pod tym kątem przejrzeć Internet, aczkolwiek zrobiłam to dość pobieżnie. Na duży plus zarówno filmu jak i książki jest to, że zainteresowałam się prawdziwą historią postaci w nich przedstawionych i chętnie przeczytałabym coś rzetelnego na ten temat. Może coś polecicie?

        Film miał dla mnie zupełnie inną wymowę. Nie traktowałam go jako przygodówkę, ale jako dramat. Przede wszystkim przez sposób pokazania wydarzeń, wypaczenie do granic rodziny królewskiej, sugestywną muzykę tworzącą niezapomniany klimat oraz sama "kolorystyka" filmu- bardzo często występował kolor niebieski, szarawy, przygnębiający wręcz (przypuszczam, że ten zabieg ma jakąś swoją specjalistyczną nazwę, ale nie mam pojęcia jaką, więc określam to jako kolorystykę).

        Królową Margot można w zasadzie potraktować nie tylko jako dramat historyczny, ale i romans, aczkolwiek
w żadnym razie nie romansidło, nie jest to ckliwy twór, wręcz przeciwnie- jest to brudny, brudny film, w którym znajdziemy takie elementy jak trucicielstwo, morderstwa, rzeź wręcz, zdrady, przypadkowy seks i kazirodztwo. Mogłabym wymieniać dalej, ale najlepiej samemu się przekonać.

        Muszę także wspomnieć o aktorach. Myślę, że większość z nich odwaliła kawał dobrej roboty, wspomnę o tych, których gra podobała mi się najbardziej. Po pierwsze Vincent Perez, który wykreował charyzmatyczną postać Leraca de La Môle, dalej Virna Lisi, snująca się po ekranie niczym sama śmierć, słynna trucicielka Katarzyna Medycejska.
A na końcu prześliczna Isabelle Adjani, od której ciężko było oderwać wzrok.
Czy komuś się udało? Mnie nie, chłonęłam każdą scenę z jej udziałem. Dodatkowo jako ciekawostkę dodam, że ta pani wygląda bardzo młodo jak na swój wiek, kiedy grała Margot miała 39 lat! A wygląda na młodziutką kobietę.

        Po zachwytach czas na to co mi się nie podobało. To w zasadzie jedna rzecz, a mianowicie traktowanie rodziny królewskiej. Sceny ślubu i wesela, które wyglądały bardziej na zabawę pospólstwa niż monarchów, a także np. scena kiedy Margot zostaje przewrócona na ulicy przez księcia! Sceny w mojej opinii zupełnie niepotrzebne, wręcz nie na miejscu.

        Generalnie dla pełnej oceny tego filmu musiałabym go obejrzeć jeszcze raz, bo na razie odbiór przyćmiewała mi lektura książki Dumasa. Aczkolwiek to co mogę powiedzieć na dzień dzisiejszy- to jest zła ekranizacja, ale film jest zdecydowanie lepszy od książki!
Niezależnie czy czytaliście książkę czy nie polecam wam ten film.