23 kwietnia 2016

"Sputnik Sweetheart" Haruki Murakami

tytuł oryginału: スプートニクの恋人, Supūtoniku no koibito
tłumaczenie: Aldona Możdżyńska
data wydania: 2014
data pierwszego wydania: 2003
data wydania oryginału: 1999
liczba stron: 263
opis:
Dwudziestoletnia Sumire, wrażliwa, niezależna i utalentowana literacko zakochuje się w niemalże dwukrotnie od niej starszej Miu. Chce być jak najbliżej ukochanej, rzuca pisarstwo i zostaje jej sekretarką. Niestety Miu nękana przerażającymi wspomnieniami z młodości nie potrafi odwzajemnić tego uczucia. Podczas wspólnej podróży w interesach do Grecji Sumire znika bez śladu. Próbuje ją odnaleźć młody nauczyciel beznadziejnie w niej zakochany...
To wzruszająca, oniryczna opowieść o samotności. Bohaterowie Murakami są jak sputniki w przestrzeni kosmicznej - każdy wędruje po własnej orbicie.

 
        Sputnik Sweetheart to opowieść o trójce ludzi. Jak się zapewne domyślacie to książka o miłości. Choć
w zasadzie nie do końca...
 Ta kobieta kochała Sumire. Nie czuła jednak wobec niej pożądania. Sumire kochała tę kobietę i jej pożądała. Ja zaś kochałem Sumire i jej pożądałem. Sumire lubiła mnie, ale nie kochała ani nie pożądała. Ja pożądałem kobiety, która pozostanie anonimowa, ale jej nie kochałem.
        Z opisu książki można wywnioskować, że jest to powieść o homoseksualistach. Niektórych to może odrzucać. Zapewniam jednak, że wcale nie należy się tym sugerować. Owszem, Sumire kocha kobietę, jednak nie jest to typowa książka o takim związku, w zasadzie w miejsce Miu można by nawet podstawić mężczyznę, nie o to w tym wszystkim chodzi (choć jednak ma to pewne implikacje).
Generalnie opis jest według mnie nietrafiony, pomimo to nie pokuszę się o stworzenie własnego. Myślę, że wywnioskujecie z dalszej części tekstu dlaczego.

        Jedno zdanie z opisu oddaje trafnie treść tej książki. A mianowicie: To wzruszająca opowieść o samotności. Bohaterowie Murakami są jak sputniki w przestrzeni kosmicznej- każdy wędruje po swojej orbicie.
Samotne metalowe dusze w niewzruszonym mroku kosmosu spotykają się, mijają i rozstają, by nie zetknąć się już nigdy więcej. Nie pada między nimi ani jedno słowo. Nie muszą dotrzymywać żadnych obietnic.
        Generalnie Sputnik Sweetheart skupia się na samotności, to jest główny motyw tej powieści. Także "oczywiście" niespełniona miłość. Dostrzegłam ten motyw we wszystkich powieściach Murakamiego, które przeczytałam, stąd to oczywiście. Bardzo często opisuje on miłość do kobiety, nieprzemijającą, nie słabnącą przez lata. Aż odniosłam wrażenie, że autor sam kocha jakąś kobietę od lat, bez wzajemności. Powoduje to we mnie
z jednej strony roztkliwienie nad tak mocnym uczuciem jak i głęboki smutek i żal.

        Z jednej strony z początku miałam wrażenie, że ta książka Murakamiego jest podobna do poprzednich, które czytałam, czyli Norwegian Wood oraz Na południe od granicy, na zachód od słońca. Nie wiem dlaczego, być może dlatego, że wszystkie napisane są dość podobnie, mają ten sam klimat. Zaczęłam się nawet zastanawiać czy aby czasem nie jest to wada, czy nie oznacza to, że Murakami pisze w kółko tę samą historię. Jednocześnie mam takie odczucie, że nie zrozumiałam wszystkiego, nie wyłapałam całego przekazu. Najprawdopodobniej przez to, że według mnie książkę za pierwszym razem czyta się dla fabuły, natomiast każdy kolejny raz to odkrywanie tego co chciał przekazać autor, jakichś głębszych treści. Cóż, nie muszę chyba tłumaczyć, że to cechuje dobrą literaturę, więc moje początkowe wątpliwości w zasadzie się rozwiały.
Zasadniczo książek Murakamiego nie czyta się dla fabuły, jest w nich coś więcej, na czym należy się skupić. 

        Jest jeden jedyny minus, choć wciąż się nad tym zastanawiam. Mianowicie chyba troszkę mnie rozczarowało zakończenie. Ostatnie kilkadziesiąt stron ma taką oniryczną atmosferę, a na sam koniec autor funduje nam skonfundowanie... Sama nie wiem czy mi się to podobało czy nie.

        Mam lekki problem z tą książką, bo z jednej strony oczekiwałam zachwytu, trzęsienia ziemi, Bóg jeden wie czego, ale z drugiej strony nie rozczarowałam się, ba, pierwsze strony tak mnie wciągnęły i oczarowały, że nie mogłam się oderwać od czytania. Więc jest tak- to nie będzie dla mnie odkrycie roku, ale jest to ciekawa powieść, którą na pewno jeszcze przeczytam. Z jednej strony otrzymałam "starego dobrego Murakamiego", jednak z drugiej chyba oczekiwałam czegoś świeższego. Na pewno mnie to jednak nie odstraszy od jego powieści, z przyjemnością będę sięgać po kolejne. I szczerze polecam każdemu, zarówno fanom Murakamiego, jak i tym którzy dopiero chcą zapoznać się z jego twórczością!

06 kwietnia 2016

"Powrót z gwiazd" Stanisław Lem

data wydania: 1985
data wydania pierwszego: 1961
liczba stron: 276
opis:
Powrót z gwiazd to historia astronauty, który na skutek paradoksu czasowego Einsteina powrócił z wyprawy w Kosmos na Ziemię, gdzie tymczasem minęło półtora stulecia. Astronauta próbuje zrozumieć i zaakceptować ziemską cywilizację, która zrezygnowała z podejmowania ryzyka na rzecz bezpieczeństwa i dostatku. Fascynująca wizja Ziemi jako „obcej planety", na której — by żyć tam dalej - trzeba na nowo doświadczyć na sobie problemów sensu egzystencji, dobra i zła, swobody i zniewolenia, agresji i miłości.  






        Pierwszą przeczytaną przeze mnie książką Lema były Dzienniki gwiazdowe wydane w dwóch tomach, moja opinia o nich tutaj. Krótko mówiąc pierwszy tom mi się nie spodobał, drugi za to wypadł w moich oczach lepiej. Powrót z gwiazd w zasadzie bardziej trafił na mnie niż ja na niego. Kilka dni temu natrafiłam na pochlebną recenzję, akurat tak się złożyło, że zaledwie trzy dni później poszłam do biblioteki i kiedy książki Lema rzuciły mi się w oczy wybór był oczywisty...
Nie będę streszczać fabuły Powrotu, myślę, że dobrze napisany jest tekst powyżej.

        Lem wspaniale przedstawił powrót astronautów. Najpierw wraz z Halem jesteśmy wrzuceni w świat przyszłości, bardzo futurystyczny, taki inny od obecnego, choć zapewne jeszcze bardziej odległy był dla ówczesnych ludzi, bo część nowinek przedstawionych w książce już istnieje bądź jest w planach, choć oczywiście mają inny "kształt".
Klimat Powrotu jest gęsty, Lem od pierwszej strony wrzuca czytelnika w wykreowany przez siebie świat (nadal!) przyszłości, jesteśmy tak samo zdezorientowani jak główny bohater.

        Po tym jak mija pierwszy zawrót głowy, okazuje się, że tamci ludzie nie są takimi "kosmitami" jakimi się wydają na początku, to nadal są ludzie, po prostu ludzie. Jednak człowiek w przyszłości Lema bardzo się zmienił, ludzkość poszła w nieco przerażającym kierunku... Ogarnięta ideą, którą wykreował Lem, osiągnęła coś co pod pewnymi względami jest bardzo dobre, ale pod innymi niestety zgubne.
Myślę, że oni zrobili okropną rzecz. Oni zabili człowieka- w człowieku.
        Bohaterowie Lema, kosmonauci, czują się w tym świecie źle, z początku ich jedyną reakcją jest odrzucenie. Co nie dziwne są zagubieni, nie rozumieją całej masy nowych rzeczy, momentami uważają, że neandertalczyk łatwiej by się wdrożył w cywilizację niż oni. Czują się też jakby byli dzicy.
Olaf, co to jest? Czy my jesteśmy naprawdę dzicy?
        W Powrocie z gwiazd Lem zajmuje się przede wszystkim trzema problemami. Pierwszy z nich to powrót na Ziemię, który pozostanie aktualny bez względu na rozwój techniki, bo ludzie którzy nagle skoczą w przyszłość
o ponad sto lat zawsze będą w pewnym stopniu zdezorientowani zmianami jakie zaszły na naszej planecie. Kolejna to sama podróż i wszystkie niebezpieczeństwa z nią związane, bo to co stworzył człowiek zawsze jest w pewnym stopniu zawodne (nawet jeśli szansa na awarię to jeden na milion), a tego co czeka takich podróżników nikt przewidzieć nie może.
Była to cywilizacja pozbawiona lęku. Wszystko, co istniało, służyło ludziom. Nic nie miało wagi, prócz ich wygody, zaspokojenia potrzeb oczywistych i najbardziej wyszukanych.
Trzecia kwestia to już czysta fantazja Lema, chodzi mi o betryzację. >>dalsze zdania będą zawierać spoilery, czytasz na własną odpowiedzialność<< Wyobraźcie sobie, że możliwe jest wstrzyknięcie substancji, która sprawi, że z ludzi zniknie wszelka agresja. Nie będą mogli zabijać. Nie będą mogli nawet o tym pomyśleć, będzie ich to napawało obrzydzeniem. Brzmi świetnie, prawda? Jednocześnie ludzie przestaną w jakikolwiek sposób ryzykować, nie będą zdolni do wielu rzeczy, jak np. testowanie leków... Znikną namiętności. Człowiek ograniczy się w pewien sposób. W książce nie ma w zasadzie dyskusji pomiędzy osobami, które reprezentują skrajne poglądy na ten temat. Czy warto ryzykować? To już pozostaje do przemyślenia dla czytelnika.
Ta obojętność właśnie najbardziej mnie przerażała, bo była gorsza od bezwzględnego potępienia.
        Początkowo przeszkadzała mi trochę swego rodzaju niedookreśloność. Wydawało mi się, że autor nie do końca opisuje na przykład budynki. Później się przyzwyczaiłam do tej niewielkiej dowolności, autor nie podaje wszystkiego na tacy, więc wyobraźnia czytelnika pracuje na najwyższych obrotach. W zasadzie nie poczytuję tego za jakąś ujmę dla tej powieści.
Lemowi brakło słów :D
Nie oznacza to oczywiście, że cała książka taka jest i że notorycznie pomijane są jakieś fragmenty otoczenia.

        Niewątpliwie mocną stroną twórczości Lema jest refleksyjność, rozważania nad ludzkością. Wiemy na pewno, że lektura jego powieści dostarczy nam materiału do rozmyślań, bo ciężko zostać obojętnym na roztaczane przed nami wizje. Czasem podczas lektury aż ciarki przechodziły, takie Lem roztaczał przed czytelnikiem wizje przyszłości, tego dokąd dąży ludzkość... Sięgnęłam po Powrót w zasadzie bez namysłu i nie zawiodłam się, na pewno będę sukcesywnie odhaczać kolejne książki Stanisława Lema i mam nadzieję, że będę je równie gorąco polecać!