30 maja 2011

"Miecz przeznaczenia" Andrzej Sapkowski

wydawnictwo: superNOWA
data wydania: 1992 (data przybliżona)
liczba stron: 342
ocena: 6/6

Opis:
"Wiedźmin nie jest rębajłą pokroju Conana. To mistrz miecza i fachowiec czarostwa strzegący moralnej i biologicznej równowagi w cudownym świecie fantasy. Z woli Sapkowskiego w ów świat pełen potworów i bujnych charakterów, skomplikowanych intryg i eksplodujących namiętności Geralt wnosi nasze problemy, mitologie i ówczesny punkt widzenia. Przewrotne i wzruszające opowieści, które są wprowadzeniem do kilkutomowej sagi."


Zapewne niejeden z Was był kiedyś w takiej sytuacji jak ja teraz. Chce się po prostu napisać- świetne! polecam!, bo nie potrafi się lepiej dobrać słów, bo nic nie odda treści książki.

Sagę o wiedźminie pokochałam od pierwszych kartek, a kiedy zamknęłam ostatni tom... czułam się dziwnie.

Niemniej jednak najbardziej zapadł mi w pamięci początek i koniec- czarodziejka, trakt, zamek na wzgórzu, jesienne liście spadające na drogę... zamazany kształt przemykający nagle przed koniem czarodziejki...
I koniec- rzeka, trawa, liście drgające na wietrze, rozmigotane światło słońca....

A w środku... w środku  tyle wydarzeń, tyle potyczek, walk, uniesień, tyle łez i uśmiechów, tyle tragedii i szczęścia!
I może początek i koniec nie były dokładnie takie jak je zapamiętałam, albowiem czytałam Sagę już kilka lat temu i właściwie cała się zamazała, ale w pamięci mam właśnie taki, bardzo wyraźny obraz.

Być może ktoś z Was przeczyta Sagę i się zawiedzie. Wielu już ją czytało i narzekało, nie podobała się im, ale ja jestem po drugiej stronie barykady, ja kocham Sagę o wiedźminie i będę ją wielbić i czytać jeszcze nie raz, bo pokochałam Geralta, Ciri, Jaskra i wielu, wielu innych, a przede wszystkim świat wykreowany przez Sapkowskiego. 

Czytając Miecz przeznaczenia czułam naprzemiennie radość i złość, to łzy podchodziły mi do oczu, to  zapominałam o bożym świecie i pochłaniałam treść... Wierzcie mi niewiele książek potrafi tak na mnie wpłynąć, a już na pewno znikoma część opowiadań, których nie lubię, poza oczywiście niektórymi wyjątkami. Pewnie dla niejednego ten tom opowiadań będzie nieco niezrozumiały, ale także diabelnie intrygujący. Taki właśnie dla mnie jest i mimo, że już czytałam Sagę to zachęca do przeczytania jej jeszcze raz.
Najgorsze było dla mnie opowiadanie "Trochę poświęcenia", najgorsze nie w sensie jakości, bo wszystko są dla mnie świetne, a w sensie treści, a ta była smutna, jak muszę przyznać cały zbiór. Może nie tyle to opowiadanie było smutne a zakończenie... Bardzo smutne. (A kto się chce przekonać o czym piszę musi przeczytać :P)


Miecz przeznaczenia to coś więcej niż tylko świetna fabuła i intrygujący świat. Kiedy mu się przyjrzeć to pod postacią Geralta autor przedstawia problemy, które dotyczą także nas. Pokazuje jak społeczeństwo reaguje na kogoś odmiennego, innego, wcale nie gorszego, ukazuje miłość trudną, wymagającą poświęceń, zastanawia się nad przeznaczeniem, czy istnieje?, nad tym jaka jest rola człowieka w tym świecie, jak człowiek potrafi niszczyć coś pięknego, naturalnego, jak ludzie niszczą siebie nawzajem.

I tak, kiedy byłam podlotkiem i czytałam tę Sagę z wypiekami na twarzy dostrzegałam tylko wspaniały świat, niesamowite przygody. Słodki przywilej dziecka. Teraz licząc już bez mała o połowę więcej lat postrzegam ją zupełnie inaczej. Ale wsiąkłam i nie potrafię się już uwolnić, nie doczekam się już chyba własnych egzemplarzy, taka jest magia tych książek... :)
Miecz przeznaczenia ma dwa ostrza. Jednym jesteś ty.
 Cytaty:
"A co to byłaby za miłość, gdyby kochającego nie było stać na trochę poświęcenia."
"Są dary, których nie wolno przyjąć jeśli nie jest się w stanie odwzajemnić ich... czymś równie cennym. W przeciwnym razie taki dar przecieknie przez palce, stopi się niby okruch lodu, zaciśnięty w dłoni. Zostanie tylko żal, poczucie straty i krzywdy..."
"Stała przed nim, a Geralt żałował, że to ona, a nie rybiooki z szablą ukrytą pod wodą. Z rybiookim miał szanse. Z nią nie."
"Najbardziej brakowało mi twojego milczenia."
"Prawda jest okruchem lodu."

Ah, muszę skończyć stukać w klawiaturę! A już myślałam, że nic nie napiszę, a słowa zaczęły wylewać się ze mnie jak rwąca rzeka... 
Swoją drogą mimo spadającej jakości książek pana Andrzeja poszukuję w internecie wzmianek o jakimś jego nowym dziele i z ubolewaniem przyznaję, że nic nie znalazłam :(

29 maja 2011

"Wampir z M-3" Andrzej Pilipiuk

wydawnictwo: Fabryka Słów
data wydania: styczeń 2011
liczba stron: 336
ocena: 4/6

Opis:
"Wyklęty powstań ludu ziemi, powstańcie których dręczy głód...
A więc twierdzicie Obywatelu, że wampiry istnieją? Niby kraj socjalistyczny, ateizm w modzie, a tu taka wtopa. I jak tu się krzyżem odwijać? Jak wodą, tfu, święconą chlapać? A czosnek tylko granulowany i z importu z bratniej Czechosłowacji!
Myśl nowa blaski promiennymi, dziś wiedzie nas na bój, na trud.
Być wampirem w PRL to nie przelewki. W społeczeństwie bezklasowym trudno tytułować się hrabią. Płaszcz i smoking nosi albo kelner, albo iluzjonista, a krew obywateli Rzeczpospolitej Ludowej ma posmak deficytu i reglamentacji.
Przeszłości ślad dłoń nasza zmiata, przed ciosem niechaj tyran drży...
Ale nie czas, by kąsać zblazowanych arystokratów w zacisznych buduarach. Prawdziwy walor odżywczy ma krew opasłych badylarzy, cinkciarzy, partyjnych kacyków i córeczek UB-eków.
Ruszymy z posad bryłę świata, dziś niczym, jutro wszystkim my!
Bo my, wampiry z PRL mamy swoją godność! Nie wysysamy biednych sarenek i jagniątek. Nie nazywamy tego WEGETARIANIZMEM! Może nie pamiętamy już o wampirzych mocach, ale mamy spryt nasz narodowy! Pozyskamy dewizy, przekroczymy plan, a potem z dumą oznajmimy:
To wszystko każe nam powiedzieć mocno. I stanowczo: Burżuazyjnym skrytopijcom mówimy - NIE!
"

Wampir z M-3 to zbiór opowiadań, ale fabuła jest dość ścisła, więc można go właściwie traktować jako powieść. Opowiada on o losach warszawskich wampirów- Gosi, nieco zagubionej nastolatki, której towarzyszymy od chwili przemiany, ślusarza Marka, nieocenionego pracownika fabryki Drucianka, Igora, zapalonego komunisty i Profesora, nieco dziwnego naukowca (haha który naukowiec jest normalny? ;D). Nie brakuje także podstarzałych AK-owców, Czarnej Wołgi, UB-eków i... mumii.

Muszę przyznać, że Pilipiuk stworzył całkiem przyjemną książkę, która pozwoli spędzić w swoim wesołym towarzystwie dwa miłe wieczory. Podobno miała to być parodia mdłych paranormali z tymi ich wampirkami. Zła reklama, już lepiej gdyby głosili po prostu, że jest to parodia PRL-u, bo tak właśnie jest. PRL został pokazany w dość przerysowany sposób, gdzieniegdzie granicząc z absurdem, ale nie wątpię, że czasem właśnie taki był i choć nawet nie urodziłam się w tamtych czasach to mnie się spodobało.

Również postaci zostały ukazane dość groteskowo. Gosia pod tym względem, że jest nastolatką została przedstawiona lepiej od tych mdlejących na widok swoich Edwardów Belli, po prostu zwykła, nieco zagubiona, jeszcze nie wiedząca czego chce. Wątek miłosny był, ale nie przysłonił całej akcji, ot przeplatał się gdzieś tam między rozdziałami. Bardzo polubiłam Gosię mimo jednej wady.

Nie podobała mi się mianowicie śmierć Gosi- nagle z powodu chłopaka i źle zapowiadających się wakacji bierze pasek od szlafroka, zakłada pętelkę na szyję i... tyle. Ja już nie mówię o tym, że nie udusiłaby się tak szybko- gdzieś czytałam, że potencjalny wisielec może się dusić nawet pół godziny (do tego były wypisane jeszcze jakieś jakby "fazy", ale tego już nie pamiętam), ale o powód. Bo chłopak jest z nią tylko dla wpływów jej ojca, a na wakacje pojedzie za granicę, ale nie tam gdzie chce. Wyłazi z niej okropna hipokrytka, bo przecież w tamtych czasach dla niejednego wakacje za granicą były tak nieosiągalne jak na Księżycu. A poza tym, która nastolatka powiesiłaby się, bo chłopak jej nie kocha? Chyba tylko taka mocno niezrównoważona psychicznie i poważnie skrzywdzona w przeszłości. Tak więc już po pierwszych kilku stronach moją twarz wykrzywił grymas zniesmaczenia i już myślałam, że książka mi się nie spodoba. No mógłby ją już chociaż pod autobus wrzucić xD

Natomiast duży plus za to, że autor nie naginał stworzonej przez siebie rzeczywistości- jak się powiedziało A to trzeba powiedzieć B. No i nie wszystko się udawało bohaterom.

Oczywiście nie uniknęliśmy tego, że wampiry mocno odbiegają od mrocznych postaci, jak choćby te z książek Rice, ale jako, że jest to satyra, to takie wampirki są całkiem, że użyję banalnego słowa, którego nie cierpi moja polonistka, fajne ;) I jak najbardziej na miejscu.

Wampira z M-3 z czystym sumieniem polecam. Chociaż podobno nie spodobał się wielbicielom twórczości Pilipiuka. Cóż ja przeczytałam dopiero 4 tomy Oka Jelenia, więc niewiele i nie mogę stwierdzić czy powiela jakiś wątki z innych swoich powieści i czy jest to poniżej jego poziomu, ale jako, że nie lubię zbiorów opowiadań, a ten bardzo mi się spodobał- Pilipiuk dużo u mnie zyskuje :)

28 maja 2011

Nowy szablon

Mam nadzieję, że nowy szablon spodoba się choć części z was. Miał być lekki i letni, a że nie mogłam znaleźć zadowalającego mnie obrazka zrobiłam nagłówek po części ze stosików, a reszta to zbieranina, jedynie potworki i pierwszy obrazek i 2 w drugim rzędzie nie są moje.
Chętnie wysłucham waszych opinii i porad :)
Zrobiłam także stronę Szablony gdyby ktoś chciał zobaczyć jaki szablon był poprzednio.

"Miasto popiołów" Cassandra Clare

tytuł oryginału: City of Ashes. The Mortal Instruments - Book Two
seria/cykl wydawniczy: Dary Anioła tom 2
wydawnictwo: MAG
data wydania: październik 2009
data wydania oryginału: 2008
liczba stron: 442
ocena: 1

Opis:
"Piętnastoletnia Clary Fray poszukując swojej zaginionej matki, trafia do tajemnego świata, położonego głęboko pod ulicami Nowego Jorku, zwanego Podziemnym Światem, pełnego tajemniczych wróżek, wampirów, hybryd człowieka i wampira, i demonów. Clary jest rozdarta pomiędzy uczuciami, które żywi do dwóch chłopców - jej najlepszego przyjaciela, Simona, oraz do tajemniczego łowcy wampirów, półczłowieka, półanioła Jace'a. Okazuje się, że jej ojcem jest zbuntowany Nocny Łowca,Valentine, który jest winien morderstw i zdrady.Teraz powraca na czele wiernych mu zwolenników aby dokończyć przewrotu i dokonać eksterminacji wszystkich demonów i wampirów. Valentine odkrywa przed Clary straszną tajemnicę: ma ona brata i jest nim Jace. Valentine dokonuje napadu na siedzibę Nocnych Łowców i ucieka wraz z Jacem. Clary pozostaje sama i wyrusza do ostatniego schronienia Nocnych Łowców."

Okładka drugiej części jest tak ohydna, że postanowiłam zamieścić tutaj amerykańską wersję, która jest moim zdaniem o niebo lepsza. Choć zielona skóra średnio mi się podoba, to wolę ją o wiele bardziej od tego potwora na okładce polskiej :P
Poprzednią część oceniłam na 4, więc pewnie zdziwi Was taki rozrzut. Cóż... Po tamtej nie spodziewałam się niczego ciekawego, właściwie byłam już całkowicie zniechęcona do paranormalnych romansów, dlatego Miasto kości wydało mi się ciekawe, ale w porównaniu z innymi z tego gatunku, poza tym jakimś cudem mnie zainteresowała i przeczytałam ją błyskawicznie.
Jednak z Miastem popiołów było inaczej. Po pierwsze uderzyła mnie banalność i infantylność, która jakoś nie rzuciła mi się w oczy w poprzednim tomie. Być może dlatego, że uczucia Clary i ta jej wielka miłość są jakieś takie... niedojrzałe, poza tym w tym tomie mieliśmy podobno zaobserwować rozdarcie uczuciowe bohaterki względem Jace'a i Simona, niestety ja tego nie zauważyłam.
Akcja, fabuła. No cóż nie można powiedzieć, że ich nie było, bo w takich książkach jest właściwie tylko to, ale była ona monotonna- mam na myśli to, że nie było narastania, napięcia. Poza tym w tej części w odróżnieniu do poprzedniej, nie podobały mi się już rozwiązania jakie stosowała Clare. Wydawały mi się wręcz zbyt proste. Coś zabrania Ci tego? To zrób to, powiedz tamto, nagnij prawdę i już nie ma przeszkody.
Bez żalu przeczytam na wikipedii streszczenie trzeciej, a może nawet kolejnych części.
Na najbliższą dekadę odpuszczam sobie tego typu książki (chociaż wiem, że i tak pewnie coś tego typu jeszcze przeczytam). Lepiej przeczytać coś wartościowego i dopracowanego, napisanego tak, żeby czytelnikowi nie wydawało się, że czyta książkę nastolatki (i to młodej).

27 maja 2011

"Chudszy" Stephen King/ Richard Bachman i "Przeklęty" Toma Hollanda

tytuł oryginału: Thinner
wydawnictwo: Zysk i S-ka
data wydania: 1997
wydanie pierwsze: 1984
liczba stron:
299
ocena: 2



Opis:
"Billy Halleck to dobry mąż, wspaniały ojciec i człowiek sukcesu. Zarabia coraz więcej jako adwokat, ma wygodny dom, kochającą rodzinę, ale ma także pięćdziesiąt funtów nadwagi i lekarz nieustannie przestrzega go przed zawałem. Pewnego dnia samochód Billy'ego potrąca starą Cygankę, której ojciec, niezadowolony z wyroku sądu, sam postanawia wymierzyć karę..."

Niestety recenzję tej książki muszę zacząć tak jak poprzedniej: nie zaskoczyło. Z uwagi na moje uwielbienie jakim darzę twórczość Kinga ubolewam nad tym. Jednocześnie pocieszam się, bo King to przecież dość płodny pisarz i w jego bibliografii muszą znaleźć się gorsze książki, na które wcześniej czy później natrafię.

Chudszy zaczął się całkiem nieźle, czytało się przyjemnie, jednak nie było jakiejś wyraźniejszej iskierki zainteresowania, owszem coś tam się tliło, ale to nie to. Gdzieś w połowie straciłam całkowicie zainteresowanie książką i fabułą choć rzekomo właśnie w tym miejscu się rozkręca.
Muszę przyznać, że jest to dość monotonna książka, fabuła nie jest jakoś ciekawie skonstruowana. Konceptów, od których dreszcz może przejść po plecach naliczyłam się... dwóch... A mianowicie w przypadku samej klątwy i "oddychającego" placka... Dziwna rzecz, ale cóż... ;P
Nie mogłam wczuć się w sytuację Billy'ego ani w poczuć jakiejkolwiek empatii, jego zawód mi do niego nie pasował, co więcej cały czas zapominałam jego nazwiska, a jak doszedł jeszcze jego lekarz i policjant- cała trójca ma nazwiska na H- to już całkiem się pogubiłam. Nie podobała mi się postać Ginellego, nie zachowywał się jak gangster, nie wiem czy to był zamiar Kinga czy po prostu ma taką małą wiedzę o mafii, ale nie tak widzę ważną postać z mafii Nowego Jorku. Wiem, że to trochę głupie, że myślę stereotypowo co do zawodu obu tych postaci, ale cóż nic na to nie poradzę.

Zakończenie, które wielu powaliło mnie nie usatysfakcjonowało. Podsumowując: cóż początkowo czułam ten specyficzny klimat książek Kinga, ale miałam nadzieję, że autor rozwinie skrzydła, miałam ochotę na więcej. Niestety w ogólnym rozrachunku Chudszy wypada blado. A szkoda, bo pomysł jest bardzo dobry.

Cytaty:
"Ci, co się nie boją, umierają młodo."
"Jak mawiał Albert Einstein: "A co mi tam, do cholery"."


Jako ekranizacja myślę, że to dobry film, ponieważ nie odstaje rażąco od książki. Niestety tak jak w przypadku Chudszego Kinga, tak oglądając film szybko straciłam zainteresowanie. Być może miało na to częściowo wpływ, to, że wcześniej czytałam książkę.
Do gry aktorów w zasadzie nic nie mam, ale irytował mnie odtwórca roli Billy'ego. Wprawdzie świetnie pokazali jego spadek wagi, ale wyglądał jak osoba obłąkana i to jeszcze przed ostatnimi scenami... Dosłownie miał obłęd w oczach, choć może tak właśnie miało być i zamiast narzekać powinnam go chwalić :P
Jako osobny film Przeklęty mnie ani trochę nie zainteresował, jest dość słaby i nie polecam. Choć, co dziwne, jeśli miałabym doradzić czy wybrać film czy książkę poleciłabym film.






Baza recenzji Syndykatu ZwB

23 maja 2011

"Kaznodzieja" Camilla Läckberg

tytuł oryginału: Predikanten
seria/cykl wydawniczy: Erika Falck tom 2, Czarna Seria
wydawnictwo: Czarna Owca
data wydania: luty 2010
wydanie pierwsze: 2004
liczba stron: 440
ocena: 2/5



Opis:
"Akcja drugiej powieści kryminalnej Camilli Läckberg, tak jak poprzedniej, rozgrywa się w Fjällbackce, małej miejscowości na zachodnim wybrzeżu Szwecji. Patrik Hedström i jego koledzy z komisariatu w Tanumshede stają przed bardzo skomplikowaną zagadką. Jaki jest związek między morderstwem młodej kobiety, której zwłoki odnaleziono w Wąwozie Królewskim, a sprawą sprzed dwudziestu pięciu lat, dotyczącą zaginięcia dwóch dziewczyn? Prawda okazuje się okrutniejsza, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać…"

Po pierwsze i najważniejsze muszę przyznać- nie zaskoczyło. Powieść kryminalna jak powieść kryminalna- całkiem niezła, klimat jest, choć nikły. Jednak nie było tego czegoś. Czegoś co sprawia, że niewiele myślimy i dajemy się porwać akcji, czegoś co nie daje nam oderwać się od książki, dzięki czemu przeżywamy każde wydarzenie i potrafimy wczuć się w położenie bohaterów, odczuwamy to co oni. Czego brakowało? Polotu? Jak zwał tak zwał. W książce Camilli Läckberg tego nie odnalazłam. Co dziwne były momenty wciągnięcia, ale też takie kiedy nie interesowałam się przebiegiem akcji.
Niezmiernie irytował mnie sposób wprowadzania nowych informacji dotyczących śledztwa. Było to na zasadzie: Patrik odebrał telefon, przez chwilę rozmawiał. Ach to było zaskakujące! Niewiarygodne! Pospiesznie wybiegł z komisariatu. Koniec. Nowy rozdział. W ten sposób czytelnik nie mógł mieć jasnego obrazu sytuacji i musiał czekać aż pani Läckberg łaskawie wyjawi czego dowiedział się Patrik. Jasne, jasne ktoś powie, że w ten sposób autorka budowała napięcie itd., ale jakoś inni autorzy radzą sobie bez takich "sztuczek" co 20 stron.
Bohaterzy tej książki nie zdobyli mojej sympatii. Może mieć na to wpływ to, że nie czytałam pierwszej części, ale wydali mi się jacyś bezosobowi, jakiś ogólny zarys postaci, ale żadnych mocniejszych charakterów.
Do tego Erika mnie denerwowała z tą jej nieporadnością radzenia sobie z gośćmi i tym, że wszyscy bez wyjątku odjechali źli, a podczas pobytu byli namolni i chamscy. I same dziewczyny z 1979 roku- to co czuły (że niemal lubiły swojego oprawcę) było... dziwne. Nie znam się na psychologii, ale wydaje mi się, że nie tak powinny się czuć, a przynajmniej nie w tak krótkim czasie. Może Viconia się wypowie, może ja po prostu nie znam mechanizmów ludzkiej psychiki ;)
Sam wątek kryminalny po przyjrzeniu mu się w całości też nie był jakiś specjalnie błyskotliwy, a już rozwiązanie było nieco śmieszne, tyle tam było nieprawdopodobnych zbiegów okoliczności, że aż za dużo jak na jedną książkę.
Podsumowując Kaznodzieja nie podobał mi się. Przede wszystkim nie przypadł mi do gustu styl pani Läckberg jak i wątek kryminalny.
Cieszę się, że nie skusiłam się na kupienie pakietu czterech pierwszych części sagi. W sumie nie przekreślam Läckberg całkowicie, ale nie wrócę do jej twórczości w najbliższym czasie. Słyszałam, że w Kamieniarzu Läckberg się rozkręca, więc może następną pozycją będzie właśnie ta książka?



Baza recenzji Syndykatu ZwB

22 maja 2011

Wykop książkę :)

1. Aby wziąć udział w konkursie, musisz być obserwatorem naszego bloga  www.wykopksiazke.blox.pl, www.wykopksiazke.blogspot.com
2. By wziąć udział w losowaniu książki, musisz dodać na swoim blogu tę notatkę, po czym na naszym blogu www.wykopksiazke.blox.pl lub www.wykopksiazke.blogspot.com dodać komentarz: DODAŁEM/DODAŁAM!
3. Konkurs trwa od dnia pojawienia się tej notki, do końca maja - do niedzieli, 29. maja, godziny 23.59 .
4. Wśród Waszych wpisów wylosujemy zwycięzcę.
5. Nagrodą jest książka M.V.Llosy "Zeszyty don Rigoberta". Nagrodzona osoba poproszona zostanie o podanie adresu w wiadomości mailowej (mail tylko do naszej wiadomości).
6. Wzięcie udziału w konkursie oznacza akceptację regulaminu.  Zapraszamy do wzięcia udziału w konkursie!

Mam tylko jeden problem taktyczny (zresztą nie tylko ja)... A mianowicie nie wiem jak się obserwuje na bloxie :P

19 maja 2011

"Oko Jelenia. Pan Wilków" Andrzej Pilipiuk

seria/cykl wydawniczy: Oko Jelenia tom 4
wydawnictwo: Fabryka Słów
data wydania: luty 2009
liczba stron: 400
ocena: 2

Opis:
"Styczeń Anno Domini 1560. Po dramatycznej ucieczce z Bergen Marek i Hela docierają do Polski. Rozbitkowie z innych epok osiągnęli oto brzeg. Niestety, na swoim szlaku pozostawili kolejne trupy, a nad ich głowami zawisło jeszcze jedno śmiertelne zagrożenie. Czym powita ich Ojczyzna Co czeka ich w jednym z najważniejszych miast Hanzy Jaką pajęczynę snują wokół sprytni kupcy. Także w Szwecji nie dzieje się dobrze. Pustkowia kraju Dalarana skrywają złowrogą tajemnicę. Przewrotny los stawia na szachownicy zarówno nowe jak i dawno nie widziane pionki. Również nieświadom niebezpieczeństwa prostoduszny kozak Maksym, z wierną szablą u pasa, podąża ku swemu przeznaczeniu..."

Oj słabiutko, słabiutko wypada czwarta część na tle poprzedniej, która mi się najbardziej podoba z całego cyklu...
Tak do połowy była to przyjemna lekturka, gdzieś w połowie coś się stało i... I jakoś tak wyszło, że zaczęła mi się wydawać dziwna ta cała koncepcja. A pod koniec już nie mogłam, ostatnie strony przeczytałam już tylko pobieżnie.
Jak to już miałam z poprzednimi częściami- przez jakiś czas nabierałam ochoty na czytanie, a potem trudno było mi zacząć. Ale już po kilkunastu stronach się wciągłam i w pozostałych częściach ten stan się utrzymywał. W tej niestety nie. Mam wrażenie, że ta historia mogła się skończyć w tym lub kolejnym tomie. A tu jeszcze trzy... Nie wiem czy je przeczytam. Pewnie długo nie wypożyczę piątego, ale w końcu się skuszę.
W poprzednich tomach, a zwłaszcza pierwszym ogromnie spodobał mi się pomysł autora. Jednak w tej części czułam się trochę dziwnie czytając o Oku Jelenia (co to w ogóle za nazwa?). Jeszcze jak doszedł Pan Wilków z całą swoją bandą to zaczęło się robić groteskowo. Uwielbiam książki osadzone w czasach, które przez czytelników potocznie nazywane są "średniowieczem" (trudno mi teraz sprecyzować, ale jeśli o mnie chodzi to gdzieś około XI do XVII wieku) z TYM klimatem. Niestety Pan Wilków utracił ten szczególny klimat co znacznie wpływa na moją ocenę.
Co najdziwniejsze, mimo, że to książka akcji i poprzednie idealnie spełniały swe zadanie, to ta mnie w pewnych momentach wręcz nudziła. Była w sumie dość przewidywalna, Pilipiuk, co prawda, zastosował pod koniec nagły zwrot akcji, ale... to też było do przewidzenia...
Nie wiem czy to wina mojej wybredności, ale w pewnym momencie nawet dialogi zaczynały mi się wydawać banalne.
Cóż więcej mogę napisać? Nie będę się za bardzo rozwodzić, bo po pierwsze mogłabym zdradzić szczegóły komuś kto jeszcze nie przeczytał tego tomu, a Ci którzy dopiero mają zamiar zabrać się za Oko Jelenia nie będą wiedzieli o co chodzi. Tak więc podsumowując- koncepcja zaczyna się robić nudna, nie ma już tego klimatu, trochę zaczyna trącać pisaniem na siłę, coby wydłużyć cały cykl. Książka najsłabsza z całego cyklu (z tych do tej pory przeczytanych).
Nie mogę jednoznacznie powiedzieć czy polecam, czy nie. Jeśli ktoś jeszcze nie czytał Oka Jelenia, a się zastanawia to niestety nie ułatwię wyboru, bo mimo, że ten tom był słaby, to jednak nie żałuję, że rozpoczęłam cykl. Jakoś nie interesuje mnie jak to wszystko się skończy, więc nie bardzo mam ochotę czytać kolejne tomy, jeśli miałabym przerwać czytanie Oka Jelenia, to myślę, że to będzie idealny moment.
Czy przeczytam kolejne tomy- to się okaże :)
A tymczasem polecam mniej wymagającym panom, którzy lubują się w przygodówkach, sensacyjkach i kryminałach.

Widzę, że na lubimyczytac opinie są podzielone na dwa rodzaje- albo zachwyty, albo głosy rozczarowania. Argumenty w tym drugim przypadku mniej więcej takie same jak moje :P

17 maja 2011

"K-pax. Historia nie z tej ziemi" Gene Brewer'a i "K-pax" Iaina Softley'a (2001)

tytuł oryginału: K-PAX: Alles ist möglich
wydawnictwo: Znak
data wydania: kwiecień 2002 
pierwsze wydanie: 1995
liczba stron: 248
ocena: 4.5/5

Opis:
"Czy rzeczywiście jest kosmitą, czy też tylko żyje w innym świecie?
Dla człowieka, który utrzymuje, że jest przybyszem z kosmosu, oddział Instytutu Psychiatrii na Manhattanie wydaje się najodpowiedniejszym miejscem. Jednak ów pacjent w niczym nie przypomina tych, z którymi dr Gene Brewer miał wcześniej do czynienia. Nazywa się prot i twierdzi, że przybył z planety K-PAX, idyllicznego świata, w którym wszyscy żyją w zgodzie i harmonii. Określiwszy dokładnie datę opuszczenia Ziemi, prot pozostawia nas w niepewności do ostatniej chwili.
Jego krótki pobyt w szpitalu na Manhattanie radykalnie zmienia życie pacjentów i panujące tam stosunki międzyludzkie. Prot przywraca ludziom radość i sens życia. Pokazuje inny wymiar istnienia.
Ta znakomicie napisana, żywa, dowcipna i zarazem głęboko humanistyczna książka z pewnością spodoba się nie tylko miłośnikom Lotu nad kukułczym gniazdem, lecz także wielbicielom twórczości Olivera Sacksa, autora bestsellera O mężczyźnie, który pomylił swoją żonę z kapeluszem.
K-PAX to pierwsza część trylogii o tajemniczym procie.
"

Mój pierwszy audiobook! Jeszcze do niedawna zachwalałam zalety e-booka a teraz muszę przyznać, że o wiele bardziej wolę audiobooki :) Można ich słuchać podczas powrotu do domu lub sprzątania czy gotowania, a co najlepsze oczy się nie męczą :) Do tego trafiłam na bardzo dobrego lektora- Jacka Kissa, ktory odwalił kawał dobrej roboty- jego głos jest żywy, zabarwia wypowiedzi emocjami, nie jest monotonny. 
Jeszcze co do szczegółów technicznych- zdziwiło mnie to, że w audiobooku podali, że K-pax pisze się K-p-a-x.

Książka Brewera to niezwykła historia. Jak pisze w podtytule- „Nie z tej ziemi”.
Sposób prowadzenia narracji i wersja z jakiej korzystałam, sprawiły, że niemal uwierzyłam, że słucham nagrań z sesji i komentarzy doktora Brewera i że ta historia miała miejsce.




Podstawowy problem, z którym zmierzamy się w tej powieści- uwierzyć w to, że prot jest "kosmitą" czy nie?
Jeśli tak- należy przyjąć, że mówi prawdę o K-pax. Wtedy pozostaje nam zastanowienie się nad tym czy może faktycznie nie postępujemy źle, tu na Ziemi, a także możemy zastanowić się nad tym co prot mówił o swojej planecie. Przystanąć, odpowiedzieć sobie na pytanie: czy to wszystko ma sens? Dlaczego tak pędzimy? Po co? Czy nie lepiej skupić się na ŻYCIU!? A nie zarabianiu, karierze, posiadaniu, władzy...
Jeśli natomiast uznamy prota za chorego człowieka to możemy zastanowić się nad niezwykłością ludzkiego umysłu i iluzji jaką potrafi stworzyć, która w niezwykły sposób łączy się z rzeczywistością zatajając traumatyczne przeżycia.

K-pax to wielowątkowa opowieść, która przedstawia nam historię nie tylko prota, ale także doktora Gene Brewera (ten wątek bardzo mi się podobał) i pacjentów z Instytutu. Ciekawe były dla mnie wątki dotyczące innych pacjentów. Brewer nie zagłębiał się w nie dokładnie, ale przedstawił kilka ciekawych historii. Co mnie ucieszyło to to, że autor nie pozostawił swoich bohaterów samych sobie, ale zakończył niemal wszystkie wątki. Aż dziwi, że napisał kolejne części (fakt, że po latach). Dosłownie mnie skręca, żeby się dowiedzieć o dalszych losach prota! Ale niestety jak na razie nie będę mieć możliwości do zdobycia Na promieniu światła (cz. 2)... :( A bardzo chciałabym mieć wszystkie te książki w wersji papierowej.

Prot ukazuje nam zupełnie nowe spojrzenie na ludzi i otaczający świat. Ale czy to postrzeganie k-paxianina czy chorego człowieka?


Film jest inny niż książka. Wprawdzie jeśli chodzi o fabułę to standardowo mamy kilka odmiennych elementów, kilka przeinaczonych, ale są też dialogi takie same jak w książce. Nie o to mi jednak chodzi. Taka jest magia kina, że jest (jak dla mnie) jakieś takie wrażliwsze. Przy czytaniu książki nie okazywałam emocji, nie "ruszyła" mnie, owszem zastanawiałam się nad tym kim jest prot, w pewnym momencie nawet zmusiła mnie do głębszych przemyśleń niezwiązanych z samą zagadką, ale żadnych łez czy tego typu reakcji. A podczas oglądania filmu prawie... Choć trzeba przyznać, że kino jak to kino- jest nieco przejaskrawione.
Szczególnie podobała mi się ścieżka dźwiękowa. Uwielbiam dźwięk fortepianu :)
Jeśli chodzi o aktorów to nie zauważyłam jakichś szczególnych czy rażących niedociągnięć, ale też żadnych wybitnych ról. No może poza Kevinem Spacey, którego gra bardzo mi się podobała. Dzięki niemu prot i w wersji papierowej, i filmowej był postacią wyjątkową.
Film jest dobrą ekranizacją. Jest właściwie taki sam jak książka. Jedynie postać doktora Powella/Brewera jest całkiem zmieniona.

Polecam i film, i książkę, jednak miłośnikom książek nie polecam dowolnej kolejności- najpierw książka. Koniecznie! ;)

11 maja 2011

Stosik majowy

I nastał maj, wiosna za oknem, słoneczko przygrzewa... A ja z biblioteki przytargałam 5 książek, których gatunek budzi raczej przeciwstawne skojarzenia do słowa "wiosna". Bo oto mamy coś z fantastyki, horroru i kryminału :)
(przepraszam za nieostre zdjęcie :P)
Chudszy Stephen King 
Dopiero w domu ujrzałam okładkę (zobaczyłam przypadkowo na regale, że to książka Kinga, której jeszcze nie czytałam, więc bez wahania i dłuższych oględzin zabrałam ze sobą :) ), na której znajduje się informacja, że książka została opublikowana pod pseudonimem Richard Bachman. Ucieszyłam się tym bardziej, bo to oznacza, że jest to starsza książka i można się spodziewać mrocznej opowieści :)  

Miecz przeznaczenia Andrzej Sapkowski 
Już nie mogę się doczekać powrotu do świata Wiedźmina! :)

Wampir z M-3 Andrzej Pilipiuk 
Byłam zdziwiona, że ją zobaczyłam, w końcu została wydana całkiem niedawno.

Oko Jelenia. Pan Wilków Andrzej Pilipiuk 
Nabrałam wczoraj ochoty do powrotu do świata Oka Jelenia :)

Kaznodzieja Camilla Lackberg
Wątpię czy jest pierwsza część, więc wzięłam co było ;)


Z tego stosiku jestem bardzo rada. Znajdują się w nim książki 2 autorów, których twórczość uwielbiam, jedna nowość i jedna nieznana autorka.

Razem stosik liczy 1807 stron, co w przybliżeniu daje ok. 361 stron w każdej książce. To ponad sto więcej niż w poprzednim stosiku bibliotecznym :)

Poza zaskoczeniem jakie zaserwował mi Wampir z M-3 zauważyłam, że ponad Nowościami, "moja" miejska biblioteka dorobiła się półki z audiobookami! Być może kiedyś wypożyczę jeden z nich :)

10 maja 2011

Nie podołałam... I kilka słów o "Zapiskach na pudełku od zapałek 1986-1991" Umberto Eco

Nie podołałam
Pomimo najszczerszych chęci, a później wręcz przymusu, obie poniższe książki próbowałam przeczytać, ale gdzieś w okolicy setki stwierdziłam, że nie dam rady. Zazwyczaj jeśli w okolicach 50 stron uważam, że książka nic mi nie oferuje, odkładam ją na półkę. Niestety to dwie kolejne książki w tym roku, których nie doczytałam i jakoś tak żal mi było oddać je do biblioteki. Niestety mimo najszczerszych chęci nie dałam rady...


Nie wiem dlaczego, ale wiele się spodziewałam po tej książce. Coś (czyt. tytuł, okładka, opis) sprawiło, że myślałam, iż to będzie świetna książka. Niewiele akcji i taka życiowa.
Przy pierwszym podejściu po 30 stronach lektura była bardzo nużąca...
Ok, pomyślałam, odłożę ją i spróbuję innym razem.
5 książek i 40 stron ww. książki później uświadomiłam sobie, że oczy same mi się zamykają, a historia nadal mnie nie ciekawi.
I cóż jej dalszy los mogę obwieścić- jutro powędruje ze mną do szkółki, a około 2 po południu znajdzie się w bibliotece.





Erynie podzielą los Białego tygrysa. Stety-niestety.
Kiedy zaczęłam czytać nie za bardzo zainteresowała mnie ta historia, główny bohater, Edward Popielski, był mi całkowicie obojętny. W miarę czytania pojawiła się iskra zainteresowania, doszłam do połowy, przerwałam czytanie (kiedyś muszę przecież jeść :P) i nagle puff! Koniec. Nie dałam rady przeczytać 5 stron na raz. Nie potrafię wyjaśnić tego zjawiska... Na plus przemawiają dobrze napisany opis, np. zwłok (hmmm... po namyśle stwierdzam, że zabrzmiało to trochę makabrycznie :P)
Pana Krajewskiego oczywiście nie skreślam, bo mam zamiar przeczytać coś z serii o Breslau.







"Zapiski na pudełku od zapałek 1986-1991" Umberto Eco

Jest to zbiór felietonów, które w latach 1986-1991 ukazywały się na łamach L'Espresso. Przyznam, że z tą formą jak i twórczością Eco miałam styczność po raz pierwszy.
Jak wrażenia? Nie są złe, ale też nie wspaniałe.
Myślę, że felieton najlepiej nadaje się do gazety. Oczywiście dla miłośników Eco jest to zapewne nie lada gratka, ale na pierwsze spotkanie z jego twórczością to chyba nie najlepsza pozycja.
Owszem miło było spędzić wieczór z felietonami Eco. Większość jest zabawna, wyśmiewa jakieś wady czy twory ludzkie, są też (choć nieliczne) poważne. Kilka mi się spodobało, a kilka pominęłam, bo albo nie mogłam ich zrozumieć, albo nie interesowała mnie ta tematyka.
Pozostał mi jednak pewna nutka goryczy, niewielka, ale jednak. Otóż odniosłam wrażenie, że pan Eco wyśmiewa się z ludzi innych lub mniej inteligentnych od niego. No nie wiem być może błędnie go odebrałam.
Cóż na razie dam spokój Eco-felietoniście i będę polować w bibliotece na Imię róży :)

07 maja 2011

"Ostatni bastion Barta Dawesa" Stephen King

tytuł oryginału: The Roadwork
wydawnictwo: Prószyński i S-ka
data wydania: 2010
pierwsze wydanie: 1981
liczba stron: 288
ocena: 6



Opis:
"Bart Dawes uważa, że przegrał swoje życie. Dochodzi do wniosku, że jego los zawsze zależał od splotu nieszczęśliwych zbiegów okoliczności i złych wyborów. Najważniejsze sprawy: miłość, narodziny dziecka, praca – działy się jakby obok niego. Teraz widzi, jak znika dawny świat, w którym honor i uczciwość nie były pustymi słowami. Codziennie musi znosić głupotę i obłudę szefa. Każdy nowy dzień dowodzi, że w małżeństwie również poniósł klęskę. Dlatego gdy bezduszna decyzja urzędników odbiera mu ostatnie rzeczy, dla których warto było żyć – małą pralnię i dom, decyduje, że się nie podda. Kupuje broń i rozpoczyna walkę o to, co najważniejsze…"

Bardzo dawno nie czytałam nic Kinga. Wydaje się jakby to było wieki temu! Wprawdzie ostatnio rzuciłam po 50 stronach Buick 8... To spotkanie z twórczością Kinga było jednak bardziej udane.

Książkę skończyłam wczoraj. Wczoraj też był jeden z moich najlepszych poranków :) Obudziłam się, patrze na szafkę nocną... Co widzę? Na Ostatnim bastionie, który swego czasu podarowała mi mama, leży Mgła. Szkieletowa załoga od taty! :D Radosne DZIĘ-KU-JĘ! :) Mała rzecz, a tak bardzo cieszy ^^ Kto chciałby mieć taki poranek? ;>

Ale wracając do właściwego tematu :P Jak pisałam w poprzedniej notce, ostatnio powróciło moje zamiłowanie do filmów, więc praktycznie nie czytałam. Jedynie 20 stron dziennie- niewiarygodne... Jednak cieszę się, że nie pochłonęłam tej książki "na raz". King jest jednym z moich ulubionych pisarzy i lubię delektować się jego twórczością.

A było czym! Ostatni bastion Barta Dawesa King napisał jeszcze pod pseudonimem Richard Bachman, wydana została w 1981 roku. Już po pierwszej informacji można się domyśleć, że to jedna ze starszych książek Mistrza. A ja uwielbiam właśnie te najstarsze. Książka ta jest dość nietypowa jak na Kinga. Jeśli szukacie fantastyki czy horroru to go nie znajdziecie. I mimo, że King jest okrzyknięty Mistrzem Horroru to ja uwielbiam te książki z jego twórczości, które są "inne", jak, np. Zielona Mila czy Rose Madder (choć tam już są elementy fantastyczne).


I po tym wstępie nie wiem co napisać o książce... Czytanie jej było czystą przyjemnością, ale z napisaniem o niej mam trudności. Może dlatego, że książka sama mówi za siebie?
Ostatni bastion... jest książką przede wszystkim poświęconą psychologii tytułowego bohatera. Dla niektórych postępowanie Bartona George'a Dawesa jest niezrozumiałe. Nie powiem, że ja od początku do końca zrozumiałam wszystko, jednak nie jest dla mnie całkiem mętne.
Ostatni bastion Barta Dawesa opowiada o tym jak jedna bezmyślna decyzja potrafi zmienić życie człowieka. Dla niektórych jest to bez znaczenia. Co tam jeden człowiek? Ale moim zdaniem jeśli nie zaczniemy martwić się losem jednostki to nie będziemy w stanie pomóc masom.
Nie do końca jest tak, że Bart jest zdecydowany na najgorszą wersję wydarzeń. Szuka pomocy... Ale nikt nie chce mu pomóc, w każdym razie nie w sposób skuteczny. Jest także bardzo samotny.
Z jednej strony rozumiem, że życie Dawesa się skończyło, że zrozumiał, iż jest tylko rutyną pozbawioną sensu. Z drugiej jednak strony przez cały czas chciałam, żeby Bart ułożył sobie życie na nowo, żeby ujrzał jego piękniejszą stronę... Ale Bart był mocno związany ze swoim synkiem, Charliem. Więź ich łącząca była mocniejsza niż śmierć.
W Ostatnim bastionie Barta Dawesa ukazana jest szara rzeczywistość. Nie znajdziecie tu potworów, niewytłumaczalnych zjawisk. Rzeczywistość chyba je przebija... Ja wybrałam sobie najlepszy moment na czytanie tej książki- pogoda zmieniła się ze słonecznej na deszczową.
Przeczytałam trochę o okolicznościach pisania tej książki- polecam poczytać przed zabraniem się za nią
King jest posądzany, także przez fanów, o beznadziejne zakończenia. Według mnie jest to jedno z najlepszych jego zakończeń.
Stephen King stworzył powieść mocno wciągającą. Czytelnik jest ciekawy jak potoczą się losy Barta. Czy ktoś go uratuje?


Ehhh uważam, ze to zła recenzja. Już prawie ją skasowałam... Napiszę tylko tyle: to dość ponura lektura, jeśli się w nią wgłębić. Ale polecam, warto. Na pewno jeszcze do niej wrócę.
Tak naprawdę nie widzi się tego wszystkiego co tkwi w książce podczas czytania. Refleksja przychodzi nieco później, po przeczytaniu.

Najbardziej przejmujące były dla mnie te słowa (nie polecam czytania ich tym, którzy książkę mają dopiero przed sobą- UWAGA! czytasz na własną odpowiedzialność):
"(...)ostatnia myśl: świat wybuchnął nie wokół, lecz wewnątrz niego, i choć był to wybuch na miarę kataklizmu, nie przerósł, powiedzmy, dorodnego orzecha włoskiego."
I ostatnie słowa:
"(...) a my jeszcze raz bezpiecznie wracamy do świata ludzkich spraw."

04 maja 2011

Majowy maraton filmowy

Pasowałoby się "rozgrzeszyć" z tego, że ostatnio nie wstawiałam recenzji ani nie czytałam.
Podczas przerwy świątecznej dużo czytałam, podczas długiego weekendu, a właściwie przerwy majowej, bo mam, wolne do 10 :), nadrabiam zaległości filmowe.
Pokrótce przedstawię moją opinię na temat obejrzanych filmów. Nie będę się rozpisywać, tylko kilka zdań.



Dziewczyna moich koszmarów (2007)
Opis:

"Eddie (Ben Stiller) nie ma szczęścia w miłości, wciąż szuka wybranki swojego serca, ale zawsze bez powodzenia. Pewnego dnia poznaje kobietę, która wydaje mu się jego wymarzoną drugą połówką. Nie zastanawiając się oświadcza się jej, a w końcu bierze z nią ślub. Kiedy wyjeżdżają na miesiąc miodowy na jaw wychodzą różnice między nimi, oraz prawdziwa natura żony bohatera - okazuje się być zaborczą i pełną wad "babą". Tymczasem Eddie poznaje Mirandę, która jest spełnieniem jego marzeń. Nie boi się już pochopnie podejmowanych decyzji. Tylko jak wyjaśnić swojej żonie, że znalazło się idealną dla siebie drugą połówkę...?"





Taka sobie komedyjka. Nie powalała humorem, ale też nie zanudzała.
Najbardziej podobała mi się scena podczas ślubu, kiedy przybyła matka panny młodej ^^
Nie oglądałam końcówki, ale można się domyśleć jak film się skończył.
Ocena: 3/5


Przebacz (2006)
Opis:
"20-letni Stan należy do ulicznego gangu. Napada na ludzi, okrada sklepy. Pewnej nocy Stan pod silną presją grupy gwałci młodą dziewczynę Joannę. Podczas ucieczki przed policją, po próbie kolejnego włamania, Stan łamie nogę. Przebywa w szpitalu, w którym Joanna pracuje jako pielęgniarka. Dziewczyna nie rozpoznaje swojego oprawcy ale chłopak poznaje dziewczynę. Teraz jest skazany na jej opiekę. W chłopcu narasta poczucie winy oraz rodzi się uczucie do dziewczyny. Po wyjściu ze szpitala Stan nie może odnaleźć się w grupie przyjaciół. Ukrywa przed nimi znajomość z Joanną. Przyjaźń ze Stanem pozwala dziewczynie przezwyciężyć traumę po gwałcie. Stan jest rozdarty pomiędzy lojalnością wobec starych przyjaciół a nowym uczuciem do dziewczyny. Czy Stan pokona zło, które w nim tkwi, czy Joanna mu wybaczy?"


Dobry koncept. Gwałt pokazany z ciekawej perspektywy. Niestety z wykonaniem moim zdaniem było gorzej. No i ogólnie jakoś mną nie ruszył.
Ocena: 3/5

Drużyna A (2010)
Opis:
"Są uzbrojeni, niebezpieczni… i zupełnie stuknięci! Przygotuj się na pełną akcji ostrą jazdę, w której wybuchowe kreacje tworzą Liam Neeson, Bradley Cooper, Quinton 'Rampage' Jackson i Sharlto Copley. Niesłusznie skazani przez sąd wojenny żołnierze z oddziałów specjalnych łączą siły, aby uciec z więzienia i podjąć się najtrudniejszej misji w karierze. Gdy zrealizowanie planu wymaga szalonej odwagi, doskonałego zgrania w czasie i mnóstwa materiałów wybuchowych – to robota dla Drużyny A."








Nie oglądałam serialu, więc nie wiem czy filmowcy "zbeszcześcili" wizerunek Drużyny A. Wiem natomiast, że jeśli szukacie jakiejś niezobowiązującej sensacji na wieczór, która nie jest całkowitym kiczem to mogę Wam polecić Drużynę A. Wiadomo, jak to w sensacji, że będzie masa kaskaderskich wyczynów, trochę niewiarygodnych trików, a po planie filmowym będzie się walać masa łusek, ale jak dla mnie te ich wszystkie plany były całkiem zgrabne. Na dodatek filmowcy dorzucili trochę humoru, który mi się spodobał.

Ulubiona postać- szalony pilot :) Najlepsza scena- jak się huśtał na śmigle śpiewając jakąś piosenkę (niezbyt męską :P) Scena z helikopterami (na początku) też była niezła :)
A ta scenka wyglądała mniej więcej (raczej mniej :P) tak:
A piosenka to- Spin me right round :D

A swoją drogą na filmwebie przy jego postaci jest coś takiego: Kapitan 'Howling Mad' Murdock
Sprawdzałam w słowniku i howling znaczy albo wyjący, albo wielki (mad to szaleniec). Hmmmm...

Ocena: 4/5


RED (2010)
Opis:
"Frank (Bruce Willis), Joe (Morgan Freeman), Marvin (John Malkovich) i Victoria (Helen Mirren) to emerytowani agenci specjalni CIA. Znają największe tajemnice i spiski narodowe, przez co znajdują się na celowniku agencji. Po tym jak zostają wrobieni w zamach, muszą reaktywować stary zespół, by ujść z życiem przed polującymi na nich agentami. Chcąc oczyścić własne imię i zdemaskować oprawców, postanawiają wyruszyć w misję niemal niemożliwą. Włamując się do poszczególnych placówek CIA, krok po kroku, zdobywają informacje na temat największego spisku rządowego w dziejach ludzkości. Drużynie starych zapaleńców pomagać będzie przyjaciółka Franka - Sarah (Mary-Louise Parker)."




Jak wyżej- sensacja. Jednak ten film mi się nie spodobał. Co najbardziej raziło to brak realizmu. Oczywiście 70 letni (a może mieli i więcej lat) staruszkowie biegają z karabinami, zabijają i potrafią wykiwać doświadczonych agentów... Błagam... Już nawet nie mówię o tym, że stara kobieta raczej nie poradziłaby sobie z odrzutem karabinu...
Tej produkcji mówię NIE!
Ocena: 1/5


Amerykańskie ciacho (2009)
Opis:
"Seksowna komedia z najgorętszym „ciachem” Hollywood – Ashtonem Kutcherem („Co się zdarzyło w Las Vegas”, „Efekt motyla”, „Zupełnie jak miłość”) w roli głównej. Rozbrajająco przystojny Nikki (Ashton Kutcher) uwielbia dobrą zabawę, luksusowe życie i piękne kobiety. Zwłaszcza, jeśli są bajecznie bogate. Zdobywa je szybko i zmienia, gdy tylko znudzą mu się ich luksusowe apartamenty. To jego sposób na życie. A  przy okazji - doskonały biznes. Nieodpartemu czarowi Nikkiego ulegają kolejne kobiety, a on bawi się nimi i korzysta z życia, które mu sponsorują. Pewnego dnia spotyka wyjątkową dziewczynę - Heather. Piękna nieznajoma nie jest nim jednak zainteresowana. Czy w grze uczuć, która zaczyna się między Nikkim a dziewczyną chodzi o coś więcej niż seks i pieniądze?"



Przy tym filmie załamuję ręce... Pewnie niektórych urzekła historia męskiej dziwki, która nagle uświadamia sobie, że ma serce i potrafi kochać... Mnie nie.
Ashton... Zacytuję użytkowników filmwebu "grał jak kłoda" i tak wyglądał przez te beznadziejne ubrania i szelki... ugh... Jedynie jego profil był w miarę, poza tym: buuuu!
Ocena: 1/5


60 sekund (2000)
Opis:
"Memphis Raines (Nicolas Cage) był niegdyś profesjonalnym złodziejem samochodów. Porzucił ów niecny proceder wiele lat temu. Niestety, w jego ślady poszedł brat - Kip, narażając się mafii. Kip i Memphis wraz ze swoją grupą przyjaciół mają tydzień na dostarczenie 50 samochodów. Od tej pory rozpoczyna się wyścig z czasem. Przeciw sobie nasza grupa ma zabezpieczenia, mafię oraz policję i za sobą praktykę i doświadczenie."








Ahhhh... :) Uwielbiam ten film, oglądałam go co najmniej trzy razy :)
Od razu uprzedzam, że pierwsze skrzypce grają tu przede wszystkim auta i jeśli przynajmniej po części nie podzielasz miłości do nich to się zawiedziesz.
60 sekund oglądany jest przede wszystkim dla aut. Albo dla Jolie lub Cage'a. Ja lubię i auta, i tych aktorów, więc dla mnie to była uczta :)
Film jest z 2000, więc już nie świeżynka, ale odkąd go po raz pierwszy obejrzałam nadal go uwielbiam.
Cóż mogę o nim napisać- wspaniałe auta, trochę humoru, właściwie jeden pościg, ogólnie film sensacyjny.
Dopiero dzisiaj zorientowałam się, że jest to remake filmu Gone in 60 seconds, który oczywiście muszę obejrzeć :) Ale co mnie bardziej zdziwiło- finałowa scena pościgu trwa... 34 minuty! (w Gone in 60 seconds) No to po prostu muszę obejrzeć :)
Ocena: 5/5


Święty interes (2010)
Opis:
""Wszyscy święci" polskiego kina wreszcie grzeszą... humorem! Adam Woronowicz i Piotr Adamczyk bawią do łez w Świętym interesie Macieja Wojtyszki, nawiązującym do najlepszych tradycji gatunku komedii prowincjonalnej spod znaku Samych swoich, Nie ma mocnych i serii U Pana Boga... Święty interes to komediowa opowieść o dwóch braciach (Piotr Adamczyk i Adam Woronowicz), którzy wracają do rodzinnej wsi na pogrzeb dawno niewidzianego ojca. Okazuje się, że w spadku odziedziczyli jedynie rozpadającą się stodołę wraz ze starą, rozklekotaną Warszawą M-20. Losy samochodu budzą ogromne zainteresowanie mieszkańców wsi, gdyż wieść gminna niesie, że w przeszłości należał on do biskupa Karola Wojtyły. Przekonani o cudownej, uzdrawiającej mocy pojazdu, ludzie chcą odkupić auto od spadkobierców. Ci zaś mają nadzieję, że sprzedaż pojazdu pozwoli im wydobyć się z finansowych tarapatów."

Typowa polska komedyjka jaką ostatnio robią. Lejdis czy Testosteron mnie jeszcze śmieszyły, ale reszta już niekoniecznie. Na palcach jednej ręki mogę zliczyć ile razy się śmiałam.
Jeśli nie macie nic lepszego pod ręką to od biedy możecie włączyć.
Ocena: 2/5 Bo mimo wszystko jakiś koncept był.

Domowe piekło (2010)
 Opis:
"Młoda kobieta, Marnie Watson, zostaje wypuszczona z więzienia za nieumyślne spowodowanie śmierci - w obronie własnej zabiła swego gwałtownego męża, który służył jako policjant w mieście New York. By nie naruszyć zwolnienia warunkowego musi nosić na kostce elektroniczną bransoletkę i pozostawać w pobliżu swego domu. Teren po którym może się porusza ma promień 100 stóp. Jest to skuteczny areszt domowy, który ma zastąpić resztę wyroku. Poprzedni partner jej męża stale obserwuje dom z radiowozu zaparkowanego po drugiej stronie ulicy. Ma nadzieje, że kobieta będzie chciała naruszyć warunki okresu próbnego, a wtedy będzie mógł z powrotem zamknąć ją w więzieniu. Ale ograniczona wolność nie jest największym z problemów Marnie. Okazuje się, że zmarły mąż teraz jako zły duch wciąż jest w domu, gdzie umarł i zamierza się zemścić."

Jakoś nigdy nie kręciły mnie horrory, a jeśli już to bardziej w stylu Piły. A ten jakoś był pod ręką, więc z braku laku...
Ten film jest nijaki. Nie był tragiczny, ale też nie wzbudził większych emocji. Bardziej dla takich, którzy boją się horrorów, ale koniecznie chcą jakiś obejrzeć, bo ten straszny nie jest. A tragiczny nie był do czasu zakończenia... Gdyby nie ono byłaby ocena o pół punkcika wyżej.
Ocena: 1,5/5

Avatar (2009)
Opis:
"Avatar opowiada historię Jake’a Sully’ego - sparaliżowanego byłego komandosa, który dostaje szansę odzyskania zdrowego ciała. Musi jednak wziąć udział w specjalnym programie militarnym...
Jake trafia na Pandorę: planetę zamieszkiwaną przez Na'vi – człekopodobna rasę, która według ludzi żyje na prymitywnym poziomie, a w rzeczywistości jest dużo bardziej zaawansowana. Wysokie na dziesięć stóp, pokryte niebieską skórą Na'vi żyją w swoim świecie w zgodzie z naturą zachowaną w nienaruszonym stanie. Niestety ludzie poszukujący na terenie Pandory cennych minerałów zagrażają egzystencji Na'vi.
Ponieważ ludzie są niezdolni do oddychania na Pandorze, stworzyli hybrydy zwane Avatarami. Opracowali technologię łączącą umysł człowieka z ciałem Avatara, dzięki czemu przebywanie na obcej planecie staje się możliwe. Dzięki Avatarowi Jake znowu staje na nogach.
Jake poznaje Neytiri – piękną Na'vi, która ratuje mu życie i choć początkowo jest do Sully’ego negatywnie nastawiona, ich relacja ulega zmianie… Dzięki Neytiri Jake coraz lepiej poznaje rasę Na'vi. W końcu będzie musiał opowiedzieć się za jedną ze stron i wziąć udział w bitwie, która przesądzi o losach całego świata.
"

Cóż... Oglądałam film po połowie, w odstępie kilkunastu tygodni i za każdym razem przewijałam.
Koncepcja całkiem niezła- nieliczne filmy ukazują "kosmitów" nie jako zielone maziowate stworki, które koniecznie chcą przejąć kontrolę nad Ziemią, ale jako istoty podobne do Indian, pragnące tylko tego by ludzie dali im spokój. 
Największe brawa należą się do grafików, którzy odwalili kawał zajeb*stej roboty.
Poza tym podobała mi się postać kapitan Trudy, pilotki :)
A teraz wady- wiaaało nudą. Akcja kulała... Wszystko było do przewidzenia. Oglądnęłam może 30 min pierwszej i drugiej części, a potem przewijałam... I wciąż przewracałam oczami.
Ocena: 2/5 Kusi mnie, żeby dać 3, ale i tak za grafikę podciągnęłam do 2.

Weronika Mars (2006-2007)

Podczas przerwy majowej obejrzałam od 6 do 10 odcinka sezonu trzeciego. Teraz oglądam 11 :) Powoli się zbliżam do końca chociaż nie chcę :(
Serial jest świetny. Najlepszy! :)
Szkoda tylko, że nie ma 4 sezonu.

Jednak mi przeszło z tymi filmami, kolejnej części nie będzie :P

Opisy są z filmwebu, obrazki z przypadkowego źródła (kliknięcie na plakat powinno odsyłać do strony).